Policja stawia zarzuty uczestnikom nielegalnej demonstracji, zwołanej spontanicznie przed komendą na warszawskiej Pradze po śmierci Maxwella Itoi - informuje "Gazeta Wyborcza". Nigeryjczyk z polskim obywatelstwem zginął od policyjnej kuli w maju. Do dziś nie wyjaśniono, jak do tego doszło.

53 uczestników pikiety policja spisała. Teraz są oni wzywani na przesłuchania. Jak twierdzą, proponuje się im mandaty w wysokości 200 zł, a jeśli odmawiają - stawia zarzut popełnienia wykroczenia.

Policja nie może pikietującym postawić zarzutu udziału w nielegalnej manifestacji, bo karać można jedynie organizatora lub przewodniczącego takiego zgromadzenia. A tego nie udało się znaleźć.

Do tragedii doszło 23 maja podczas kontroli na bazarze w okolicy budowy Stadionu Narodowego. Według policji, gdy funkcjonariusze po cywilnemu, zajmujący się przestępstwami gospodarczymi, podeszli do grupy czarnoskórych mężczyzn, ci zaczęli agresywnie się zachowywać, jeden z nich zaczął uciekać. W pogoń za nim ruszył policjant. Jak wynikało ze wstępnych relacji funkcjonariuszy, w tunelu pod torami policjant przewrócił uciekającego na ziemię i próbował założyć kajdanki. Wtedy jego i jego kolegę, który biegł za nim, miała zaatakować grupa mężczyzn.

Pomiędzy policjantem a ściganym mężczyzną miało dojść do szamotaniny. Z relacji kolegów policjanta wynikało, że strzał padł podczas próby wyrwania mu broni.