Podróżnicy spisujący przeżycia i przygody w odwiedzanych przez siebie zakątkach świata używają często tego samego stylistycznego kodu, zwykle wspólnego dla różnych reportaży.

Oryginalność przekazu nie jest głównym celem książek opowiadających o wędrówkach po krajach i krainach, jakby reporterom do szczęścia wystarczała sama treść wspomnień.  

Lektura relacji globtroterów bywa więc czasem nużąca dla czytelników poszukujących -oprócz interesujących historii- także intrygujących form oraz po prostu wartości literackich.         

Anegdota czyli barwna opowieść to dla mnie tylko jeden z elementów świadczących o poziomie tomów podróżniczych  zwłaszcza dziś - w dobie masowych, globalnych peregrynacji.   

Książka, którą ostatnio przeczytałem, pióra Piotra Milewskiego, opowiada o wieloletnim pobycie pisarza w Japonii, co samo w sobie było dla mnie czytelniczo kuszące.    


Wartość "Dzienników japońskich. Zapisków z roku Królika i roku Konia" polega jednak jeszcze na czymś innym - specyficznym języku i rytmie zdań oraz muzyczności tej prozy.   


Jedność formy i treści przejawia się w swoistej architeksturze : klaustrofobiczna atmosfera japońskich metropolii miała swój odpowiednik w gęstości opisu, nasyceniu malowanych scen. 

Architektura Tokio czy Kioto, gdzie na mikrej przestrzeni stłoczone są siedziby szczęśliwców, którzy znaleźli swój drogi kąt, wymagała od pisarza spojrzenia artysty-drzeworytnika.  

Poruszyłem z Piotrem Milewskim temat inspiracji sztuką starych japońskich mistrzów, wyczuwając w jego książce szerszy, ambitniejszy zamysł niż ten zasugerowany w tytule.  

Odpowiednikiem tradycyjnego orientalnego stylu malarstwa  w nowoczesnej, z ducha europejskiej prozie reportażysty, jest liryczna kinetyka, czuła dynamika, świat pochwycony w ruchu.    

Nieprzypadkowo zapytałem autora o artystyczną kompozycję książki oraz wyłaniający się co i raz świat azjatyckich legend i podań tworzących rodzaj kontrapunktu dla opisanych faktów. 

Ileż tam miejsc pełnych rzeczy! - abstrakcyjne rzeczowniki uwspólniają człowiecze doświadczenia, a przecież kryje się za nimi jednostkowość i wyjątkowość czasem aż surrealistyczna.   

Intensywność przeżycia nie polega jednak na oszałamiającej liczbie wrażeń, bo to co ukazuje prawdziwą głębię, bywa drobne jak epizod z dziewczyną, przelotne spotkanie z mitem.    


BOGDAN ZALEWSKI:  Moim i państwa gościem jest Piotr Milewski. Podróżnik i pisarz, witam pana bardzo serdecznie.

PIOTR MILEWSKI:  Dzień dobry.

Przypomnę, że miałem przyjemność rozmawiać z panem po lekturze poprzedniego bestsellera, książki zatytułowanej ,,Transsyberyjska. Drogą żelazną przez Rosję i dalej". Przede mną najnowszy pana tom ,,Dzienniki japońskie" . Pierwsze moje pytanie brzmi, czy postanowił pan pociągnąć swoją poprzednią  opowieść dalej, jeszcze dalej na Daleki Wschód?

Tak. A tak naprawdę cofnąłem się w czasie, bo te historie, które opowiadam w najnowszej książce działy się jeszcze przed podróżą transsyberyjską.

Czyli chronologicznie jest to wcześniejsza książka, mimo że wydana później?

Tak, zgadza się.

,,Dzienniki japońskie" noszą podtytuł ,,Zapiski z roku Królika i roku Konia". Dlaczego wybrał pan chiński Zodiak jako miarę czasu swojej wędrówki?

Ten Zodiak stosowany jest także w Japonii. Przyjął się w kraju kwitnącej wiśni. Zdecydowałem się na zastosowanie, użycie go w mojej książce. Jest bardzo ciekawy. Jest cały czas stosowany właśnie w Japonii, tak samo jak w Chinach. Dość dużo mówi także o tym, jacy ci Japończycy są. Dobrze charakteryzuje  pewien ich charakter.

Czyli użył go pan dla wygody i dla orientacji?

Dokładnie tak.

Pan urodził się w roku Królika. W książce znajdujemy pańską charakterystykę pod kątem tego znaku. Kim jest Piotr Milewski według tego kryterium?

Według kryterium zodiakalnego rzeczywiście jestem królikiem. To znaczy, że jestem, a każdym razie  powinienem być osobą dość poczciwą, ambitną i cnotliwa. To są te dobre cechy. Chociaż jestem też od czasu do czasu nieprzewidywalny, może odrobinę konserwatywny i wygodnicki. Tak przynajmniej uważają chińscy astrologowie a także Japończycy, którzy również z tego korzystają.

To się zgadza, ten obraz pana?

