"Akcja w Centrum Eksperckim Kontrwywiadu NATO odbyła się pokojowo, o naszych zamiarach od tygodnia wiedzieli nasi słowaccy partnerzy" - mówi rzecznik MON, a od wczoraj także pełnomocnik ministra ds. tworzenia Centrum Bartłomiej Misiewicz o nocnej akcji w tej placówce. Wcześniej, w nocy, resort obrony przekazał jedynie krótki komunikat w tej sprawie: "…Pełnomocnik Ministra Obrony Narodowej ds. Utworzenia Centrum Eksperckiego Kontrwywiadu NATO Bartłomiej Misiewicz wprowadził nowego p.o. dyrektora CEK NATO płk. Roberta Balę do tymczasowych pomieszczeń CEK NATO użyczonych przez Służbę Kontrwywiadu Wojskowego". Z kolei według dotychczasowego szefa Centrum płk. Krzysztofa Duszy, szef SKW "wtargnął" do placówki "ze swoimi dyrektorami w asyście Żandarmerii Wojskowej", a także "usiłował nakłonić Żandarmerię do otwarcia pomieszczeń, które m.in. należą do personelu słowackiego".
Płk Krzysztof Dusza powiedział dziennikarzowi RMF FM Bartłomiejowi Eiderowi, że tuż po 01:30 w siedzibie Centrum pojawił się szef SKW Piotr Bączek w asyście swoich urzędników i żołnierzy Żandarmerii Wojskowej. Jak twierdzi płk Dusza, szef SKW - nie czekając na jego przybycie - próbował uzyskać dostęp do pomieszczeń, które były zaplombowane.
O godzinie mniej więcej 01:30 do Centrum Eksperckiego (Kontrwywiadu) NATO wtargnął pan Bączek ze swoimi dyrektorami w asyście Żandarmerii Wojskowej. Oficer, który pełnił służbę, a który jest tam członkiem tego Centrum, został powiadomiony, że ma opuścić budynek. Następnie pan Bączek usiłował nakłonić Żandarmerię do otwarcia pomieszczeń, które m.in. należą do personelu słowackiego - relacjonował płk Dusza. Wejście do samego budynku wymaga zgody dyrektora Centrum bądź struktur natowskich. W momencie, kiedy powiadomiono mnie o całej sytuacji, pojawiłem się w pobliżu budynku i odmówiono mi wejścia na teren budynku. Po negocjacjach z zastępcą szefa Żandarmerii Wojskowej udało się tych panów usunąć z budynku, natomiast na moje wyraźne polecenie, prośbę do Żandarmerii, ona zaplombowała drzwi wejściowe - poinformował.
Zastępca szefa Żandarmerii - jak domniemam - wynegocjował czy też wytłumaczył tym panom, że dalsze przebywanie na terenie budynku jest bezprawne, że on nie otworzy tych pomieszczeń. Natomiast ja nie usiłowałem forsować tego kordonu Żandarmerii, bo po zabezpieczeniu budynku przez Żandarmerię uznałem, że należy podjąć stosowne kroki, czyli poinformować zarówno partnera słowackiego, jak i Centrum Transformacji NATO (w Norfolk) i wszystkie kraje, które podpisały porozumienie tworzące samo Centrum - zaznaczył.
Według płk. Duszy, "takie działania to obniżenie rangi Polski". To obniżenie rangi Polski i dewaluacja w oczach naszych partnerów międzynarodowych, którzy dwa lata temu zdecydowali się, że powstanie takie Centrum, zaufali nam - komentował w rozmowie z naszym dziennikarzem płk Dusza. To nie jest prosta sprawa, by powierzono komuś powstanie takiego newralgicznego centrum. Centrum zostało stworzone z inicjatywy szefów MSZ Polski i Słowacji - podkreślił.
Trudno mi sobie wyobrazić, jak tę informację odbiorą nasi partnerzy międzynarodowi - dodał i zaznaczył: Oficer, który wczoraj pełnił służbę, został dzisiaj wezwany na Klonową (do siedziby MON - red.), zamknięty w pokoju, a przed jego pokojem stoi żandarm - i poinformowano go, że tam wkrótce trafi w asyście Żandarmerii reszta żołnierzy oddelegowanych do Centrum.
Bartłomiej Misiewicz, rzecznik MON i nowy pełnomocnik ministra ds. tworzenia Centrum, przekonywał na konferencji prasowej, że akcja odbyła się pokojowo. Poinformował ponadto, że była to planowana zmiana kadrowa - według jego słów, płk Dusza tydzień temu przestał być pełnomocnikiem ministra, bo toczy się wobec niego postępowanie sprawdzające i nie ma dostępu do informacji niejawnych. Takie postępowanie sprawdzające zawiesza czasowo dostęp do informacji niejawnych, w związku z powyższym musiał zostać odwołany - mówił Misiewicz.
Poinformował również, że wobec jednego z oficerów toczy się postępowanie prokuratorskie, które ma wyjaśnić, czy nie złamał prawa nie dopełniając swoich obowiązków, zaś wobec pozostałych toczą się postępowania dyscyplinarne za bezprawne okupowanie budynku Centrum.
Na pytanie, dlaczego wymiana dowództwa w Centrum odbyła się o godzinie 01:30 w nocy, rzecznik MON nie chciał odpowiedzieć.
