33-letni mężczyzna z Sanoka, który strzelał do policjantów, a później zabarykadował się w mieszkaniu, nie żył już w czwartek wieczorem - to nieoficjalne informacje reportera RMF FM Macieja Grzyba. Jak się dowiadujemy, mężczyzna zanim odebrał sobie życie, zastrzelił swoją towarzyszkę.
Ciała 33-letniego mężczyzny i jego 17-letniej towarzyszki zostały zabrane z mieszkania przy ul. Cegielnianej 14 w Sanoku. Przewieziono je do miejscowego szpitala, gdzie zostanie przeprowadzona sekcja zwłok.
Reporter RMF FM Maciej Grzyb ustalił, że 33-latek, który wraz ze swoją 17-letnią dziewczyną zabarykadował się w mieszkaniu, nie żył już wczoraj wieczorem. Według nieoficjalnych ustaleń naszego reportera, para nie żyła już około godziny 18-19 wczoraj wieczorem.
Mężczyzna najpierw zastrzelił swoją towarzyszkę. Potem skierował broń w swoją stronę.
Strzałów nie było słychać, ponieważ użył pistoletu z tłumikiem. Wcześniej do policjantów strzelał z myśliwskiego sztucera.
Mężczyzna wszedł w posiadanie broni nielegalnie. Nie miał na nią pozwolenia.
Dziennikarze tvPodkarpacie dotarli do sąsiada 33-letniego napastnika. W rozmowie z nimi młoduy mężczyzna opowiadał, że Andrzej B. mieszkał w bloku przy Cegielnianej od 7-8 lat. W jego mieszkaniu często odbywały się głośne imprezy, a jeszcze częściej dochodziło do awantur i kłótni. Przyznaje, że wieczorem - w dniu policyjnej akcji - słuchać było drobne, stłumione huki. Tak jakby coś pękło, coś o coś uderzyło - mówił. To był znacznie cichszy huk niż te około południa, gdy strzelał do radiowozów. Zaznacza, że w nocy jedynymi odgłosami dochodzącymi z mieszkania było szczekanie i ujadanie psa.
Ciała 33-letniego bandyty i jego 17-letniej dziewczyny, którzy zabarykadowali się w bloku przy ul. Cegielnianej 14 w Sanoku, znaleźli antyterroryści, którzy przypuścili szturm na mieszkanie. To prawdopodobnie samobójstwo - już wtedy mówił rzecznik podkarpackiej policji Paweł Międlar.
Antyterroryści weszli do mieszkania przed godziną pierwszą w nocy. Wejście policyjnych antyterrorystów poprzedzone było wezwaniami do otwarcia drzwi, do poddania się. Mimo wielokrotnych wezwań przez megafon ani mężczyzna, ani kobieta, którzy byli w mieszkaniu, nie zareagowali. Teraz wiemy dlaczego - oboje już od kilku godzin nie żyli.
Wcześniej reporter RMF FM Maciej Grzyb donosił, że około godziny 1:15 w bloku słychać było głos negocjatora, a zaraz potem rozległy się odgłosy eksplozji dwóch granatów hukowych. Padły także strzały. W tej samej chwili wszyscy policjanci zabezpieczający teren wybiegli z samochodów. Przed blok podjechały następnie radiowóz i karetka pogotowia. Dwadzieścia minut później do pobliskiego budynku gimnazjum nr 4, w którym ulokowano sztab dowodzenia, weszło kilkudziesięciu antyterrorystów, którzy przez cały dzień przygotowywali się do szturmu.
O 1:00 słyszeliśmy jeden, wielki grzmot, ale z drugiej strony dobrze, że to się skończyło - powiedziała nam o poranku mieszkanka bloku przy ul. Cegielnianej 14. Inny mężczyzna relacjonował, że policja kazała jego rodzinie schować się do kuchni, żeby nie być na linii strzału. Dzieci w wielkim strachu, schowały się pod stół - mówił mieszkaniec Sanoka. On nie posłał dziś swoich dzieci do szkoły, bo jak mówił, nadal przeżywają to, co wydarzyło się w ostatnich kilkudziesięciu godzinach.
Policja interesowała się 33-latkiem w związku z zabójstwem, do którego doszło dzień wcześniej w Międzybrodziu niedaleko Sanoka. W czwartek przed południem przed blok przy ul. Cegielnianej 14 podjechali funkcjonariusze z wydziału kryminalnego. Nie mieli jednak zadania zatrzymania mężczyzny - mieli jedynie zrobić rozpoznanie, bo z Rzeszowa jechała już brygada antyterrorystów. Podejrzewano bowiem, że mężczyzna może być uzbrojony.
Kiedy policjanci pojawili się przed blokiem, napastnik zaczął strzelać do nich z broni z okna na trzecim piętrze i zabarykadował się w mieszkaniu. Wraz z nim - dobrowolnie - przebywała tam jego 17-letnia dziewczyna.
Ostatni strzał padł przed południem.