"Lubię wojenki, które Warszawa może wygrać, a w sprawie zasiłków dla dzieci Polaków pracujących w Anglii, Londyn popełnił wiele błędów" - mówi były minister finansów Jacek Rostowski w Kontrwywiadzie RMF FM. "Gdyby dzieci były z rodzicami w Anglii, trzeba by było płacić za służbę zdrowia, przedszkola i inne rzeczy. Czy tak byłoby taniej? Propozycja Camerona jest pomysłem idiotycznym. Premierowi Wielkiej Brytanii powiem: Cameronie, strzelił pan sobie w kolano!" - mówi gość RMF FM.

REKLAMA

Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla video

Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio

09.01 Gość: Jacek Rostowski

Konrad Piasecki: Z rozdartym sercem? Cierpi pan, gdy Warszawa prowadzi taką małą wojenkę dyplomatyczną z Londynem?

Jacek Rostowski: Ja zawsze lubię wojenki, które Warszawa może wygrać. Także z Londynem.

Ta chyba szczególnie dla pana może być bolesna.

Ja zawsze lubię wojenki, które Warszawa może wygrać. Także z Londynem

Nie, ja uważam, że Londyn popełnił tyle błędów... Bo teraz też musimy wiedzieć, o czym dokładnie mówimy - ja rozumiem, że panu chodzi o te środki, które są wypłacane polskim dzieciom.

Mówię też, że Polska stała się dla Camerona takim chłopcem do bicia - polscy emigranci stali się takim chłopcem do bicia, co jest bolesne.

Nie, uważam, że to nie jest bolesne. Po pierwsze chłopcem do bicia dla Camerona jest Partia Pracy, która rządziła przed nim.

I to ona wpuściła Polaków do Wielkiej Brytanii.

Tak, i oni popełnili błąd. I to jest oczywiście pierwszy jego chłopiec do bicia. Druga rzecz - chce pokazać, że mimo że uderza w tony takie ksenofobiczne, bo nazwijmy to po imieniu, to nie są to tony rasistowskie. Wiadomo, że Polacy są Europejczykami.

Tak jest.

Więc on tutaj może tak się asekurować.

Ułatwia mu to uderzać w Polaków niż np. w Pakistańczyków.

Dokładnie. Ale tak naprawdę zostawiając to na boku, bo to są te aspekty polityczne, powiązane z nadchodzącymi wyborami europejskimi, to sama propozycja, żeby nie wypłacać, żeby zmienić prawo europejskie tak, aby nie wypłacać zasiłków dzieciom Polaków i wszystkich obywateli UE, którzy są w Wielkiej Brytanii a dzieci są za granicą, jest pomysłem kompletnie idiotycznym.

Ani grama zrozumienia dla tego w panu nie ma? Gdybyśmy my, polscy podatnicy musieli płacić na dzieci, bo mamy Wietnamczyków, Ukraińców... Dzieci chodzą po Hanoi, a my płacimy taki zasiłek.

Pan musi się zastanowić, czy lepiej płacić na te dzieci w Hanoi czy np. w Kijowie, czy lepiej za nie płacić i tak, i jeszcze płacić za przedszkola, za służbę zdrowia i za różne inne usługi, do których te dzieci mają prawo.

Czyli powie pan: Cameronie, już lepiej, żeby te dzieci były w Polsce i żebyś ty za nie nie płacił?

Cameronie, strzelił pan sobie po prostu w kolano. Wyspa jest przeludniona, to jak te dzieci przyjadą, to...

Powiem: Cameronie, strzelił pan sobie po prostu w kolano. Jeszcze w dodatku, jeżeli naprawdę ma problem z tym, że jest za dużo ludzi, że wyspa jest przeludniona, to jak te dzieci przyjadą, to prawdopodobieństwo, że te dzieci zostaną, że rodzice zostaną, jest większe.

Czyli pomysłu, żeby na Downing Street odesłać legitymację torysów w panu nie ma?

Tej legitymacji oczywiście od dawna nie mam.

Ale gdyby pan miał tę legitymację.

Uważam, że to taki klasyczny temat zastępczy, klasyczna dywersja polityczna.

A gdy koalicjant mówi: bojkotujmy Tesco, to pan się stuka w czoło, czy myśli sobie: jak wojna, to wojna, bojkotujmy.

Nie ma specjalnie powodu bojkotować Tesco. Osobiście wolę kupować w Auchan

Uważam, że skoro tego nie będzie, bo to jest tak głupi pomysł, to nie ma specjalnie powodu bojkotować Tesco. Osobiście wolę kupować w Auchan, więc nie mam tego problemu.

Czyli francuskie sentymenty.

Lepsze jedzenie.

Polska będzie się teraz bić o wejście do G20?

Najpierw trzeba zasłużyć na to, być dwudziestą gospodarką.

Premier mówi: Za parę lat będziemy.

W 2022 roku, to nie jest za parę lat.

Za osiem.

