Szefowie Widzewa, który awansował do 1. ligi, zapowiedzieli, że będą dążyć do ukarania sprawców ataku na piłkarzy po sobotnim meczu w Łodzi ze Zniczem Pruszków. Po końcowym gwizdku na boisko wtargnęli kibice, którzy uderzyli co najmniej dwóch graczy. Sześć osób zostało zatrzymanych.
Skandalem zakończyło się ostatnie spotkanie Widzewa w drugoligowych rozgrywkach. Łodzianie ulegli Zniczowi 0:1, ale mimo to awansowali na zaplecze ekstraklasy. Jednak zamiast tradycyjnej fety i radości z powrotu po pięciu latach do 1. ligi, po kolejnej porażce atmosfera na stadionie przy al. Piłsudskiego była bardzo gorąca. Już w trakcie meczu kibice gospodarzy w stronę piłkarzy kierowali wyzwiska, groźby oraz gwizdami kwitowali kolejne nieudane zagrania zawodników trenera Marcina Kaczmarka.
Po końcowym gwizdku arbitra na murawę wtargnęła rozwścieczona formą widzewiaków grupa kilkudziesięciu osób, które ściągnęły z piłkarzy koszulki. Doszło do przepychanek, szarpaniny, obrażania graczy oraz uderzenia 18-letniego Roberta Prochownika i niewiele starszego Adama Radwańskiego. Doświadczony kapitan łodzian Marcin Robak ze łzami w oczach opuszczał boisko, na którym pojawiły się kordony policji.
Jak poinformowała Komenda Wojewódzka Policji w Łodzi, bezpośrednio po meczu zatrzymano sześć osób w wieku od 29 do 39 lat, którzy odpowiedzą za wtargnięcie na murawę oraz znieważenie funkcjonariuszy.
Takie zachowanie w wydanym oświadczeniu potępiły również władze klubu. Przyznano w nim, że długo oczekiwany awans do 1. ligi został osiągnięty w stylu pozostawiającym wiele do życzenia i dalekim od oczekiwań, w związku z czym zrozumiałe są negatywne odczucia kibiców i ich niezadowolenie.
Żadne rozstrzygnięcia sportowe ani największy nawet pokład negatywnych emocji nie mogą być jednak wytłumaczeniem zachowań, do których doszło na płycie boiska po końcowym gwizdku. Już samo wtargnięcie na plac gry jest złamaniem ustawy o bezpieczeństwie imprez masowych, a ataki fizyczne na zawodników to zachowania, które ścigane będą z urzędu - podkreślono.
Zadeklarowano, że Widzew nie pozostawi tych czynów bez reakcji i będzie dążyć do ukarania sprawców. Wyciągnięte zostaną wobec winnych konsekwencje, włącznie z rozwiązaniami prawnymi, takimi jak zakazy stadionowe - zapewniono.
Szefowie beniaminka zwrócili również uwagę, że negatywne zachowania jednostek rzutują na opinię o całej widzewskiej społeczności, która przez ostatnie lata w niższych ligach licznie i aktywnie wspierała swoją drużynę w odbudowie dawnego blasku. Tym bardziej dołożymy wszelkich starań, by sprawcy nie pozostali bezkarni. Serce Łodzi to dom wszystkich widzewiaków, miejsce spotkań rodzin i przyjaciół i tylko jako takie może być postrzegane - zaznaczono.
Do stylu, w jakim Widzew wywalczył awans oraz zachowania grupy kibiców Widzewa odniósł się także Zbigniew Boniek. Były napastnik tego klubu we wpisie na Twitterze sposób, w jakim łodzianie wywalczyli awans nazwał bardzo wstydliwym. Słabo to wyglądało, gratulacje - dodał.
Frustracja kibiców jest uzasadniona, jednak zachowanie bandyty, który wpada na boisko i chce pobić piłkarza jest skandaliczne. To są rzeczy, które nie powinny się zdarzyć. Piłka nożna emocjonuje wszystkich, niestety też bandytów. Od walki z nimi jest policja. To, co się wczoraj stało, jest nie do zrozumienia. Do tego nie powinno dojść - dodał prezes PZPN w niedzielnym programie "Cafe Futbol" na antenie Polsat Sport.
Widzew bezpośredni awans wywalczył z drugiego miejsca w tabeli. W rozgrywkach 2. ligi zwyciężył Górnik Łęczna. Trzeciego beniaminka wyłonią mecze barażowe.
Klub z Łodzi, który czterokrotnie zdobył tytuł mistrza Polski, ostatni raz na zapleczu ekstraklasy występował w 2015 roku. Tamten sezon zakończył się dla niego spadkiem, a w następnym - z powodu kłopotów finansowych - nie przystąpił do drugoligowych rozgrywek. W kolejnym, już jako nowy podmiot, rozpoczął grę i odbudowę dawnego blasku od piątego szczebla rozgrywkowego w kraju.
Powrót na miejsce, w którym łodzianie żegnali się z dużym futbolem, zajął im pięć lat. Po sobotniej porażce ze Zniczem, na potwierdzenie promocji piłkarze Widzewa czekali na środku boiska i zakończenie spotkania w Katowicach, gdzie GKS ostatecznie zremisował z Resovią 1:1. Katowiczanie nie wykorzystali kolejnego potknięcia łódzkiej drużyny, bo w przypadku ich zwycięstwa, to GKS uzyskałby w sobotę status pierwszoligowca, a łodzianie musieliby walczyć w barażach.
Widzew choć przerastał resztę drugoligowej stawki pod względem budżetu, organizacji, wsparcia kibiców oraz składu, w którym było wielu zawodników z ekstraklasową przeszłością, m.in. Marcin Robak, Mateusz Możdżeń, Henrik Ojamaa, Hubert Wołąkiewicz, Wojciech Pawłowski, Łukasz Kosakiewicz czy Sebastian Rudol, szczególnie słabo spisywał się po przerwie spowodowanej pandemią. W tym czasie piłkarze uchodzącego za specjalistę od awansów trenera Kaczmarka w 12 rozegranych meczach zdobyli tylko 12 punktów i nie uniknęli porażek z niżej notowanymi rywalami, m.in. ze Skrą Częstochowa, Legionovią, Górnikiem Polkowice, Pogonią Siedlce i Resovią.
Także wcześniejsze lata w niższych ligach nie były dla Widzewa łatwe, choć zespół prowadzili m.in. były selekcjoner Franciszek Smuda czy Radosław Mroczkowski. Najszybciej łodzianie wydostali się z czwartej ligi, ale zarówno w trzeciej, jak i w drugiej spędzili po dwa lata.