Jak wynika z nowelizacji ustawy, która została przyjęta w środę przez parlament, pierwsi pijani kierowcy stracą swoje samochody dopiero w 2023 roku. W ostatecznym kształcie ustawy nie ma ponadto zapisu o tym, że pojazd zostanie odebrany kierowcy, który spowoduje wypadek mając pół promila alkoholu we krwi. Granicę konfiskaty pojazdu wyznacza 1,5 promila.
Przepisy o konfiskacie samochodów pijanym kierowcom są łagodniejsze niż zakładał pierwotny projekt. Auta mają być odbierane kierowcom, którzy zostali złapani za kółkiem i alkomat wskaże ponad 1,5 promila.
Przepis, by samochody tracili kierowcy, którzy mieliby już pół promila, miał zniechęcać do siadania za kółkiem tzw. wczorajszych kierowców - tych, którzy złapani mówili, że spożywali alkohol dzień wcześniej.
Parlamentarzyści zrezygnowali z tego zapisu. Chyba, że złapany kierowca popełni recydywę - wtedy pół promila alkoholu wystarczy, by kierowca stracił auto, ale tylko gdy wcześniej był skazany za jazdę pod wpływem alkoholu.
Granicę konfiskaty pojazdu wyznacza zatem 1,5 promila. Każdy, kto w takim stanie będzie prowadził samochód, straci je. Chyba, że nie jest jedynym właścicielem pojazdu - wtedy zapłaci jego równowartość. Jeśli będzie jechał autem służbowym, zapłaci minimum pięć tysięcy złotych.
Nowelizacja ustawy przewiduje zaostrzenie kar pozbawienia wolności dla pijanych kierowców. Obecnie za spowodowanie ciężkiego wypadku w stanie nietrzeźwości kierowcy grozi kara od 2 do 12 lat więzienia. Po zmianach za spowodowanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu będzie grozić minimum 3 lata więzienia, a za spowodowanie śmierci - minimum 5 lat.
Zwiększy się również maksymalna kara za spowodowanie ciężkiego wypadku. Nietrzeźwemu kierowcy sąd będzie mógł wymierzyć karę nawet 16 lat pozbawienia wolności.
Reforma ma wprowadzać także m.in. bezwzględne "dożywocie", czyli karę dożywotniego więzienia bez możliwości warunkowego zwolnienia oraz podwyższenie kar za pedofilię, gwałty i przyjmowanie łapówek.
Ustawa czeka teraz na podpis prezydenta.