W 2021 roku nie powinniśmy spodziewać się podwyżek oprocentowania kredytów: tak twierdzą ekonomiści. Przeciwnie: prezes NBP Adam Glapiński zapowiedział, że Rada Polityki Pieniężnej rozważy kolejną już obniżkę stóp procentowych. Oznaczałaby ona, że przeciętny właściciel kredytu hipotecznego zaoszczędzi od kilkunastu do kilkudziesięciu złotych miesięcznie. Kredyty mają więc pozostać tanie, ale paradoksalnie będzie o nie trudniej.
Prezes Narodowego Banku Polskiego Adam Glapiński od dawna zapowiadał, że jeszcze przez co najmniej rok utrzyma stopy procentowe na obecnym rekordowo niskim poziomie.
Kilka dni temu ogłosił natomiast, że w pierwszym kwartale nowego roku możliwe jest dalsze ich obniżenie.
"Obecny poziom stóp procentowych jest właściwy i najlepiej odpowiada obecnej sytuacji. Jednak w pierwszym kwartale następnego (2021 - przyp. RMF) roku możliwe jest dalsze obniżenie stóp. Prowadzimy w NBP odpowiednie analizy możliwych okoliczności i potencjalnych skutków takiego obniżenia" - powiedział Glapiński Obserwatorowi Finansowemu.
Obniżka stóp procentowych oznaczałaby, że w kieszeni kredytobiorców pozostałoby więcej pieniędzy, a rozmiar tej oszczędności zależałby od skali obniżki stóp.
Gdyby była to najskromniejsza możliwa obniżka - o 0,1 punktu procentowego - to rata kredytu na 300 tysięcy złotych zaciągniętego na 30 lat spadłaby o mniej więcej 15 złotych.
"Gdyby to była jednak większa obniżka: o 0,2 punktu procentowego, to w takim przypadku rata spadłaby o mniej więcej 30 złotych" - wylicza analityk Expandera Jarosław Sadowski.
Jeszcze większa obniżka - dodaje dziennikarz RMF FM Krzysztof Berenda - oznaczałaby zmniejszenie wysokości raty nawet o 40 złotych.
Dla kredytobiorców to oszczędność, ale dla banków i firm pożyczkowych - problem, bowiem na odsetkach zarabiają mniej. Dlatego - jak zaznacza nasz dziennikarz - podnoszą klientom wszelkie dodatkowe opłaty.
Krzysztof Berenda zwraca uwagę na jeszcze jeden aspekt. Choć kredyty są obecnie tanie, to równocześnie dla wielu stają się niedostępne.
Banki odmawiają kredytów np. pracownikom gastronomii, turystyki czy hotelarstwa: w dobie pandemii koronawirusa i surowych restrykcji uznają bowiem te branże za zagrożone.