„Wczorajsza debata była wyjątkowo wulgarna. Straciłem czas, który mogłem poświecić na rozmowy o gospodarce” - mówił Janusz Piechociński pytany w Kontrwywiadzie RMF FM, czy zagłosuje za pozostawieniem na stanowisku ministra zdrowia Bartosza Arłukowicza. „Wziął na siebie trudną działkę. W służbie zdrowia nie widać postępu. Nie mamy czystego sumienia. Podwoiliśmy nakłady na zdrowie, ale wciąż nie jest dobrze, ale żaden z ministrów zdrowia nie był bohaterem. Jesteśmy porażeni tym, co stało się na Kujawach, ale to lekarz zawiódł, a nie minister” – tak wicepremier tłumaczy, dlaczego jest za tym, by szef resortu zdrowia pozostał na stanowisku.

REKLAMA

Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla video

Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio

24.01 Gość: Janusz Piechociński

Konrad Piasecki: Ile osób zna prawdę o więzieniu CIA w Polsce?

Janusz Piechociński: To ciekawe pytanie.

Czy ktoś na poziomie dzisiejszego wicepremiera zna tę prawdę czy nie?

Nie.

Czyli pan nie wie, czy było więzienie czy nie.

Nie mam w tej sprawie jednoznacznej wiedzy. Mam dostęp do określonych dokumentów, sygnałów prasowych, w końcu jestem aktywnym politykiem przez ostatnie 20 lat.

Sygnały prasowe to każdy może przeczytać.

Pewnie tak jak pan sporo się domyślam albo sygnalizuję, że mogę się domyślać. Jak pan wie, bardzo wstrzemięźliwa jest prokuratura, która prowadzi w tej sprawie śledztwo.

Polacy wzięli od nas 15 milionów dolarów za więzienie w Kiejkutach - tak pisze "Washington Post" i podaje takie szczegóły, że aż trudno nie wierzyć, że coś jest na rzeczy.

Problem polega na tym, że taka barwna i fajna opowieść może mieć bardzo dramatyczne konsekwencje. W związku z tym naprawdę zostawmy to prokuraturze i stosownym agendom państwa.

A chce się panu wierzyć w te 15 milionów dolarów w kartonach podawanych szefowi, wiceszefowi agencji wywiadu?

15 milionów i więzienia CIA? Sprawa jest wyjątkowo poważna. Jeżeli taki fakt miał miejsce, to mamy złamanie zasad konstytucji

... a na końcu tej drogi, któryś z tych agentów tak jak agent Tomek pławi się w tych jedno czy studolarówkach i robi sobie zdjęcia - ach jakie to piękne, medialne... Sprawa jest wyjątkowo poważna, bo jeżeli taki fakt miał miejsce, to mamy złamanie zasad konstytucji. A jeśli nie miał taki fakt miejsca, to tego typu artykuły, tego typu wypowiedzi powodują, że Polacy mogą się czuć jeszcze bardziej zagrożeni niż kiedykolwiek.

Panie premierze, ale gdyby to była prawda, czy politycy wówczas rządzący i godzący się na te więzienia CIA, albo przynajmniej po cichu mówiący: niech tam Amerykanie coś robią, ja nie chcę wiedzieć o wszystkim - są skompromitowani? Powinni zostać postawieni przed Trybunałem Stanu?

Jeśli tak by było, to byłoby to ewidentne złamanie polskiego prawa, a prawo powinno być w stanach nadzwyczajnych ponad stanami nadzwyczajnymi.

Uważa pan, że w ogóle powinniśmy wyjaśniać tę sprawę, czy "ciszej nad tą trumną"?

Gdybym był tak pewny, że jest to zero-jedynkowa sytuacja, to pewnie z łatwością odpowiadałbym na to pytanie. Dzisiaj, kiedy toczy się śledztwo prokuratury, racje i interes państwa, a przede wszystkim bezpieczeństwo Polaków nakazują mi w mniejszym stopniu uczestniczyć w tej debacie, którą narzuca artykuł "Washington Post".

