Dwóch słowackich alpinistów, którzy brali udział w wyprawie na Dhaulagiri - Jan Matlak i Vladimir Svancar - oraz trzech Nepalczyków zginęło w swoich namiotach w bazie (4750 m) pod Dhaulagiri (8167 m) po zejściu potężnej lawiny. Przypadki zasypania śniegiem bazy należą do rzadkości. W miniony weekend pod zwałami śniegu w Himalajach zginęły 32 osoby - w tym troje Polaków.
Uczestnicy 10-osobowej ekspedycji tydzień temu wrócili z obozu II (6600 m) i przeczekiwali załamanie pogody. Na stronie internetowej napisali: "Pada śnieg, pada śnieg, wciąż pada śnieg... Wszyscy wierzymy, że pogoda jeszcze się poprawi".
We wtorek nic nie zapowiadało tragedii. Wieczorem, gdy alpiniści szykowali się do snu, na bazę zeszła potężna lawina. Pod zwałami śniegu, oprócz wspomnianych Słowaków, zginęło trzech Nepalczyków wspomagających uczestników wyprawy: Bhoj Kumar Rai, Dorje Sherpa i Gopal Rai. Pozostali członkowie ekspedycji, którzy przebywali jeszcze w dużym namiocie-mesie, uniknęli śmierci.
Przypadki zejścia lawiny na bazę są niezwykle rzadkie. Zazwyczaj wybierane są miejsca niemal stuprocentowo bezpieczne. I za takie uważane było dotąd usytuowanie bazy na lodowcu Chhonbardan pod Dhaulagiri. Ta zaskakująca tragedia to z pewnością efekt cyklonu Hunhud, który spowodował gwałtowne zjawiska atmosferyczne - powiedział olimpijczyk z Rzymu (1960), szermierz, taternik i alpinista Janusz Kurczab, jeden z redaktorów portalu wspinanie.pl
Dhaulagiri (Biała Góra), siódmy co do wysokości ośmiotysięcznik, oddzielony jest od pobliskiej Annapurny (8091 m) głęboko wciętą doliną rzeki Kali Gandaki. To właśnie tam, na uznawanym dotąd za wyjątkowo bezpiecznym i popularnym wśród amatorów trekkingu szlaku w rejonie Annapurny, zginęły w lawinie 32 osoby, a kilkudziesięciu jest zaginionych. 14 października nastąpiła gwałtowna zmiana pogody wywołana przez cyklon znad Zatoki Bengalskiej.
Kurczab, który we wrześniu skończył 77 lat, był kierownikiem kilku wypraw, m.in. w 1976 i 1982 roku na K2 (8611 m), a w 1978 na Makalu (8470 m), kiedy to uczestnicy ekspedycji zostali zaskoczeni lawiną.
Przyszła nagle, bezszelestnie. W zasadzie można mówić o zsunięciu ogromnych mas śniegu na... bazę, w której pozostał m.in. Andrzej Młynarczyk. Zginął w nocy z 5 na 6 października. Inni uczestnicy, Janek Wolf, którego ratowaliśmy, gdy doznał obrzęku płuc, czy Leszek Cichy, byli ze mną w górze, zakładaliśmy obóz pierwszy - wspomniał Kurczab.
Cichy przyznał, że w tym okresie nie powinno być tak obfitych opadów śniegu, a jednak w ciągu dwóch dni utworzyły się zaspy o ponadmetrowej wysokości.
Jak podkreślił Leszek Cichy, przypadki zejścia lawin na bazy pod ośmiotysięcznikami zdarzają się raz na kilkanaście lat. Ten ostatni, pod Dhaulagiri, jest ogromnym zaskoczeniem, zwłaszcza, że miejsce gdzie rozbite zostały namioty było na stosunkowo niskiej wysokości.
Przypomnijmy, że bardzo silne opady śniegu, spowodowane przez cyklon Hudhud, który w miniony weekend uderzył we wschodnią część Indii, we wtorek przeszły nad Himalajami w samym szczycie nepalskiego sezonu turystycznego.
(acz)