Przyczyny katastrofy polskiego autokaru na Węgrzech będą znane najwcześniej za tydzień - zapowiada wiceminister infrastruktury Mieczysław Muszyński, który był wczoraj na Węgrzech. Tyle właśnie ma zająć ekspertom zbadanie okoliczności tragedii, wraku autokaru i wszelkich dokumentów. W katastrofie życie straciło 19 pasażerów, a 32 osoby zostały ranne, w tym kilka ciężko.

Wiceminister powiedział, że przyczyną wypadku nie było zaśnięcie kierowcy. Wykluczył też, że kierowca był pod wpływem alkoholu, a powołując się na ostatnie opinie ekspertów, wykluczył również zły stan techniczny autokaru. Co zatem mogło się stać zeszłej nocy na trasie M-7 w pobliżu Balatonu?

Polscy rzeczoznawcy przywieźli do kraju zachowaną, mimo zniszczeń, tarczę urządzenia mierzącego prędkość. Pierwsze oględziny wykazały, że wbrew temu, co mówi policja, autobus nie jechał z prędkością 80 a zaledwie 40 km na godzinę.

Świadkowie tragedii twierdzą, że kierowcy tuż przed wypadkiem mówili o nieczynnym hamulcu. O tym, co wydarzyło się potem, cokolwiek mogli powiedzieć tylko nieliczni.

W węgierskich szpitalach nadal przebywa 28 Polaków rannych we wczorajszej katastrofie autobusu na Węgrzech. Stan pięciu osób jest ciężki, ale stabilny. Czwórka najlżej rannych jest już w kraju. W najbliższych dniach przylecą do Polski pozostali ocaleni.

Oficjalna lista osób, które zginęły w katastrofie na Węgrzech, ma być znana za kilka godzin.

Po katastrofie autokaru na Węgrzech, w Ministerstwie Spraw Zagranicznych powołano specjalny sztab kryzysowy. Więcej informacji można uzyskać, dzwoniąc pod warszawskie numery telefonów: 52-39-601, 52-39-885 i 52-39-447.

Rys. RMF

16:15