8. dzień głodują pracownicy Szpitala Powiatowego w Białogardzie w woj. zachodniopomorskim, domagając się odwołania swojego szefa. Pracownicy szpitala nie chcą dyrektora, bo - jak mówią - postanowił oszczędzać, realizując absurdalne pomysły kosztem pracowników, a także kosztem dobra pacjentów.
Dzięki decyzjom dyrektora szpitala Tomasza Walaska pielęgniarka mogła podczas operacji zastąpić drugiego chirurga, a szpitalny elektryk prowadzić karetkę pogotowia.
Dyrektor często „uczył” personel odpowiedzialności: w nocy wchodził przez okno na oddział, zabierał z niego np. ciśnieniomierz i zanosił na inny oddział. Następnego dnia rozliczał pielęgniarkę dyżurną z podobno skradzionego sprzętu. Sam dyrektor w swoim działaniu nie widzi nic nadzwyczajnego: Nie wstydzę się tego, bo ja się z tym zakładem identyfikuję.
Pracownicy szpitala mówią jednak, że takie zachowanie jest nienormalne. Domagają się odwołania swojego szefa i poddają inne przykłady bezmyślnych sposobów oszczędzania: Dzwoni kobieta, że jej mąż umiera. Na bazie był tylko kierowca karetki wypadkowej bez sanitariusza i bez lekarza. Nie mógł skompletować pełnego składu i ta karetka stała, bo nie miał kto jechać. W konsekwencji jest zgon - opowiada jeden z pracowników.
Mimo tych wszystkich argumentów starosta białogardzki nie odwoła dyrektora, bo jak mówi, całe zamieszanie to sprawa polityczna, a Walasek to świetny menadżer, bo szpital nie ma długów.
Foto: Piotr Lichota, RMF Szczecin
08:20