33-letni Andrzej B. i jego 17-letnia dziewczyna zginęli od ran postrzałowych okolic głowy. Dopiero po sekcjach zwłok będzie wiadomo, kiedy dokładnie się to stało - poinformowała na konferencji prasowej prokuratura. Śledczy będą też dopiero ustalać, czy dziewczyna przebywała w mieszkaniu dobrowolnie. Policja twierdzi, że tak. "To informacja ze źródeł operacyjnych" - powiedział nam rzecznik podkarpackiej komendy.
Reporter RMF FM Maciej Grzyb ustalił wcześniej nieoficjalnie, że bandyta nie żył już w czwartek wieczorem. Zanim popełnił samobójstwo, zastrzelił swoją przyjaciółkę.
Dokładną godzinę śmierci obojga poznamy dopiero po sekcjach zwłok. Śledczy błędnie poinformowali wcześniej, że badania są już przeprowadzane. Jak się teraz okazuje, chodziło o sekcję zwłok 29-letniego mężczyzny, zastrzelonego dzień wcześniej w Międzybrodziu koło Sanoka. To w jego zabójstwo zamieszany był Andrzej B.
Prokuratura nie ujawniła, czy służby kontaktowały się już z rodziną nieżyjącej 17-latki. Śledczy będą też dopiero sprawdzać, czy dziewczyna zabarykadowała się z bandytą dobrowolnie. Nie ujawniono, czy mieszkanie było podsłuchiwane. Na konferencji prasowej usłyszeliśmy jedynie, że służby je "monitorowały".
Identycznego stwierdzenia użył w rozmowie z reporterem RMF FM Krzysztofem Kotem rzecznik podkarpackiej policji Paweł Międlar. Potwierdził on, że od początku akcji policyjnym negocjatorom ani razu nie udało się skontaktować z 33-latkiem ani z jego przyjaciółką. Natomiast informacja o tym, że dziewczyna przebywa w mieszkaniu dobrowolnie pochodziła - jak stwierdził komisarz - ze źródeł operacyjnych. Mieszkanie miało być monitorowane, ale policja nie chce ujawnić, w jaki sposób.
Prokuratura ujawniła również na konferencji prasowej, że bandyta i jego przyjaciółka zamknęli się w mieszkaniu z dwoma psami.
Nasz reporter ustalił, że jedno ze zwierząt zastrzelili antyterroryści tuż po wtargnięciu do mieszkania. Użyli broni, bo pies był agresywny.
Sąsiad 33-letniego Andrzeja B., z którym rozmawiał portal tvPodkarpacie.pl, relacjonował wcześniej, że wieczorem usłyszał dobiegające z mieszkania bandyty stłumione huki. Tylko wieczorem słychać było jakieś drobne huki - tak, jakby broń była stłumiona. Wtedy mogli do siebie strzelić. To był stłumiony huk, znacznie cichszy niż ten około południa (kiedy napastnik strzelał z okien do policjantów - RMF FM) - mówił chłopak.
Jak dodał, po tych stłumionych hukach całkowicie ucichły psy, które również przebywały w mieszkaniu.