Wiceminister transportu Tadeusz Jarmuziewicz mówi, że musi ustalić ze swoim szefem, od kiedy jest na urlopie, mimo że Sławomir Nowak jasno powiedział, iż jego zastępca już dziś ma wolne w związku z wyjaśnianiem jego kontaktów z firmą Alpine Bau. Wiceminister chwali też sobie współpracę z ministrem transportu i przyznaje, że nie widzi powodu, by pożegnać się z resortem. "Na dziś śpię spokojnie, golę się bez zacięć" - mówi.
Agnieszka Burzyńska: Jak to jest, pan jest na urlopie czy w pracy?
Tadeusz Jarmuziewicz: Mam zaległy urlop - nawet nie wiem, ile dni - i dostałem pismo, że mam ten urlop wykorzystać. Wyjaśnię z ministrem Nowakiem, od kiedy urlop będę miał: czy od piątku, od soboty czy od niedzieli.
Jeszcze nie rozmawiał pan z ministrem? Minister mówił, że prosił o wyjaśnienia.
Nie, w kwestii urlopu rozmawialiśmy w ubiegłym tygodniu. I taka decyzja w powietrzu wisiała: że minister Jarmuziewicz wybiera się na urlop. Trzeba wyjaśnić, od kiedy. Według mnie jestem od dzisiaj na urlopie. Także rozmawiam w ministerstwie, ale na urlopie jestem.
Panie ministrze, co pan powiedział swojemu szefowi ?
Odniosłem się do notatki Generalnej Dyrekcji, czyli podległej mi instytucji, gdzie jednostka w Katowicach informuje o moich zachowaniach Warszawę. Jest pominięcie w tej notatce informacji o tym, że z placu budowy pojechałem do wójta, gdzie rozmawialiśmy o stanie dróg, raczej o stanie tego, co było kiedyś drogą, dlatego że drogi w gminie Mszana zostały zdemolowane totalnie przez Alpine Bau - wykonawcę tamtejszych inwestycji... W związku z tym udaliśmy się tam na prośbę posła Krzysztofa Gadowskiego. Wójt poprosił kilkunastu urzędników. Po zakończeniu spotkania, gdzie chciałem wracać do Warszawy, pan wójt poprosił abyśmy kontynuowali rozmowy przy posiłku. Zjedliśmy posiłek, rozmawialiśmy tylko o stanie dróg w obecności osób trzecich. Nie byłem przez moment sam, ani z wójtem, ani z posłem, ani z Alpine Bau.
Rzecznik ministerstwa odpowiedział na moje pytania, że pan oczywiście może się spotykać z wykonawcami, ale tylko w towarzystwie Generalnej Dyrekcji - zwłaszcza w tym przypadku, kiedy sprawy z Alpine Bau nie są zbyt jednoznaczne. Sądzicie się też o miliard złotych.
Pozwoli pani, że ja - jako minister odpowiedzialny za budowę dróg - będę decydował, z kim się spotykam, gdzie i w jakim towarzystwie.
Nie przeszkadza panu brak przedstawicieli Generalnej Dyrekcji?
Ale ja nie rozmawiałem o sprawach Generalnej Dyrekcji. To nie Generalna Dyrekcja zniszczyła drogi w gminie Mszana, to wykonawca inwestycji. Pan wójt prosił - w stosunku do Alpine Bau - a nie do Generalnej... Od stycznia, kilkanaście razy prosił Generalną Dyrekcję w Katowicach o jakiekolwiek spotkanie, a do takiego spotkania nie doszło. Odsyłam na stronę gminy Mszana, gdzie jest oświadczenie posła Gadowskiego i pana wójta, który informuje między innymi o tym, że Generalna Dyrekcja katowicka interesuje się w sposób umiarkowany - delikatnie mówiąc, chociaż na usta ciśnie mi się inne słowo...
A jakie się panu ciśnie słowo? Bo to pan nadzoruje Generalną Dyrekcję.
Wie pani, ja mówię o relacjach podległej centrali warszawskiej - katowickiej Generalnej Dyrekcji, która w niewłaściwy sposób dogląda inwestycji w terenie.
To pan jest za to odpowiedzialny.
