Andrzej Bargiel wyrusza w Himalaje na pierwszą polską wyprawę narciarską w najwyższe góry świata. Zakopiańczyk chce na nartach wejść i zjechać z Sziszapangmy. Projekt wyprawy nazwany „Hic sunt leones” (łac. "tu są lwy") zakłada nie tylko zjazd z jednego ośmiotysięcznika. W sumie tych szczytów ma być kilkanaście.

REKLAMA

Maciej Pałahicki: Na czym polega wyjątkowość tego twojego pomysłu, twojego wyjazdu?

To jest wyjazd narciarski, nie stricte himalajski. My będziemy się poruszać tylko na nartach. To jest pierwsza taka polska wyprawa. Jej celem jest osiągnięcie szczytu, ale przede wszystkim zjazd z wierzchołka do bazy.

Pierwszy polski zjazd?

Tak, nigdy nie było takiego zjazdu, który zaczynał się na wierzchołku i kończył się w bazie. Próbował tego Jerzy Kukuczka z Arturem Hajzerem. Ja znam tę historię, bo przyjaźniłem się z Arturem. Oni po prostu używali tych nart, by szybciej przemieścić się do bazy. Oni nie byli dobrymi narciarzami. To wyglądało tak, że na bardzo łatwych odcinkach po prostu je przypinali.

Czyli to nie był taki zjazd z samego szczytu do bazy?


Tak. Dla mnie, jako narciarza, zjazd liczy się tylko wtedy, kiedy zjeżdżamy z samego wierzchołka i odpinamy narty u podnóża góry. Taki jest cel i mam nadzieję, że nam to się uda.

Czy wiadomo, ile osób zjechało do tej pory z Sziszapangmy na nartach?

Te informacje są sprzeczne, bo z głównego wierzchołka - z tego, co słyszałem i wyczytałem - zjechała jedna osoba. A to też nie jest do końca potwierdzone. Dużo słyszałem o ludziach, którzy zjeżdżali z tych niższych wierzchołków, ale nie z głównego.

Ale z samej góry to raczej mało, tak?

Bo to jest trudne. Tam jest taka grań i ciężko tam zjechać na nartach. Trzeba już troszeczkę podziałać technicznie, wspiąć się, mieć dużo szczęścia, żeby była wyśnieżona.

Dlaczego na nartach? Himalaiści działają przecież troszeczkę inaczej.

Tak, to trochę abstrakcyjna sprawa dla większości ludzi. Ja jestem narciarzem i to mi się bardziej podoba. Więcej przyjemności z tego mam. Chcę to robić tylko tak.

Projekt zakłada nie tylko zjazd z jednego ośmiotysięcznika. W sumie tych szczytów ma być kilkanaście.

Projekt jest długo terminowy, nie ma jakiegoś ograniczenia czasowego. Cała idea skupia się na zjazdach z wysokich gór, z najwyższych. W planie jest 7 ośmiotysięczników i 7 szczytów korony Ziemi. Ten projekt nazywa się "Hic sunt leones", z łacińskiego oznacza "tu są lwy". Nazwa była wspólnymi siłami z moimi znajomymi wymyślana. Chodziło o to, żeby zbudować wokół tego fajny klimat i żeby robić różne, fajne inicjatywy i mam nadzieję, że to wszystko się jakoś poukłada i stworzymy kawał historii.

Dlaczego taka nazwa?

Nazwa miała być chwytliwa, tak by wszyscy wiedzieli o co chodzi.

Co oznacza maksyma?

Rzymianie oznaczali tereny niezdobyte, nieznane na mapach, właśnie to sformułowanie stąd się wzięło.

A Ty nie boisz się tych lwów, które Cię tam czekają?

Wyjdę im na przeciw wszystkim. Lubię duże wyzwania i mam nadzieję, że im sprostam. Będę robił wszystko i to mnie kręci po prostu. Jedzie ze mną mój brat, Grzegorz, który jest doświadczonym ratownikiem, jest przewodnikiem międzynarodowym. Świetnie, że możemy właśnie działać. To w ogóle jest przełom, i strasznie się z tego cieszę, bo rzadko się zdarza, żeby można było takie rzeczy robić z bratem, czy z rodziną. Będziemy mieć mnóstwo czasu dla siebie, będziemy mogli sobie razem podziałać.

Ktoś to już zrobił przed tobą?

Aż tylu nikt nie zrobił, także to będzie coś nowego i dla mnie to też świetne doświadczenie i świetna przygoda przede wszystkim.

(MKam)