Ta notatka, zgodnie z obietnicą, miała być poświęcona najczęściej popełnianym przy stole błędom. Mamy jednak 1 listopada, Dzień Wszystkich Świętych, w którym tradycyjnie odwiedzamy groby bliskich. Przerwijmy więc na chwilę wątek stołu, a w zamian powiedzmy parę zdań o zachowaniu na cmentarzu.

REKLAMA

Sam odwiedzam groby zwykle dopiero po zmroku, kiedy nad cmentarzem unosi się blask płonących zniczy, a alejki nie są już tak pełne jak wcześniejszą porą. Poza tym, jakby się wydawało, wieczorna aura o wiele bardziej sprzyja przeżywaniu tego święta. Nic bardziej mylnego... Jak dobitnie pokazał to przykład zeszłego roku, oprócz blasku świec, nad cmentarzem unosił się również (a może przede wszystkim) gwar rozmów wszelakich: zwykłych, codziennych, plotek, ale także tych zawodowych. Z dyskusji stojących przy sąsiednim grobie panów miałem okazję dowiedzieć się między innymi o szczegółach projektowania łazienek i stratach energii cieplnej w mieszkaniach o określonej kubaturze. Grupa, którą minąłem w jednej z dróżek żywo polemizowała na temat najkrótszej drogi, która prowadzi do poszukiwanego grobu, nie stroniąc przy tym od głośno wypowiadanych przekleństw. Kilka osób biegało od grobu do grobu i robiło zdjęcia, błyskając przy tym fleszem. Czwórka trzydziestokilkulatków odwiedzająca miejsce pochówku Wisławy Szymborskiej, te kilka chwil spędziła na komentowaniu faktu, iż pośród wielu lampionów, na nagrobnej płycie ktoś pozostawił kilka papierosów i zapalniczkę. Jednakże asem w rękawie złośliwej Fortuny okazał się być pewien młody ojciec, wiozący w wózku swoje być może dwuletnie dziecko, który - chcąc je udobruchać - podał mu zabawkę, grającą jakąś wesołą melodię. Nie omieszkał też skomentować tego faktu, mówiąc do kolegi: "Teraz będzie spokój". To wszystko działo się na Cmentarzu Rakowickim, najbardziej znanej krakowskiej nekropolii. (Zapewne pomyślicie Państwo, że nic innego nie robiłem, jak tylko obserwowałem i skrzętnie notowałem...)

Przypomina mi się pewien obrazek (ze wstydem przyznaję, że nie pamiętam autora), który przedstawia polską rodzinę nad grobem. A w chmurkach komentarze, żeby ten znicz przesunąć w lewo, ten ustawić pośrodku, że przed bramą lampki kosztowały po dwanaście, a w hipermarkecie były po sześć i w dodatku drugi za 50 procent. Ale kto z nas nie ma takich doświadczeń?

Pamiętajmy, że dla wielu osób, szczególnie starszych i samotnych, cmentarz to miejsce, gdzie spoczywają ludzie, za którymi obecnie najbardziej tęsknią i których dziś szczególnie im brakuje. To wystarczy, by zrozumieć ich potrzebę bycia z kimś sam na sam, bez towarzystwa innych, na które w przestrzeni publicznej jesteśmy skazani. Wystarczy więc uszanować ciszę - nie rozmawiać ze sobą ani przez telefon (nawet o rzeczach ostatecznych), wyłączyć odtwarzacz mp3 i wyjąć słuchawki z uszu, wyciszyć dzwonki telefonu. Pamiętajmy też o ciszy, kiedy przychodzimy nie w odwiedziny, lecz żeby na przykład umyć nagrobek naszych bliskich (na Śląsku, skąd pochodzę, wciąż pielęgnuje się ten piękny zwyczaj, który dowodzi wyjątkowego szacunku dla zmarłych); w tym czasie na cmentarzu mogą znajdować się ci, którzy pojawili się tam, żeby się pomodlić. W przypadku, gdy odwiedzamy groby ludzi znanych, przygotujmy się wcześniej i zapytajmy o ich lokalizację stróża lub zapoznajmy się z informacjami na tablicach przed cmentarzami. Nie przeszkadzajmy skupionym na modlitwie lub rozmyślaniach, dopytując o to, którędy trafić do nagrobka takiej, a takiej osoby. Wciąż żyjący bliscy słynnych zmarłych wspominają ich z takim samym rozrzewnieniem jak anonimowi wnukowie - anonimowych dziadków, anonimowe dzieci - anonimowych rodziców, anonimowe żony - anonimowych mężów...

Dbajmy o czystość i porządek. Chociaż współcześnie coraz więcej z nas odnosi się do zwierząt z należytą troską i szacunkiem, odradzałbym jednak zabieranie naszych czworonożnych przyjaciół na cmentarz. Pamiętajmy, że możemy tym kogoś urazić. Z kolei nasz pies za o wiele lepszy pomysł uzna spacer do parku lub na jakąś rozległą łąkę, po której będzie mógł swobodnie biegać... Dzieciom z kolei od najmłodszych lat wyjaśniajmy, co to takiego cmentarz, czym różni się od innych często odwiedzanych miejsc, jak należy się zachowywać w tej szczególnej przestrzeni i jakich zachowań na pewno unikać (rodzicom, którzy znaleźli się w ogniu trudnych pytań o śmierć, z pomocą przychodzi Wolf Erlbruch, autor bajki "Gęś, śmierć i tulipan").

Po raz pierwszy w zeszłym roku zobaczyłem, że odwiedzający groby zostawiają na nich nie tylko znicze. Mowa oczywiście o wspomnianym grobie Wisławy Szymborskiej. To częsta praktyka na Zachodzie, szczególnie w przypadku fanów gwiazd muzyki lub filmu, którzy na nagrobkach swoich idoli kładą listy, zdjęcia lub inne przedmioty, kojarzone z nieżyjącymi. Bez wątpienia idzie tu o pamięć - szlachetną postawę nas żywych wobec tych, którzy odeszli. Płomień znicza czy, jak w tradycji żydowskiej, kamień wydają się jednak wystarczająco piękną metaforą trwania zmarłych w naszych wspomnieniach.

Przywołanie tradycji żydowskiej każe wspomnieć o jeszcze jednej zasadzie: wchodząc na cmentarz, powinniśmy uszanować zasady religii czy wyznania tam pochowanych. Przekraczając więc bramę kirkutu, pamiętajmy o obowiązkowym nakryciu głowy (na Nowym Cmentarzu Żydowskim w Krakowie można takie wypożyczyć u stróża).

Rok temu uderzyło mnie jeszcze jedno: tak duża liczba osób robiących zdjęcia, dalece wykraczająca poza możliwą grupę dziennikarzy. Te rozmowy, o których wspomniałem, komentarze, plotki, sprawy zawodowe, przekleństwa, kwiatki czy znicze ustawione niesymetrycznie, grające zabawki, dzwoniące telefony, flesze aparatów - to wszystko tak mocno nas trzyma w ryzach codzienności... Czemu chociaż raz w roku w taki dzień lub podczas zwykłych wizyt na cmentarzach nie pozwolić sobie na powroty do przeszłości, gdzie wciąż żyją nasi bliscy zmarli i na rozmyślania o tym, co czeka nas kiedyś?

Wojciech S. Wocław

Wojciech S. Wocław - popularyzator wiedzy z zakresu savoir-vivre'u i etykiety w biznesie, konferansjer (występował m.in. w Sydney Opera House), pisarz.