Szef resortu sprawiedliwości Krzysztof Kwiatkowski skierował do Sądu Najwyższego kasację od wyroku sądu z grudnia 2009 r., który umorzył sprawę b. zomowca Ireneusza K. Mężczyzna był oskarżony o śmiertelne pobicie w 1983 r. Grzegorza Przemyka.
Uznałem, że sprawę musi rozstrzygnąć Sąd Najwyższy - uzasadniał swoją decyzję Kwiatkowski. Według niego czyn, którego dopuścił się były zomowiec Ireneusz K., nie przedawnia. Jednocześnie minister - jako prokurator generalny - zwrócił się do prokuratora apelacyjnego w Warszawie o wyjaśnienie, dlaczego prokuratura nie apelowała po wyroku I instancji. Wtedy sąd - skazując oskarżonego - nie uznał jednak jego czynu za zbrodnię komunistyczną w myśl ustawy o IPN.
W połowie grudnia 2009 r. Sąd Apelacyjny w Warszawie uznał, że sprawa przedawniła się już 1 stycznia 2005 r. Dlatego umorzył proces Ireneusza K. skazanego wcześniej na 8 lat więzienia za udział w tym pobiciu. Uzasadnienie tego wyroku miało bardzo formalny charakter. Sąd nie odnosił się w ogóle do czynu zarzuconego Ireneuszowi K.
Sprawa trwa już 26 lat. Jej podstawą były zeznania Cezarego F., kolegi Grzegorza, który został razem z nim zatrzymany. To on wskazał, że Przemyka bił milicjant, który miał pałkę służbową - a miał ją Ireneusz K.
12 maja 1983 r. 19-letni maturzysta Grzegorz Przemyk z kolegą świętował zdane egzaminy na Pl. Zamkowym w Warszawie. Zatrzymali go milicjanci. Zabrali Przemyka na komisariat. Tam go skatowali. Dostał ponad 40 ciosów pałkami po barkach i plecach oraz kilkanaście ciosów łokciem lub pięścią w brzuch. Zmarł po dwóch dniach w szpitalu.
Ireneusz K., 20-letni wówczas zomowiec, po 1989 r. pracował jeszcze w policji w Biłgoraju. Obecnie jest na mundurowej emeryturze.