Na razie jeszcze stragany uginają się pod ciężarem apetycznych owoców. Ale już niedługo pozostanie nam jedynie w pamięci ich smak i zapach. Wtedy zamiast malinowego musu, będziemy mogły sięgnąć po balsam do ciała z nutą malin.
Dlaczego wolę smarować ciało balsamem o zapachu truskawek czy czekolady niż równie skutecznym, lecz bezwonnym żelem? O ile w diecie staram się unikać cukru, w obawie o dodatkowe centymetry w talii, to używając np. karmelowego żelu pod prysznic zaspokajam swoje kulinarne fantazje. Kosmetyki o apetycznych aromatach i zmysłowych konsystencjach stanowią też dla nas pocieszenie w czasach, gdy kanony urody dyktuje chirurg plastyczny, a kremy biją rekordy w usuwaniu zmarszczek.
Okazuje się, że dla wielu z nas liczy się nie tylko skuteczność kremu czy balsamu (choć nie jest ona bez znaczenia), ale również to, by wprowadzał nas on w dobry nastrój, przywoływał wspomnienia z dzieciństwa. (Może dlatego tak bardzo lubię kokosowy balsam do ciała, bo do dziś mam w pamięci chwile, kiedy pierwszy raz spróbowałam batonika z takim nadzieniem?) I to właśnie apetyczne zapachy są dla nas często pierwszym bodźcem zachęcającym do zakupu np. owocowego żelu pod prysznic.
Ale czy pachnący kokosem, czekoladą czy morelą jest tak samo skuteczny, jak apetyczny? Słodkie czy owocowe składniki coraz częściej zyskują uznanie kosmetologów. Zanim jednak trafią do słoika, muszą przejść długą drogę. Czekolada dodawana do kosmetyków, to najczęściej miazga kakaowa zmieszana z tłoczoną na zimno oliwą z oliwek lub olejem migdałowym. Jest wykorzystywana w preparatach: ujędrniających, regenerujących, wyszczuplających oraz przeciwzmarszczkowych. Dużą popularnością wśród firm kosmetycznych cieszą się też owoce. Aby pozyskać z nich najcenniejsze składniki, trzeba poddać technologicznej obróbce głównie ich pestki, nasiona, gniazda i szypułki. Na czele listy kosmetycznych hitów są: pestki winogron, bogate w opóźniające starzenie polifenole, pestki moreli o działaniu odżywczym, wygładzający wyciąg z czereśni, czy bogata w witaminy limonka.
Kusiło Cię kiedyś samodzielne stworzenie np. maseczki do twarzy z truskawek kupionych na bazarku? Chociaż w pierwszej chwili po nałożeniu jej na twarz poczujesz przyjemny chłód, to pożytku z niej większego nie będzie. Dlaczego? Po pierwsze owoce, mimo iż mają mnóstwo dobroczynnych dla skóry składników, zapewne były spryskane nawozami czy środkami owadobójczymi. A tego już Twoja cera nie polubi. Po drugie, do zrobienia maseczki wykorzystujemy najczęściej miąższ, który nie jest najbardziej wartościową częścią owocu. Tylko technolodzy w laboratoriach kosmetycznych potrafią pozyskać cenne składniki z nasion czy ze skórek. I wreszcie po trzecie, naturalne owocowe specyfiki domowej produkcji nie nadają się do skóry suchej, wrażliwej i odwodnionej, gdyż mogą dodatkowo ją uczulić lub wysuszyć.