Dlatego się interesuję niektórymi inwestycjami. Między innymi inwestycją budowy mostu, dlatego też tam byłem. Dlatego zapraszałem do siebie wielokrotnie i wykonawcę...
To trzeba zmienić szefa Generalnej Dyrekcji.
Pozwoli pani, że tego nie skomentuje. Jest to wątek do pociągnięcia w rozmowach, ale nie przy tym stole.
Dlaczego nie? Pan nadzoruje Generalną Dyrekcję. Zarzuca pan jej nieudolność, to tak jakby pan sobie to zarzucał.
Ja rzeczywiście nadzoruje Generalną Dyrekcję. To, co ona zrobiła w stosunku do mnie wymaga - delikatnie mówiąc - co najmniej wyjaśnienia. Bo to nie jest standardowe, że opisuje w sposób denuncjatorski wręcz - zachowanie swojego zwierzchnika do swojego szefa.
Mogli być zdziwieni, jak pana zobaczyli w restauracji w towarzystwie przedstawicieli Alpine Bau bez nich.
Ja powtarzam, tam było prawie dwadzieścia osób na sali. Z czego dwie osoby były z Alpine.
Tak, ale minister transportu jasno pisze, że urzędnicy ministerstwa nie mogą się spotykać bez przedstawicieli.
Gdzie pani to przeczytała?
Dostałam taką odpowiedź od ministerstwa.
Ja nie czuje jakiegoś wyjątkowego powodu, że nie mogę spotykać się z kimś, komu zlecam robotę. Ja nadzoruje proces wykonywania dróg w Polsce, nadzoruje Generalną Dyrekcje, a ona zleca to komuś. Pani wybaczy, ale bez kontaktowania się z tymi, którym się zleca coś, jak nadzorować? Jeżeli taka wizja nadzorowania jest nie do przyjęcia, to mogę ponieść za to konsekwencje. Ja tak sobie wyobrażam zainteresowanie inwestycjami, szczególnie tak trudnymi jak ten most.
No właśnie, firma zeszła z budowy. To też jest pana odpowiedzialność.
Proszę zauważyć, że środek ciężkości dyskusji od paru dni tkwi raczej w relacjach Jarmuziewicza z wykonawcą, a nie czy most powstanie, czy most nie powstanie. Pani jest pierwszą osobą, która mnie pyta, z całego świata dziennikarskiego, pozwolę sobie stwierdzić, że osiągnięto zamierzony cel. Ktoś, kto chciał odwrócić uwagę od tego, że to nie most jest ważny, a Jarmuziewicz i jego relacje z podwykonawcą, osiągnął to. Nie mówimy o moście. Jarmuziewicz jest ważniejszy w tej chwili i jego podejrzane zachowania.
Panie ministrze, pan doskonale wie, że to nie jest kwestia tylko ani obiadu, ani tego jednego mostu, tylko kwestie ADR-ów, zamieszania przy prawach jazdy, brakujących rozporządzeń do prawa lotniczego, umowy z Litwą o przekazaniu kontroli nad 1/5 polskiego nieba, gdzie kontrolerzy piszą do premiera i domagają się interwencji, bo dostali z ministerstwa takie odpowiedzi, które właściwie nie odpowiadają na żadne pytania.
A pani chce, żebyśmy się spotkali w sądzie w sprawie tych FAB-ów? Proszę mi powiedzieć. Spotykamy się w sądzie czy nie? No to ja pani powiem, jak to wygląda z FAB-ami. Ktoś panią uraczył jakąś kretyńską wiedzą, a pani to powtarza. Sytuacja wygląda tak: zawarliśmy umowę ramową z Litwą, gdzie wpisaliśmy taki oto zapis: że może się tak zdarzyć technicznie, iż polska infrastruktura radarowa będzie tak usytuowana, że możemy nadzorować kawałek nieba przestrzeni litewskiej, albo Litwini będą mieli taką strukturę radarową, że będą nadzorowali polskie niebo. I stworzyliśmy potencjalne narzędzie do skrzynki z narzędziami, które sobie leży, że kiedyś może zawrzemy z Litwinami umowę o tym, że taką umowę podpiszemy, przekażemy sobie zarządzanie przestrzenią powietrzną. Koniec! Myśmy wygenerowali potencjał, a nie zarządzanie. Dogadaliśmy się z Litwinami, że kiedyś może będzie taka możliwość, że będzie wygodnie. Dzisiaj takie rzeczy mają miejsce. Dzisiaj polski samolot, który przelatuje na przykład nad kawałkiem Worka Turoszowskiego nie jest widziany przez polskie radary. Czesi przekazują to Niemcom. I tak się może zdarzyć w relacjach polsko-litewskich, żeby ten samolot był jak najmniej razy przekazywany z rąk do rąk. O bezpieczeństwo chodzi.
