Julian S. Kulski, wieloletni współpracownik i przyjaciel legendarnego prezydenta stolicy Stefana Starzyńskiego i wojenny prezydent Warszawy nagrodzony za ratowanie Żydów. Odznaczenie From the Depths im. Mosberga dla Sprawiedliwych Kulski dostał za wystawienie tysiącom polskich żydów fałszywych dowodów tożsamości, które umożliwiły im przetrwanie Holocaustu. "Ojciec był nieznanym bohaterem, bo podczas okupacji komunistycznej nie można było tego okazać" – mówi o wojennych dokonaniach swojego ojca powstaniec warszawski, major Julian E. Kulski.
Julian S. Kulski, po aresztowaniu Stefana Starzyńskiego, na polecenie polskiego Państwa Podziemnego, został wojennym prezydentem Warszawy. Zrobił to na prośbę swojego przyjaciela, Stefana Starzyńskiego - mówi jego syn. Obiecał mu, że po jego aresztowaniu będzie kontynuował jego politykę opiekowania się mieszkańcami Warszawy - wspomina major Kulski.
Jesienią 1939 roku, na polecenie prezydenta Starzyńskiego podtrzymane potem przez Juliana S. Kulskiego, warszawskie Biuro Ewidencji Ludności zaczęło zakrojoną na bardzo szeroką skalę akcje fałszowania dokumentów mieszkańców.
Niemcy uważali ojca i wszystkich pracowników ratusza za kolaboranta, więc ojciec powiedział im, ze wszystkie dokumenty warszawiaków zostały zniszczone podczas bombardowania i Niemcy się zgodzili, żeby wydać nowe. W ten sposób udało się uratować Państwo Podziemne, ministrów, generałów, żołnierzy ZWZ i potem Armii Krajowej, a także tysiące Żydów. Wszyscy dostali lipne dokumenty, ale były one stemplowane przez Niemców, więc uważali je za oficjalne - opowiada syn Kulskiego.
Dzięki akcji Biura, odbywającej się polecenia Juliana S. Kulskiego, liczba pracowników ratusza, który przed wojną zatrudniał ok. 25 tysięcy osób, rozrosła się do 30 tysięcy. Fałszywe dokumenty dostał m.in. generał Stefan Grot-Rowecki, który stał się pracownikiem fizycznym warszawskiej gazowni.
W czasie łapanek Niemcy dzwonili do ratusza, żeby się dowiedzieć, czy to prawdziwe dokumenty i wtedy Niemcy (pracujący w ratuszu - red.) odpowiadali, że były prawdziwe, bo wiedzieli, że wydali takie dokumenty - wyjaśnia major Kulski.
Syn wojennego burmistrza, Julian Eligiusz Kulski, w momencie wybuchu wojny miał dziesięć lat. Sam trafił do konspiracji dzięki decyzji ojca, który umieścił go pod opieką przedwojennego harcmistrza Ludwika Bergera.
Robiłem figle, nie było szkoły. Z kolegą szukaliśmy niewypałów, otwieraliśmy proch. Kolega wtedy stracił rękę i nogę. Ojciec wiedział, że mogę go wpakować w kłopoty, bo był ciągle aresztowany i dlatego oddał mnie pod opiekę Ludwika Bergera. Ludwik zapytał, czy chciałbym się dostać do Związku Walki Zbrojnej, co było moim marzeniem jako 12-latka. Poszedł do mojego ojca, do mojej matki i rodzice dali pozwolenie wspomina.
Julian S. Kulski nie widział się ze swoim synem 15 lat po zakończeniu Powstania Warszawskiego.
Żegnałem się z ojcem dzień przed kapitulacją Żoliborza i powiedział mi, żebym pojechał do jego brata, który był w rządzie polskim w Londynie i żebym nie wracał, dopóki Polska nie odzyska niepodległości. Ojciec orientował się, że to będzie kolejna okupacja. Tym razem dłuższa, bo rosyjska - wspomina Julian E. Kulski. Podkreśla, że przez lata prawdziwa rola jego ojca nie była znana w Polsce.
Ojciec był nieznanym bohaterem, bo podczas okupacji komunistycznej, rosyjskiej nie można było tego okazać. Teraz jest prawie 30 lat wolności. W końcu, zanim umrę, widzę, że odwaga i to, co zrobił mój ojciec, zostaje docenione - komentuje.
(MN)