Polska w G20? Najpierw trzeba spełnić warunki. Myślę, że jak raz się spełniło warunki, to ma się szansę wygranej

Za osiem. Najpierw trzeba spełnić warunki. Myślę, że jak raz się spełniło warunki, to ma się szansę wygranej. Tym się różni nasze podejście od podejścia głównej partii opozycyjnej, która walczyła o to, żeby wejść do G20 nie kwalifikując się.

Ale wtedy wy zawsze byliście sceptyczni, mówiliście: po co się pchać do tego G20, mówiliście: klubik.

Po pierwsze mówiliśmy, że nie ma szans, więc po co.

A teraz, gdy pojawiły się szanse ta wizja już do pana bardziej przemawia?

Jak spełnimy te warunki, to dopiero warto będzie o tym mówić. Ale warto pamiętać także, że w G20 w pewnym sensie jest za dużo głosów europejskich. Niebezpieczeństwo jest - tam jest 8 - de facto - głosów europejskich, Europejczyków dookoła tego stołu. Powiedziała mi Christine Lagarde parę lat temu, że w ogóle ona tam się nie wypowiadała. Pytałem jak tam było w Seulu - a ona, że jak Niemiec mówił, to w ogóle nikt go nie słuchał, to tym bardziej jej by nie słuchali. Można oczywiście być, ale pytanie, czy ktokolwiek będzie specjalnie zainteresowany. Pierwszym warunkiem jest spełnienie wymogów, a potem trzeba sobie wyrobić pozycję - i to wspieram. Myślę, że najważniejsze jest, że dzięki naszej polityce gospodarczej przez te sześć lat kryzysu, to Polska jednak osiągnęła to, że ten dystans między nami i średnią unijną - jeśli chodzi o PKB na głowę - zmniejszyliśmy więcej niż kiedykolwiek w historii - o jakieś 30 proc. Przy tym tempie oznacza, że dogonimy średnią unijna gdzieś w 2026 roku. Gdybyśmy szli w tempie, w którym kiedyś doganialiśmy, to trwałoby nie 14 lat, a 40.

Pan mówi: doganiamy, premier mówi: G20, a ludzie mówią: a nam się biednie żyje, nie widzimy tego G20 we własnych portfelach.

Jeżeli porównamy sytuację w Polsce do tej, która jest w wielu krajach, szczególnie europejskich, to zobaczymy, że może nam się niespecjalnie poprawiło, ale pamiętamy kilka kryzysów w Polsce z przełomu tysiąclecia, z początku transformacji i wiemy, jakie to było bolesne. W wielu innych krajach Europy tak samo odbił się ten kryzys albo nawet ostrzej, a Polska jednak na nim nie straciła a w porównaniu z innymi krajami, dlatego że trochę idziemy do przodu, to je doganiamy.

Panie premierze, da się po sześciu latach w rządzie odnaleźć w Sejmie?


Tak.

Nie nudzi się pan śmiertelnie?

Nie, ja się nie nudzę.

Różnie rządzący mówią: że szare życie posła frustrujące, przygnębiające, ponure.

No to tak mówią. Ja nie wiem. Dla mnie to jest nowość bardzo ciekawa.

A nie boli pana, że nadzieje, że rekonstrukcja poprawi sondaże, jakoś okazały się płonne? A może sprawia to panu satysfakcję, że zobaczcie - Rostowski odszedł, ale mimo wszystko jakoś nie jest dużo lepiej.

Nie, wprost przeciwnie. Ja byłem i jestem wielkim entuzjastą rekonstrukcji.

Również własnego zrekonstruowania.

Również własnego zrekonstruowania - o tym mówiłem przed rekonstrukcją, może pan pamięta. Jakie będą skutki polityczne, to zobaczymy, bo nowi ministrowie muszą jakby w tę rolę wejść. Myślę, że bardzo dobrze sobie dają radę.

Chociaż pańskiego następcy jakoś nie widać. Mam wrażenie, że rola ministra finansów w rządzie jednak spadła. A przynajmniej rola zewnętrzna.

Dokładnie to samo mówiono o mnie, jak przyjąłem tą tekę sześć lat temu.

Czyli za sześć lat Szczurek też się odbije?

To nie trwało sześć lat, żebym ja się odbił, tylko parę miesięcy.

I pan teraz do Brukseli na europosła? Miałby pan ochotę?

Ja w Brukseli? Jak powstaje potrzeba, że mogę się przyczynić do dalszego rozwoju, szczególnie gospodarczego Polski, to będę gotów to robić

Wie pan, ja tak naprawdę nie mam potrzeby specjalnie samorealizacji. Osiągnąłem przez te sześć lat, jako najdłużej urzędujący minister finansów Rzeczpospolitej, pełną realizację swoich takich celów osobistych, z dużą nadwyżką. Jestem na ławce rezerwowej i natura ławki rezerwowej jest taka, że jak powstaje potrzeba, że mogę się przyczynić do dalszego rozwoju, szczególnie gospodarczego Polski, walczyć o interesy Polski, to będę gotów to robić. Ale gdzie to by było dokładnie, to później zobaczymy.