Panie ministrze - Litwini są bardzo zdziwieni, że chcemy się wycofać, bo oni rozumieją to dokładnie jak nasi kontrolerzy lotów. Jak poseł Jerzy Polaczek, który zarzuca ministerstwu kłamstwo.
To proszę rozmawiać z Litwinami i posłem Polaczkiem. Ja swoje zdanie w tej kwestii powiedziałem.
A reszta tych spraw? Brakujące rozporządzenia, ADR-y, ta kontrola, której wyniki wczoraj podaliśmy?
Ja coś pani powiem. Widzę, że mój fan club w RMF-ie - evergreen, wiecznie żywy. Powiem pani tak - ja na te wszystkie pytanie dziesiątki razy odpowiadałem. Przez rzecznika, sam, w związku z tym zmęczyłem się, nie chce mi się na te pytania odpowiadać.
Co pan powie tym kierowcom, którzy nie mieli zaświadczeń?
Proszę mi pokazać jednego kierowcę.
Mam go tutaj przyprowadzić, tak?
Proszę pani, temat jest medialny. Ja postawię pytanie odwrotnie: czy pani zna fracht, ładunek, który nie został przewieziony w wyniku tego? Proszę mi pokazać wydarzenie gospodarcze, które nie zaistniało, dlatego że nie wydałem jakiegoś dokumentu. Proszę mi pokazać wydarzenie gospodarcze, licencję, nieodbyty lot w wyniku braku rozporządzeń lotniczych. Wiem, jesteśmy zakładnikami sytuacji.
A ADR-y?
To jest podobna sytuacja. Z ADR-ami mamy taką sytuację - rzeczywiście, spóźnione rozporządzenia, które dotyczą raczej firm dużych niż małych, gdzie jest zawsze większa liczba kierowców, którzy są uprawnieni do wożenia towarów niebezpiecznych i niewydanie na czas... To kłopot, owszem, biję się w piersi, nie spowodowało żadnego wydarzenia gospodarczego, które skutkowałoby tym, że się nie odbył jakiś przewóz.
Kierowcy mówią co innego, że przez dwa miesiące nie mogli pracować.
Proszę pani, jest takie miejsce jak moje biurko. Jestem głęboko przekonany, że dostałbym takie pismo, zażalenie, pozew do sądu, cokolwiek by się takiego wydarzyło. Ja się nie zetknąłem z czymś takim. Oczywiście urzędniczo - bije się w piersi - nie wydaliśmy na czas rozporządzenia, które mówiło, jak te ADR-y mają wyglądać, ale naprawione, mówimy o zaszłości...
Panie ministrze, czy pan jest w stanie pracować ze swoim szefem? Nie lepiej się pożegnać?
No, dość mocna zmiana tematu. Dlaczego pani mówi, że to ma spowodować, że mam nie pracować z moim szefem? Dlaczego mam nie pracować z moim szefem?
Dogadujecie się?
Oczywiście, że tak. Ze Sławkiem Nowakiem, moim kumplem, znam się nie wiem ile lat, jeszcze z czasu Kongresu Liberalno-Demokratycznego. Nie ma najmniejszych powodów, aby uważać, że relacje Jarmuziewicz-Nowak, które mentalnie są naprawdę dobre - co sobie u Sławka cenię, mamy bardzo podobne poczucie humoru - co nie utrudnia relacji w pracy.
Zostanie pan w ministerstwie?
To pytanie nie do mnie. Jeżeli ktoś moją dotychczasową pracę oceni w ten sposób, że nie powinienem kontynuować misji ministerialnej, to może się tak zdarzyć, że nie zostanę. Natomiast na dziś śpię spokojnie, golę się bez zacięć.
(mal)