Gdyby było zagrożenie dla innych osób, gdyby ten człowiek np. strzelał, wtedy ten szturm nastąpiłby natychmiast, nie czekano by prawdopodobnie na przyjazd antyterrorystów z Warszawy - tak rzecznik komendy głównej policji Mariusz Sokołowski odpiera zarzuty o to, że policja zwlekała z wkroczeniem do mieszkania w Sanoku, w którym zabarykadował się 32-latek ze swoją 17-letnią partnerką. Po wkroczeniu policji okazało się, że obie osoby nie żyją. Mamy do czynienia albo z samobójstwem, albo z samobójstwem rozszerzonym, czyli z sytuacją, w której sprawca najpierw zabija inną osobę, a potem sam popełnia samobójstwo - wyjaśnia inspektor Sokołowski. Według policji, kobieta miała możliwość opuszczenia mieszkania, ale nie chciała tego zrobić.