Z najnowszych danych Głównego Urzędu Statystycznego wynika, że pod koniec stycznia 2012 roku bez pracy było 13,2 proc. Polaków. W grudniu bezrobocie wahało się na poziomie 12,5 proc. W urzędach pracy zarejestrowanych jest ponad 2 miliony 100 tysięcy bezrobotnych. Trzy miesiące wcześniej było to ponad 1 milion 850 tysięcy.
Bezrobocie rośnie także w Warszawie, gdzie bez pracy jest ponad 43 tysiące osób. Mimo to stopa bezrobocia w stolicy jest najniższą w kraju: wynosi niespełna cztery procent.
W Urzędzie Pracy przy ul. Grochowskiej każdego dnia przegląda oferty około 300 osób. Kolejek nie ma, bo do dyspozycji mają blisko 10 stanowisk. Bezrobotni skarżą się jednak na brak ofert dla specjalistów. Na przykład dla mechaników samochodowych czy dekarzy.
Barierą w zatrudnieniu jest wiek "po pięćdziesiątce". 63 lata? Pan żartuje chyba. Jest "bryndza" - mówi w rozmowie z reporterem RMF FM jeden ze spotkanych w urzędzie mężczyzn. Jak dodaje, przyszedł tylko po zaświadczenie dla opieki społecznej. Inny napotkany mężczyzn jest budowlańcem. Do urzędu, przeglądać oferty, przychodzi już od 5 lat. Czasem się coś znajdzie. Zawsze jednak na krótko - podkreśla.
W czwartek, w warszawskim urzędzie pracy, reporter RMF FM naliczył nieco ponad 200 ofert. Pracodawcy poszukują: spawaczy, cieśli, ślusarzy, przedstawicieli handlowych.
Niestety jak zauważa wicedyrektor urzędu pracy, czasem nawet połowa z ofert zamiast do warszawiaków skierowana jest do obcokrajowców. Przykładowe wymagania? Znajomość ormiańskiego, kuchni nepalskiej oraz tańca hinduskiego. Część ofert jest też fikcyjna - twierdzą urzędnicy. Pracodawcy chcący zatrudnić obcokrajowców, zgodnie z prawem muszą takie zapotrzebowanie zgłosić w urzędzie pracy.
Początek roku 2012 jest najgorszy od wielu lat. W stolicy przybyło ponad 3,5 tys. bezrobotnych. W urzędzie nic nie ma, przeżyjemy tylko pracując na czarno - twierdzą pracownicy szarej strefy.
Przed stołecznym urzędem pracy działa tak zwana "giełda". W czwartek, mimo deszczu, na propozycje czekało kilkadziesiąt osób. Wszyscy mówią, że są zdesperowani i liczą, że ktoś zaproponuje im pracę chociażby na czarno. Podkreślają, że w żaden system już nie wierzą.Nie wierzę, że to państwo pomoże mi znaleźć pracę - mówią. Dla nich, w pośredniaku, kilkanaście metrów dalej, nie ma żadnych ofert. Są albo za starzy, albo nie mają odpowiedniego wykształcenia lub brakuje im kwalifikacji.
Na plac przed urzędem przychodzą wcześnie rano. Często, tak jak dziś moknąc w deszczu, czekają. Najpierw do godziny 8.00. Otwierają się drzwi pośredniaka, pobierają numerek, przeglądają oferty. Jeśli nie ma nic ciekawego, wracają na plac. Znowu czekają. W urzędzie pracy na tablicy nie ma niczego godnego uwagi. Są tam codziennie.
Na placu rządzi szczęście. Jeśli ktoś się zatrzyma, pchaj się - radzą naszemu dziennikarzowi. Nie negocjuj stawki, nie rozmawiaj o tym co będziesz robił, tylko wsiadaj. Dogadasz się na miejscu - radzą. Stawki są różne. Od 10 do 15 zł. W zależności od umiejętności i zajęcia. Czasem trzeba kopać rowy, czasem wywozić gruz, jeśli ma się więcej szczęścia, można zostać zatrudnionym do malowania czy tynkowania. Obowiązuje jedna zasada - raz cię zwolnili, ponownie cię nie zatrudnią.
Po kilkudziesięciu minutach rozmowy, nasz reporter dostał propozycję. Wsiądź w "trójkę" i jedź na Rybną. Tam jest nowa budowa. Idź do kierownika. Potrzebują pracowników, może cię zatrudnią. Do pośredniaka nie idź i nie dzwoń, to nic nie da - mężczyzna, który złożył propozycję, sam z niej nie skorzysta, bo już raz został stamtąd zwolniony. Czeka. Ma przyjechać bus. On i jego kolega mają przez 5 godzin zarobić po 100 zł.
Jutro jednak znowu trzeba będzie wrócić nie "do", a "przed" urząd pracy i liczyć na to, że ktoś się ponownie zatrzyma i da pracę. Jakąkolwiek. Może tym razem nie na dzień, a na cały miesiąc?
W urzędzie pracy w Olsztynie każdego dnia rejestruje się kilkudziesięciu nowych bezrobotnych. Jest zima, nie ma prac sezonowych, więc niestety bezrobocie wciąż rośnie - mówi wicedyrektor urzędu Katarzyna Pietkiewicz.
Dla części bezrobotnych szansą będą środki na aktywizację. Ruszył właśnie ich rozdział. Na początku lutego urzędy pracy zaczęły zbierać wnioski o staże, lub na dotacje na założenie własnej firmy. Problem w tym, że na pewno nie dla wszystkich wystarczy pieniędzy. W Olsztynie do tej pory wpłynęło ponad 50 podań o dotację na działalność gospodarczą. W czwartek urząd zaczął ich rozpatrywanie. Zaakceptujemy tylko najlepsze - zastrzega Pietkiewicz. Pieniądze, które dostaliśmy to kwota bardzo podobna do ubiegłorocznej. W ubiegłym roku dofinansowaliśmy nieco ponad połowę wniosków - wylicza.