Według płk. Krzysztofa Duszy, jego odwołanie "jest bezprawne". Dotychczasowy szef natowskiego ośrodka wyjaśnił w rozmowie z RMF FM, że jego powołanie na to stanowisko odbyło się na podstawie umowy ministrów obrony Polski i Słowacji i tylko za ich wspólną zgodą możliwa jest jego dymisja. Obie strony muszą wyrazić na to zgodę, jak również Komitet Sterujący, czyli taka rada nadzorcza tych wszystkich krajów, które podpisały się pod porozumieniem - podkreślił.
Szef komisji ds. służb specjalnych Marek Opioła z PiS zapowiedział w rozmowie z dziennikarzem RMF FM, że ws. nocnej akcji w Centrum Eksperckim Kontrwywiadu NATO zwołane zostanie nadzwyczajne posiedzenie tej komisji. Mówił o zastrzeżeniach do dotychczasowej pracy ośrodka - według niego, w momencie tworzenia Centrum ówczesna opozycja, a obecnie partia rządząca podnosiła zarzuty, że placówka będzie przechowalnią dla kierownictwa SKW.
Jak przekonuje Opioła, trzeba tę sprawę wyjaśnić. Najwyższy czas poznać tą informację i naprawić ten błąd, który na samym początku tworzenia tego Centrum powstał - stwierdził.
Były szef MON Tomasz Siemoniak zarzuty pod adresem placówki nazywa bzdurą i zapewnia, że wraz z ministrem obrony narodowej Słowacji oddelegowali do Centrum najlepszych ludzi.
Strona polska ma prawo prowadzić wymianę różnych swoich przedstawicieli, ale nie wyważając drzwi i wywalając ludzi - komentuje Siemoniak.
To sytuacja bez precedensu. W historii NATO nie zdarzyło się, żeby kraj członkowski atakował placówkę Sojuszu - zaznacza również były szef MON. Według niego, nocna akcja wysłała do słowackich partnerów i całego NATO fatalny sygnał, a Polska traci przez nią dobrą, długo wypracowywaną pozycję w Sojuszu.
Wejście całkowicie bezprawne - tak z kolei akcję w biurach Centrum ocenia w rozmowie z RMF FM były koordynator służb specjalnych Marek Biernacki.
Było to wejście nocą, wejście całkowicie bezprawne, bo ośrodek Centrum jest ośrodkiem natowskim. Jest to ośrodek, który jest zajmowany i przez stronę polską, która delegowała - podkreślam - do NATO określonych oficerów i oni są oficerami natowskimi, i słowacką. Było to wejście bezprawne, nastąpiło wyłamanie drzwi. (...) Nie chcę używać wielkich słów, ale to jest agresja SKW czy polskich służb, czy polskiego państwa na teren natowski. Jeżeli tak mamy współpracować z NATO, to powiem, że jestem mocno wstrząśnięty przyszłością - podkreśla Marek Biernacki.
Pytany, czemu - jego zdaniem - miała służyć taka akcja, odpowiada: Przede wszystkim ma chyba pokazać władzę ministra obrony narodowej Antoniego Macierewicza czy szefa SKW nad resortem.
To jest coś takiego jak w Trybunale - nikt się nie liczył z prawem. (...) Gdyby miały być zmiany personalne, to jest określona procedura i ta procedura wymaga zgody stron, państw natowskich. Można było tę procedurę zacząć. Tej procedury zmiany szefostwa Centrum Eksperckiego nie zaczęto. (...) Zrobiono tak, bo sobie wszyscy wyobrażają, że tak można zrobić, można przyjść - tak jak 13 grudnia - wywalić drzwi, bo "mamy władzę". Tylko że tego typu działania odbywają się na ośrodku natowskim - podkreśla.
Z jednej strony słyszymy o tym, że mamy politykę pronatowską, z drugiej strony mówimy o Wyszehradzie, a lekceważymy całkowicie czy nawet ośmieszamy Słowaków - komentuje Biernacki, po czym zaznacza: Może grozić nam wypowiedzenie umowy funkcjonowania tego ośrodka.
Wiceminister obrony narodowej Bartosz Kownacki, pytany o nocne wydarzenia przez Konrada Piaseckiego w Kontrwywiadzie RMF FM, stwierdził, że "spokojnie zostały przejęte pomieszczenia, zabezpieczone". Odnosząc się zaś do późnej pory przeprowadzenia akcji, wyjaśnił: Nie chcieliśmy robić żadnej sensacji, nie chcieliśmy też w jakiś sposób narażać tych, którzy tam pracują.
Kownacki wypowiedział się również na temat samego Centrum i zatrudnionych tam ludzi. Trzeba by było się zastanowić, czy w cywilizowany sposób ci panowie starali się zabezpieczyć swoje interesy. Ja mam wrażenie, że to był rodzaj przechowalni dla poprzedniego kierownictwa Służby Kontrwywiadu Wojskowego z synekurami, dlatego że tam były pensje rzędu czasem kilkudziesięciu tysięcy złotych - no przyzna pan, że nawet jak na warunki służb specjalnych to są wysokie wynagrodzenia. A tak naprawdę trudno było określić, czy tam będą rzeczywiście osoby kompetentne. Całe poprzednie kierownictwo, osoby najważniejsze pełniące wtedy funkcje w SKW po prostu chciały w ten sposób uciec i zabezpieczyć sobie przyszłość - stwierdził.
(edbie)