"Platforma to mieli być ci nowi, młodzi, przystojni. Wspieraliśmy tę partię, bo mieliśmy dość tego, co wyprawiali ludzie z PiS - Kaczyński, Ziobro, Brudziński… Teraz okazało się, że ci młodzi, przystojni z PO nie zaproponowali niczego nowego. Staliśmy się ofiarą imaginacji na temat PO" - mówi Zbigniew Hołdys w Przesłuchaniu w RMF FM. "Oni byli inni, chodzili na nasze koncerty. Dziś Polacy zorientowali się, że tym młodym, innym, z którymi wiązaliśmy nadzieje, kultura jest zupełnie obca" - dodaje. "Platforma dokonała wielu ordynarnych fauli. Dziś walczy o swój elektorat, a nie o Polskę. PO? PiS? Nie dałbym im dziś żadnej szansy" - podkreśla.
Mariusz Piekarski: W Chorzowie Platforma, w Sosnowcu PiS. Obie partie wybierają szefów. Gdzie bardziej zwrócone są oczy Zbigniewa Hołdysa?
Zbigniew Hołdys: Czyli jedni na Śląsku, drudzy w Zagłębiu... to już o czymś świadczy. Szczerze powiem, że nie interesuje mnie już to tak bardzo. Ciekawsze będzie pewnie to, co się stanie w Platformie, bo ja tam widzę cień szansy - ale to jest tylko moja wyobraźnia, moja imaginacja.
Szansy na co?
Ja jako dziecko komunizmu byłem wychowany w systemie niereformowalnym kompletnie, przy władcach, którzy musieli upadać od chorób, obaleń i tym podobnych rzeczy... Byłem wychowany również w Stanach Zjednoczonych, obserwując tam wybory. Nie ma lepszej metody na razie na świecie jak solidne prawybory partyjne. Solidne. Jeżeli Schetyna by się zgodził i wystartował z pełną mocą, to to dla Platformy oznaczałoby dwie rzeczy: rzeczywistą walkę o program - nie tylko o pozycję, ale o program - i rozbudzenie na nowo ognia wokół tej partii. Ale to się pewnie nie stanie.
A większe szanse - jak rozumiem - widzi pan w tym, że w szranki z Tuskiem stanie Schetyna niż Gowin?
Gowin powiedział, że startuje, niech sobie startuje... Z prawyborami jest tak, że my możemy mówić, że to źle, że ktoś startuje, ale to nie jest źle. Bo się okazuje, że partia podczas takiej kampanii się dowiaduje: Słuchaj, robimy to źle, powinniśmy tu skręcić w lewo, zająć się trochę inaczej podatkami... Kłócą się.
A ta partia robi źle? I należy zmienić lidera? Przyszedł na to czas?
My jesteśmy ofiarą pewnej imaginacji na temat tej partii - przynajmniej moje środowisko, bardzo zresztą liczne. Myśmy rzeczywiście wspierali - duchowo czy moralnie, po cichu, wrzucając kartkę - Platformę, dlatego że mieliśmy dość tego, co wyprawiali trochę niepoczytalni, niedający się wyhamować ludzie pokroju Ziobry, Kempy, Jarosława Kaczyńskiego, Brudzińskiego i tak dalej. I teraz wytworzyliśmy sobie wizję, że to są młodzi, fajni, inteligentni ludzie i oni coś zrobią. Okazuje się, że oni nam nie przedstawili żadnej wizji, nie mają wyjścia w sytuacji. Rzeczywiście dyskusja na temat aborcji albo małżeństw, takie drobne rzeczy, pokazują, że "moglibyśmy rozmawiać, ale nie będziemy, bo nie chcemy stracić elektoratu". Czyli chodzi o elektorat, nie o Polskę.
Czy Tusk zasługuje na kolejny kredyt zaufania, żeby dalej być premierem i rządzić kolejny raz? Czy wystarczy jeszcze to straszenie PiS-em? Bo może wraca panu miłość do Tuska, kiedy widzi pan te rosnące słupki poparcia PiS-u i nie ma wyboru.
Na mnie w ogóle nie działają takie rzeczy, już od pewnego czasu. Od kiedy przestały działać na mojego syna i żonę - bo ja reprezentuję swoją własną republikę i chcę tu godnie żyć. Nie ma szans, żeby mnie czymkolwiek nastraszyć.
