Po okresie względnego spokoju w związku ze świętami i Nowym Rokiem przemoc ponownie wróciła na ulice wenezuelskich miast. Dwie osoby zginęły, a dwie zostały ranne w stolicy kraju Caracas, w starciach zwolenników i przeciwników prezydenta Hugo Chaveza.

Tysiące ludzi przemaszerowało w okolice wojskowej bazy Fuerte Tiuna, domagając się rezygnacji lewicowego przywódcy. W okolicach bazy napotkali barykady zbudowane przez zwolenników Chaveza. Doszło do zamieszek.

Obie strony próbowała rozdzielić wenezuelska Gwardia Narodowa, ale powiększyło to tylko chaos. Zabici i ranni to ofiary bezładnej strzelaniny. Jak na razie nie ustalono, kto pierwszy otworzył ogień. Do szpitala traiło też 80 osób, które zatruły się gazami łzawiącymi.

Chciałbym wyrazić kondolencje dla rodzin zabitych oraz rannych. Mam nadzieję, że ludzie ci będą w stanie otrząsnąć się ze skutków tej tragedii. Jestem pewien, że wszyscy Wenezuelczycy chcieliby, by jak najszybciej w ich kraju zapanował spokój - mówił szef Organizacji Państw Amerykańskich, Cesar Gaviria, która próbuje doprowadzić do pojednania obu stron.

Popierane przez USA rozmowy prowadzą jak na razie donikąd. Opozycja chce, by za miesiąc odbyło się referendum w sprawie ustąpienia Chaveza, ale ten już zapowiedział że nie uzna jego wyników. Kryzys polityczny w tym kraju przybiera na sile. Strajk sparaliżował między innymi przemysł naftowy kraju, który jest piątym do co wielkości eksporterem ropy na świecie.

09:00