Urodziła na podłodze, między łóżkami, na zwykłej sali oddziału położniczego. Nikt z lekarzy nie przyszedł i mimo wezwań męża nie pomógł kobiecie, która musiała urodzić martwe dziecko. To wstrząsająca i makabryczna historia ze szpitala Starachowicach - informuje reporter RMF FM Mariusz Piekarski.

Urodziła na podłodze, między łóżkami, na zwykłej sali oddziału położniczego. Nikt z lekarzy nie przyszedł i mimo wezwań męża nie pomógł kobiecie, która musiała urodzić martwe dziecko. To wstrząsająca i makabryczna historia ze szpitala Starachowicach - informuje reporter RMF FM Mariusz Piekarski.
Szpital w Starachowicach /Michał Michta /RMF MAXX

1 listopada pani Iza - w 8. miesiącu ciąży - przestała czuć ruchy dziecka. Zgłosiła się do szpitala. Badania USG wykazały, że jej dziecko nie żyje. Podjęto decyzję, by wywołać poród. Przyjęli mnie na oddział i zostawili samą sobie - opowiadała nam pacjentka. 

Akcja porodowa - jak opowiadała nam pani Iza - rozpoczęła się na drugi dzień. Ale nikt w szpitalu nie zadbał, by kobieta urodziła w godnych, cywilizowanych warunkach. Nikt nie przyszedł, choć pani Iza alarmowała, że zaczęły się skurcze, a jej mąż wzywał kilka razy lekarzy i położne. Kobiety nie przeniesiono na porodówkę - sama rodziła martwe dziecko.


Skurcze zaczęły się w pół do pierwszej - opisuje pani Iza. Pani doktor wzięła mnie na badanie i stwierdziła, że to nie są skurcze. Potem bóle powtarzały się co sześć minut, co trzy trzy, ale lekarze - już bez badania - twierdzili, że to nie są skurcze. Nie wiem, na jakiej  podstawie to wmawiali - zaznacza.

Do porodu - jak podkreśla doszło - w sali, na podłodze. Wody mi odeszły na łóżku i urodziłam na podłodze.

Mąż co 10 minut biegał i prosił o pomoc, żeby ktoś przyszedł, zrobił cokolwiek... Siostra stwierdziła, że ona lekarza powiadamia, a on nie przychodzi. No i urodziłam na podłodze, między jednym a drugim łóżkiem - relacjonowała w rozmowie z reporterem RMF MAXXX pani Iza. 

Chodziłem i prosiłem o jakąś pomoc. Tylko była odzywka od położnej, że ona powiadomi lekarza, że ona za chwilę przyjdzie - wspominał mąż pacjentki. Nikt nie miał czasu przyjść do momentu, aż urodziła żona na sali, na podłodze. Wtedy, jak pobiegłem, to nagle wszyscy znaleźli nagle czas - podkreślił. Taki poród się odbywał nie wiem - kilkaset lat wstecz... Żeby rodzić na podłodze, bez opieki - ocenił. Pytanie, co by było, gdyby to dziecko było żywe i wypadło tak na posadzkę, co by wtedy powiedzieli - zauważył. 

Wewnętrzne, szpitalne postępowanie ma wyjaśnić, dlaczego nikt nie pomógł kobiecie. Trudno jednak wytłumaczyć, dlaczego nikt przez kilka godzin nie monitorował stanu pacjentki. Dlaczego nie przeniesiono jej na porodówkę i nikt nie przyszedł mimo wezwań męża, że pani Iza rodzi na sali. Musimy zbadać tą tragedię. Porozmawiać z personelem  - mówi Marcin Biesiada, dyrektor ds. leczniczych szpitala w Starachowicach. Bardzo poważnie podchodzimy do tego kłopotu, który zaistniał na oddziale - dodaje. 


Rodzina pani Izy zamierza zawiadomić o sprawie prokuraturę. Już złożyła skargi do władz szpitala i starosty powiatu starachowickiego. W dokumentach szczegółowo zrelacjonowano całą historię i zwrócono uwagę, że pani Iza została potraktowana w sposób nieludzki, a personel dopuścił się poważnych zaniedbań, które nie powinny się nigdy wydarzyć, a co więcej - powtórzyć. 

W rozmowie z reporterem RMF MAXXX pani Iza przyznała, iż ma nadzieję, że już żadna kobieta nie będzie rodzić w starachowickim szpitalu takich warunkach. Nie w strachu, nie na sali tylko na sali porodowej, gdzie ktoś przy niej będzie i jej pomoże - mówiła. 

Michał Michta, RMF MAXXX Kielce 
(mn)