Musiałby oczywiście wystrzelić Kaczyński z jakimś kretynizmem, który przerazi całe społeczeństwo, i wtedy wszyscy w popłochu rzucą się na tę tratwę. Na to się jednak nie zanosi. Zresztą nie w tym rzecz. Platforma dokonała tylu ordynarnych fauli na różnych odłamach społeczeństwa, obiecując jedno, nie dotrzymując słowa... Ludzie kultury zorientowali się, że partia młodych, chodzących na nasze koncerty, odznaczających Tomka Lipińskiego, to są ludzie, którym kultura jest kompletnie obca.
Zdradzili?
Nie - to myśmy przesadzili w zbyt wysokiej ocenie.
Zgodzi się pan z tymi, którzy mówią, że po sześciu latach kwarantanny może by dać spróbować PiS-owi?
Ja to bym żadnemu nie dał żadnych szans. Ta cała ordynacja wyborcza, o której piszę w gazetach od kilku lat, sprowadza się do tego, że partie są przedsiębiorstwami przyspawanymi do giełdy, na której są ich akcje, i nie wpuszczają na ten rynek nikogo. Gdyby Owsiak chciał w tej chwili wejść do polityki, to musi wstąpić do partii, bo nie ma pieniędzy, by założyć własną. Należałoby rzeczywiście wyrzucić finansowanie z budżetu. Najrozsądniejsze wydaje się na dziś finansowanie z naszej kieszeni, z procentu od PIT, czyli jak ja lubię Platformę, to daję Platformie, a pan PiS, to PiS-owi. Wtedy liczymy, kto ma ilu fanów. To jest rzeczywiste poparcie.
I w tym finansowaniu partii z budżetu nie drażni pana to wydawanie pieniędzy z naszych kieszeni na partie, na wino, cygara, "haratanie w gałę"?
To we mnie wzbudza uczucie takiego trochę zażenowania. Ja żyję, mam jakąś swoją firmę, ale nie wrzucam w koszty wędliny czy butów eleganckich, w których czasem udaje mi się chodzić. Ponadto zdaje się, że to rzeczywiście podpada pod ustawę skarbową, bo partia to nie jest firma, która ma koszty, przychody i rozchody i może inwestować w coś takiego jak prywatny wygląd szefa, bo on musi to zdać z powrotem.
Mówi pan, że partie w Polsce są jak korporacje.
To są prywatne korporacje.
Mówi pan, że rządzi nami czterech facetów i nic się nie zmienia od wielu, wielu lat. Widzi pan wyjście z tej sytuacji?
Zmiana ordynacji wyborczej.
Mówi pan jak kolega Kukiz.
To znaczy: on mówi jak ja, ale niech mówi. Zmiana ordynacji wyborczej, ale nie na jednomandatową - Kukiz nie zdaje sobie sprawy, on powinien obejrzeć parlament ukraiński, jak się naparzają, gdzie wchodzą po prostu lokalni bonzowie, właściciele fabryk, Stokłosów się pojawia 150.
Czyli jakie zmiany? Jakie rozwiązanie?
Przejściowa formuła przemienienia partii w finansowanie publiczne, czyli odpisy z PIT-u. Wyzerowanie stanu na dziś, czyli partie nie mogą mieć odłożonych pieniędzy z przeszłości, bo przecież Platforma może mieć ze sto milionów na koncie i wygra kolejne wybory w cuglach. Dziś wyzerowanie i zaczynamy zbierać u ludzi, z PIT-u - ile kto ma. I wtedy pojawią się nowe partie.
Pójdzie pan na najbliższe wybory?
Nie.
Na pewno nie? Niezależnie, czy to będzie Tusk, Kaczyński, Gowin, Schetyna?
Nie. Chyba, że się zdarzy jakaś nieprawdopodobnie atrakcyjna walka - jak wśród amerykańskich demokratów przed ostatnimi wyborami, które wyciągnęły na światło dzienne Obamę. Pójdę na wybory, kiedy zdarzy się coś takiego, że zobaczymy nadzieję.
Pytanie tylko, kto miałby być polskim Obamą?
No nie ma kogoś takiego. Był taki moment, kiedy Platforma wygrywała wybory i Grzegorz Schetyna - rozmawiałem z nim na ten temat - wyciągnął rękę i podawał ją w gratulacjach Donaldowi Tuskowi, i miał takie pytające oczy... a ten odwrócił swoje. To oznaczało, że razem nic nie będzie.