W pewnym stopniu tak, ale do końca nie jestem przekonany. Oczywiście z tymi pozytywnymi cechami bardzo chciałbym się zgodzić i utożsamić, a o negatywnych cechach zapomnieć. Jednak samemu dość trudno mi  to powiedzieć.

Z Królikiem wiąże się też azjatycka baśń, którą pan przywołuje w "Dziennikach japońskich". Jest ona piękną i tragiczną jednocześnie przypowieścią o poświęceniu. Z jakiego powodu poświęcił jej pan stronę w swojej opowieści? To jest jakiś króliczy refren, trop interpretacyjny? Jak to odczytać?

Może tak na początek jedno zdanie wprowadzenia. Ja przyjechałem do Japonii w roku Królika. W Japonii dowiedziałem się też, że urodziłem się w roku Królika. Podróżując po Japonii, będąc w mieście Nara, spotkałem osobę, która mi opowiedziała pewną historię. Jej głównym bohaterem jest królik. Te wszystkie trzy fakty złożyły się w całość i dopiero przy pisaniu książki zdałem sobie z tego sprawę.

Ta osoba, to taka tajemnicza dziewczyna ...

To tajemnicza dziewczyna, która nagle się pojawia, na krótko, na kilkanaście minut i później znika i nigdy więcej już jej na oczy nie widziałem.

To proszę przywołać te baśń. Dla zachęty, dla naszych czytelników i słuchaczy.

Ta historia pochodzi prawdopodobnie oryginalnie z Indii i stamtąd przez Chiny, Koreę, przywędrowała do Japonii. Opowiada o Księżycowym Starcu, który pewnego dnia pojawił się na ziemi przybierając postać żebraka. Poprosił on trzy zwierzęta- lisa, królika i małpę- o to, żeby przyniosły mu coś do jedzenia. Lis i małpa wywiązały się z tego zadania doskonale. Natomiast królik niestety poza trawą nie był w stanie nic przynieść. Kiedy ten żebrak rozpalił ogień, królik po prostu wskoczył w ogień. Skoczył do ogniska i poświęcił się, a    wtedy żebrak przekształcił się w Księżycowego Starca. Oczywiście przywrócił do życia królika i nazwał go takim najbardziej poczciwym, najwspanialszym nawet, zwierzęciem w całym Zodiaku.

Skoro już mówimy o poświęceniu to pan miał szczęście do ludzi w Japonii. Chętnie poświęcali panu swój czas, użyczali mieszkań, częstowali jedzeniem, napitkiem. Jak pan znalazł drogę do ich serc? No i oczywiście do portfeli.

Tak naprawdę to do dzisiaj do końca nie wiem. Myślę, że Japończycy są narodem bardzo pomocnym. Oni już w trakcie wychowania, właściwie od urodzenia, uczeni są dużej empatii. Myślę, że korzystałem z tego na początku zupełnie nieświadomie -wzbudzałem prawdopodobnie ciekawość innym wyglądem, innym zachowaniem. Później już nawet bardziej świadomie, w ten sposób, że zawsze starałem się im jakoś zrewanżować, opowiadając różne ciekawe historie: coś o sobie, coś o Europie i o Polsce.

Ten wygląd rzeczywiście budził ciekawość, wielkie zdziwienie, także dziecięce zdziwienie. Jest tam taka świetna anegdota o tym jak synek państwa, które pana ugościło, sprawdza czy te pańskie oczy są prawdziwe, takie błękitne. Szarpie pana za włosy, bo jak można być blondynem? Taki wygląd budzi niesamowite zdziwienie w kraju kwitnącej wiśni?

Prawdopodobnie, a może nawet na pewno, byłem pierwszym obcokrajowcem, który pojawił się w życiu tego dziecka, i na pewno pierwszym Europejczykiem. Nawet jeśli ów chłopiec widział takie osoby w telewizji, to jednak zupełnie inaczej wygląda sytuacja, gdy ma się kogoś takiego na wyciągnięcie ręki. Bardzo, bardzo chciał się przekonać, jak te moje włosy wyglądają i jakie są w dotyku i jak wyglądają moje oczy. Był też zdziwiony tym, że byłem w stanie parę słów po japońsku powiedzieć.

Podobno taki europejski wygląd  budzi też wielkie zainteresowanie u Japonek? Sprawdził pan to?

No, muszę się przyznać, że tak. Nie wiem, czy temu zawdzięczam to, że moja rodzina teraz w połowie pochodzi z tego pięknego kraju.

A można szerzej?

Żona jest Japonką i teściowie oczywiście też są z tego kraju. Nie wiem, czy zawdzięczam to wyglądowi. Wolałbym tak nie myśleć. Natomiast na pewno to, że wyglądamy inaczej, przyciąga ich uwagę. Co zresztą dzieje się i w drugą stronę. Myślę, że także u nas osoby, które pochodzą z Azji zwyczajnie wzbudzają pewną ciekawość.

Pan pisze sporo o japońskiej gościnności. To jest taki, można powiedzieć, kod kulturowy. Trzeba umieć odczytywać pewne niuanse. Na przykład serdeczne zaproszenie do odwiedzin nie musi oznaczać: przyjedź, czekamy na ciebie z otwartymi ramionami i drzwiami, prawda?