A panu się wydaje, że jak to było z tym więzieniem CIA?

Nie chciałbym, żeby mi się wydawało. Oczekuję jasnej, klarownej oceny tego materiału i postawienia kropki nad i przez prokuraturę.

Jako kraj powinniśmy wyjawić prawdę czy zabetonować ją po wsze czasy?

Często jest tak, jak w terenie dzisiaj, kiedy to jedno ugrupowanie rozpuszcza wieści, że każdy wójt kuma się z lobbystami, posadowi im tutaj farmę wiatrową, a co drugi radny ma 10 procent z tego kontraktu. Przychodzą ludzie zdegustowani, zdenerwowani, protestujący na sesję i wójt się dopiero dowiaduje, że jakiś lobbysta się pojawił, a jeszcze co gorsza inwestor. I ludzie mówią tak: "Coś musi być, skoro tylu się zdenerwowało i przyszło na sesję". Ja nie chciałbym, aby tak poważna sprawa jak potencjalne więzienia CIA, łamiące także polskie prawo, była w ten sposób komentowana.

Z czystym sumieniem i bez drgnięcia powieki zagłosuje pan za pozostawieniem ministra zdrowia na stanowisku?

Nie ma wobec wniosków wobec kolejnych ministrów zdrowia czystego sumienia, bo wiemy, że to jest ten obszar spraw, w którym - mimo że podwoiliśmy w ciągu ostatnich lat nakłady - nie jest dobrze.

Czyli zagłosuje pan przeciw odwołaniu, ale z bólem serca.

Oczywiście jesteśmy wszyscy porażeni tym, co wydarzyło się na Kujawach... powiem tak, że przecież przez lata lekarze prowadzili także trudne ciąże i nie mieli tomografów i podejmowali decyzje. Tu zabrakło przede wszystkim decyzyjności konkretnego lekarza. I to lekarz zawiódł, a nie minister.

To lekarz zawiódł, a nie minister

No ale na ile minister jest za to odpowiedzialny? Bo już pański kolega klubowy krzyczy: "Arłukowicz odejdź! Ty nie masz szczęścia".

Gdyby to było takie szczęście, to jeśli wydarzy się coś w Kujawsko-Pomorskiem, to każdy poseł z tego województwa też powinien się podać do dymisji.

Ale uważa pan, że Arłukowicz to jest udany eksperyment personalny?

To jest pytanie do premiera i do samego pana Arłukowicza.

A wicepremier jakie ma przekonanie?

Wziął bardzo trudną działkę na siebie. Proszę zwrócić uwagę, że żaden z polskich ministrów zdrowia od '89 roku nie jest pozytywnym bohaterem, chyba, że zacznie jakiś program i zostanie odwołany, to wtedy wraca jako wybitny specjalista. Tak, jak mówiłem, podwoiliśmy nakłady na publiczną służbę zdrowia, mamy bardzo wysokie nakłady także z kieszeni prywatnej - postępu nie widać.

Nie jest tak, że wszyscy wiedzą, że Arłukowicz nie dociągnie do lata na stanowisku? Czy go Sejm odwoła, czy premier - raczej premier.

Wczoraj przez debatę, która była wyjątkowo niesmaczna, niegrzeczna, brutalna i wulgarna straciłem 15, 20 minut, które mogłem poświęcić dłużej osiemdziesięciu kilku ambasadorom i przedstawicielom placówek handlowych. Wczoraj Ministerstwo Gospodarki przygotowało dobre otwarcie tego roku. Dla mnie, ministra gospodarki, ten obszar jest ważniejszy niż emocje wokół dymisji ministra Arłukowicza.

To jako ministra gospodarki zapytam - co z tym Volkswagenem w Polsce koło Poznania? Niemiecka prasa ogłasza już, że będzie.

Cieszę się, że niemiecka prasa ogłasza, że poważny, światowy gracz, po dobrym roku dla siebie, ponoć ma zainwestować w Polsce.

A co wie o tym minister gospodarki?

