Na trzy miesiące sąd w Gliwicach aresztował Dariusza P., podejrzanego o podpalenie w Jastrzębiu-Zdroju domu, w którym spali jego bliscy. Do tragedii doszło w ubiegłym roku. Zginęła żona mężczyzny i czwórka dzieci. Prokuratura zarzuca mu zabójstwo. Motywem miała być chęć uzyskania pieniędzy z ubezpieczenia.

Zarzut przedstawiony wcześniej Dariuszowi P. dotyczy spowodowania pożaru i zabicia w ten sposób pięciu członków rodziny, a także usiłowania zabójstwa szóstej osoby - najstarszego syna.

Mężczyzna nie przyznaje się do winy i odpiera zarzuty. W czwartek, jeszcze przed przesłuchaniem w prokuraturze, policjanci zawieźli zatrzymanego do jego domu. Przeprowadzono tam przeszukanie z jego udziałem. Nie mam nic wspólnego z tym pożarem. Rodzina jest dla mnie najważniejsza - powiedział P. dziennikarzom.

Sam wysyłał na swój telefon wiadomości z groźbami

Już krótko po pożarze było wiadomo, że doszło do podpalenia. Tak wynikało z opinii biegłego z zakresu pożarnictwa. P. tłumaczył, że ktoś, kto podpalił jego dom, wysyłał mu SMS-y z groźbami. Według prowadzących sprawę, autorem tych wiadomości był sam P., który chciał skierować śledztwo na fałszywy tor.

Przez kolejne miesiące śledczy gromadzili obciążające go dowody. Na ich podstawie wydali nakaz zatrzymania mężczyzny. Prokuratorzy nie informują szczegółowo o dowodach. Twierdzą jedynie, że są bardzo mocne.

Rzecznik Prokuratury Okręgowej w Gliwicach Michał Szułczyński nie chciał też na razie mówić o motywie, jakim miał kierować się Dariusz P. Według nieoficjalnych informacji ze śledztw, a chodzi o polisy ubezpieczeniowe na członków rodziny, wykupione na krótko przed tragedią. Według mediów, Dariusz P., który prowadził zakład produkujący meble, miał bardzo poważne długi.

Jeśli zarzuty się potwierdzą, Dariuszowi P. będzie groziło dożywocie. W ramach śledztwa konieczne będzie uzyskanie opinii biegłych, którzy wypowiedzą się na temat poczytalności podejrzanego.

Pięć osób zmarło z powodu zatrucia czadem

Do pożaru doszło 10 maja ubiegłego roku w domu jednorodzinnym, w którym mieszkała 7-osobowa rodzina. Jego powierzchnia była niewielka - ok. 15 m kw. Jego ognisko znajdowało się na piętrze, paliła się część schodów i szafa.

W wyniku pożaru zmarło pięć osób. Jak wykazała sekcja zwłok, przyczyną śmierci ofiar było zatrucie tlenkiem węgla. Na miejscu zginęła 18-letnia najstarsza córka, czterolatka - w trakcie udzielania pomocy. Potem w szpitalach w Jastrzębiu Zdroju i Cieszynie zmarli kolejno: 10-letni chłopiec i 40-letnia matka dzieci oraz 13-letnia dziewczynka. Ojca nie było w tym czasie w domu.

Cała piątka spoczęła jednym grobie na cmentarzu w Jastrzębiu Zdroju. Żegnali ich członkowie rodziny, mieszkańcy miasta i metropolita katowicki abp Wiktor Skworc, który przed tragedią odwiedził rodzinę P. podczas swej wizytacji w parafii. Podczas uroczystości pogrzebowych abp Skworc wspominał zaangażowanie rodziny P. w życie Kościoła - 10-latek był ministrantem, jego starsze siostry działały w stowarzyszeniu Dzieci Maryi, a matka brała udział w ruchu "Światło-Życie".

(MRod)