Bardzo często wręcz tego nie oznacza. Osoba, która już dobrze zna te wszystkie pisane i niepisane reguły wiążące się z życiem w Japonii, jest w stanie odczytać tę prawdziwą intencję mówiącego takie słowa. Natomiast dla mnie na początku oczywiście było to bardzo trudne. Myślę, że dla nas wszystkich bardzo trudne jest odczytanie, kiedy ten zapraszający nas rzeczywiście chce nas zaprosić, a kiedy po prostu używa pewnych form grzecznościowych, za którymi nie kryje się prawdziwa treść i intencja goszczenia nas w domu. Bardzo często prowadzi do zabawnych sytuacji, kiedy ta osoba, która usłyszała podobne słowa zaproszenia, pojawia się z wizytą i zastaje gospodarza, który jest bardzo zdziwiony i tak naprawdę skonsternowany. Nie wie jak się w tym momencie zachować, bo nie spodziewał się gościa u siebie.

Mówimy o cechach samych Japończyków, powiedzmy jeszcze o cechach architektury, czy wyglądu miast japońskich. Pan bardzo plastycznie opisuje i architekturę i życie japońskich metropolii. Dla mnie jest pan prawdziwym mistrzem takiego literackiego rysunku. Pańskie pisarskie szkice przypominały mi drzeworyty słynnego malarza i grafika Hiroshige Andō. Inspirował się pan może tymi jego cyklami?

Ja uwielbiam "ukiyo-e", czyli te sztukę drzeworytów japońskich. Uwielbiam  Andō, ale także Hokusai Katsushika, bardzo znanego malarza. Jest ich całkiem wielu. Zresztą ich prace  są też w Polsce. W muzeum Manggha w Warszawie jest bardzo znana kolekcja. Rzeczywiście pewną inspirację czerpałem, chociaż wygląd japońskich metropolii współczesnych dalece odbiega od tego, co oni przedstawiali w swoich pracach.

To prawda, bo to był wiek XVIII, prawda? A tutaj mamy XXI.

Tak, wówczas była głównie zabudowa drewniana, podczas gdy dziś jest to przede wszystkim budownictwo oparte na betonie, szkle i stali. Bardzo, bardzo stłoczone, skoncentrowane. Coraz wyżej pnące się do góry.

Mimo tych różnic, oczywiście wynikających z upływu czasu, kiedy czytałem te pana deszczowe impresje z Tokio, to mi się właśnie przypominały drzeworyty miasta Edo.  Edo to przypomnijmy stara nazwa Tokio.

Mnie się wydaje, że bardzo dużo z tego okresu zostało, tak naprawdę układ ulic, ale nie tylko architektura. Także pewne cechy osobowości, cechy charakteru. Szczególnie właśnie w Tokio i może też w Kioto. Chociaż w okresie Edo, dzisiejszego  Tokio, ono było tak naprawdę stolicą kraju, więc jest nawet takie określenie na mieszkańców Tokio, którzy mieszkają tam co najmniej od trzech pokoleń: Edokko, czyli "dzieci Edo". To są osoby, które często są nieco temperamentne, ostre w słowach. Często w pierwszym momencie sprawiają wrażenie dość chłodnych, zdystansowanych. Natomiast  w gruncie rzeczy są to ludzie życzliwi, ciężko pracujący i dość serdeczni.

Pan już wspomniał nazwę- "ukiyo-e"- czyli rodzaj malarstwa, którego współtwórcą był Hiroshige Andō.  "Ukiyo-e"- po japońsku znaczy "obrazy przepływającego świata". Zgodziłby się pan na określenie pana dziennika tym właśnie mianem, że to są takie "obrazy przepływającego świata"?

Poczułbym się nawet bardzo wyróżniony i bardzo dziękuję za taką uwagę, bo myślę, że tak, że coś w tym jest.

Ja może nawiąże jeszcze na koniec do podtytułu ,,Zapiski z roku Królika i roku Konia". Rokiem Konia był 2002, jak przeczytałem w pańskiej książce, i tutaj cytat: "Zwierzę to w japońskim Zodiaku reprezentuje pierwiastek męski. Koń symbolizuje wierność, lojalność i oddanie, ale również oryginalność i fantazję". Czy pan odnalazł te cechy w Japończykach?

Myślę, że tak. Pod tym pierwszym płaszczykiem dość dużego dystansu, pewnego chłodu i  niewyrażania uczuć i emocji,  kryje się jednak człowiek, który te emocje przeżywa, który chce je też w jakiś sposób wyrazić i w pewnych sytuacjach, kiedy może pozwolić sobie na zdjęcie tego płaszcza, tej poprawności, jest w stanie te emocje wyrazić.

Emocje, opisy, różnego rodzaju sytuacje które miały miejsce w Japonii. Wszystko to, znajdą państwo w "Dziennikach japońskich. Zapiskach z roku Królika i roku Konia". A moim gościem był autor tej książki - Piotr Milewski. Serdecznie panu dziękuję za tę rozmowę.

Dziękuję uprzejmie.

Dziękuję i zapraszam do lektury.