Minister gospodarki wie, że mamy 167 wniosków w PAIiIZ-ie i w Ministerstwie Gospodarki. Minister gospodarki mówi, że mamy kilka bardzo ciekawych projektów szeroko pojętej branży motoryzacyjnej. Jutro czy dziś premier będzie zwiedzał zakłady w Wałbrzychu - 500 miejsc pracy, jedna z największych w Europie fabryk felg samochodowych, ponad 90 proc. planowane na eksport.

Czy Volkswagen to jest ta niespodzianka samochodowa, przemysłowa, którą pan obiecywał?

Mamy jeszcze na liście sporo niespodzianek.

Ale Volkswagen też jest jedną z nich.

Nie da się wykluczyć, że Volkswagen, który jest bardzo ważnym partnerem Polski, który zbudował w Poznaniu ciekawą fabrykę, w tej chwili zdecydował się na budowę centrum logistycznego, gdzie znajdzie zatrudnienie kilkaset osób, może myśleć kategoriami, że Polska dzisiaj, jeśli chodzi o obszar rynku motoryzacyjnego, jest najlepszym miejscem do inwestowania w Europie.

I ta fabryka już przesądzona, czy wciąż pan jeszcze drży?

Ale czy ja odpowiadam na pańskie pytanie, o tej konkretnej fabryce? W zeszłym tygodniu jeden z moich wiceministrów prowadził w stolicy jednego z krajów europejskich bardzo daleko zaawansowane negocjacje w zakresie definitywnego spięcia dużego kontraktu motoryzacyjnego.

I je spiął?

Nowa fabryka w Polsce? Jesteśmy bardzo dobrej myśli, żeby nie powiedzieć, że na finiszu rozmów

Jesteśmy bardzo dobrej myśli, żeby nie powiedzieć, że na finiszu rozmów.

Jak Pytia... Wie pan, że jesteście jedyną partią, w której nikt się nie rwie do eurowyborów. Dlaczego tak jest?

Ale po pierwsze mamy doświadczenie, po drugie wiemy, że to nie jest spektakl wyborczy. Po trzecie, obecność w europarlamencie to nie jest tylko przyjemność posiadania trochę wyższej, żeby być delikatnym, diety niż w parlamentaryzmie krajowym.

Tak ze cztery razy wyższej albo z pięć nawet.

Tak lekko licząc. Plus jeszcze pochodne pewnie...

Wszędzie wszyscy chcą, a w PSL-u nikt prawie...

To nie jest tak. My traktujemy to poważnie, jesteśmy bardzo zaawansowani wewnątrz, jeśli chodzi o konstrukcję list. To nie chodzi, że nikt nie chce. Wystartuje na pewno i pierwsze miejsca w swoich okręgach będzie miała dotychczasowa świetna czwórka europarlamentarzystów: Jarek Kalinowski "Zielone Mazowsze", Czesław Siekierski - wiceprzewodniczący Europejskiej Komisji Rolnictwa w Świętokrzyskiem...

I tak dalej, i tak dalej... A co z takimi postaciami jak Waldemar Pawlak? Namówił go, pan czy nie?


Jeżeli Waldek zdecyduje się na kandydowanie, to oczywiście znajdzie się na listach Polskiego Stronnictwa Ludowego.

Ale już pan zapytał Waldka?

To jest etap taki, że te negocjacje, dyskusje prowadzą prezesi zarządów wojewódzkich: Waldemar Pawlak i Janusz Piechociński to jest Mazowsze, rolę tę więc spełnia Adam Struzik.

Celuje pan w 10 procent?

Wybory do PE? Celuje w 10 procent... sześć mandatów dla PSL

Celuje w 10 procent... sześć mandatów.

A jak będzie mniej, to odchodzi pan?

Ocenimy to po wyborach, tak jak we wszystkich formacjach. Przede wszystkim ja celuję w to, aby program, z którym PSL idzie do Europy, był racjonalny, mądry, a nie tylko burzą chwytliwych pomysłów na same kartki wyborcze.