Do kolejnego incydentu z udziałem drona doszło na lotnisku - tym razem w Łodzi. Jak dowiedział się reporter RMF FM, w poniedziałek, gdy w Warszawie samolot Lufthansy o mało nie zderzył się nad Okęciem z bezzałogowcem, na porcie lotniczym im. Władysława Reymonta piloci również alarmowali o obecności drona.
Zgłoszenie o drugim incydencie dopiero dziś dotarło do Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych. Tym razem to nie pasażerski, ale mały kilkuosobowy samolot podchodząc do lądowania zgłosił obecność niezidentyfikowanego obiektu na trasie podejścia. Na pokładzie Cesny 172 znajdowały się dwie osoby - pilot instruktor i kursant, bo był lot szkoleniowy. To dlatego komisja badająca wypadki lotnicze twierdzi, incydent w Łodzi był mniej groźny niż ten w Warszawie. Zajmuje się jednak sprawą.
Do incydentu na porcie lotniczym im. Władysława Reymonta doszło tuż przed lądowaniem, po zmroku, około godziny 21:30. Pilot zgłosił, że widzi mały obiekt z czerwonym pulsującym światełkiem, który poruszał się i w pionie i w poziomie, dlatego pojawiło się podejrzenie, że ktoś operował właśnie dronem. Bezzałogowiec był w obrębie lotniska i został zauważony tuż przed progiem pasa. Pilot nie musiał jednak przerwać manewru lądowania. Służby lotniskowe natychmiast poinformowały policję, ale nie udało się ująć osoby, która sterowała dronem tak blisko lotniska.
Przypomnimy, że do pierwszego podobnego zdarzenia doszło w poniedziałek po południu w odległości około 6,5 mili morskiej od pasa startowego warszawskiego lotniska na Okęciu, czyli w rejonie Piaseczna. Około godz. 16 podchodzący do lądowania, należący do Lufthansy, samolot Embraer 195, lecący z Monachium do Warszawy zameldował kontrolerom lotu, że na wysokości ok. 700 m widzi jakiś obiekt. Był to najprawdopodobniej dron. Z powodu incydentu służby ruchu lotniczego musiały ze względów bezpieczeństwa zmienić kierunek lądowania samolotów. Po kilku godzinach ruch lotniczy przywrócono do normy. Zmiany, które dotyczyły ponad dwudziestu samolotów, nie skutkowały opóźnieniami lotów.