Jadący do Lublina na finał Pucharu Polski autokar z rodzinami piłkarzy Lechii, zawodnikami, którzy nie znaleźli się w kadrze meczowej oraz pracownikami klubu został zawrócony z powodu koronawirusa. Jeden z podróżnych miał dziewięć dni temu kontakt z osobą zarażoną.
Piłkarze i sztab szkoleniowy Lechii polecieli do Lublina w czwartek samolotem, natomiast żony i dziewczyny zawodników, pracownicy oraz osoby w różny sposób związane z klubem pojechały na mecz w piątek autokarem. Pojazd, w którym znajdowało się około 30 osób, został zawrócony do Gdańska po minięciu Łodzi.
Do jednego z podróżnych zadzwonił pracownik sanepidu z informacją, że dziewięć dni wcześniej miała kontakt z osobą, u której następnie stwierdzono koronawirusa. Ta styczność sprowadziła się do przybicia popularnej "piątki". Po wywiadzie telefonicznym inspektor sanitarny uznał, że charakter kontaktu nie stanowi podstawy do podjęcia decyzji o objęciu tej osoby kwarantanną - powiedział dyrektora biura komunikacji i marketingu Lechii Arkadiusz Bruliński.
Jednocześnie Bruliński podkreślił, że ta osoba nie miała żadnej styczności z zespołem, nie jest nawet pracownikiem klubu.
Po uzyskaniu tej informacji podróżny skontaktował się z klubem. Przedstawiciel sanepidu zapewnił, że wszystkie osoby znajdujące się w autokarze mogą kontynuować podróż i zasiąść na trybunach Areny Lublin podczas finału Pucharu Polski. Zarząd Lechii zdecydował jednak - dla absolutnej pewności bezpieczeństwa zawodników i kibiców - żeby wszystkie osoby podróżujące tym autokarem wróciły do domów - dodał.
SPRAWDŹ RÓWNIEŻ: Lechia po raz trzeci czy Cracovia po raz pierwszy? Obie drużyny zmierzą się o Puchar Polski