"Sprawdziliśmy dokładnie jedynego kolegę Mariusza Trynkiewicza. Miał niepodważalne alibi. Podejrzanym stał się ojciec, bo pojawiały się pogłoski o tym, że Trynkiewicz nie miał prawa jazdy, a w związku z tym i pytania, jak mógł wywieźć zwłoki dzieci do lasu. Sprawdziliśmy, czy potrafi jeździć. Potwierdzam - potrafi" - opowiada reporterce RMF FM Andrzej Matuszczyk, były milicjant, który pracował przy sprawie zabójstwa trzech ofiar mordercy-pedofila. Sugestie, że Trynkiewicz mógł mieć wspólnika wysunął Eugeniusz Iwanicki, autor książki "Proces Szatana". "Nie znaleźliśmy na to żadnych dowodów" - ucina Matuszczyk.
Monika Gosławska: Kiedy stał się pan jednym z bohaterów tej makabrycznej historii?
Andrzej Matuszczyk: Włączyłem się dopiero wtedy, gdy zostały ujawnione zwłoki w lesie. Wcześniej działania prowadziła Komenda Rejonowa Milicji w Piotrkowie Trybunalskim.
W jaki sposób dowiedzieliście się o tym, że ciała chłopców znajdują się w lesie?
Człowiek, który je znalazł, natychmiast poinformował milicję. W takich sytuacjach zawsze na miejsce jeździła grupa dochodzeniowo-śledcza z komendy wojewódzkiej i ja tam od razu pojechałem w celu wykonania wszystkich czynności procesowych.
Czy ta osoba stała się jednocześnie osobą podejrzaną?
Początkowo tak. Technika operacyjna nie była wtedy tak rozwinięta. Nie było komputerów, baz danych. Wtedy musieliśmy wszystko robić "na piechotę", więc czas do uzyskania informacji był dużo dłuższy. Siłą rzeczy ten człowiek stał się jednym z wielu podejrzewanych, którzy mogli mieć związek z tą sprawą.
Zwłoki swoich ofiar Mariusz Trynkiewicz złożył w lesie. Co pan pomyślał, gdy to zobaczył?
Co za bestia w ludzkiej skórze mogła taki czyn popełnić? Kto mógł to zrobić i jak dorwać drania?
A jak wpadliście na trop Mariusza Trynkiewicza?
W tym czasie była powołana grupa operacyjna. Wszyscy milicjanci byli zobowiązani do pisania notatek, które mogłyby pomóc w zatrzymaniu sprawcy. Jedna z takich notatek - napisana przez milicjanta z komisariatu w Sulejowie - doprowadziła nas do sprawcy. Mariusz Trynkiewicz już wcześniej był karany za molestowanie dwóch chłopców na terenie Przygłowa pod Piotrkowem. Jego rodzice mieli tam letnisko. Okazało się, że ma przerwę w odbywaniu kary.
Po sprawdzeniu notatki milicjanta z Sulejowa dotarliście do podejrzanego. Co on mówił, jak się zachowywał?
Od razu go zatrzymaliśmy i przewieźliśmy do komendy. Na miejscu została grupa, która wykonywała szczegółowe oględziny.
Czy w chwili zatrzymania był sam w domu?
Tak. Zabezpieczyliśmy w tym mieszkaniu całą masę przedmiotów, które mogłyby świadczyć o jego charakterze czy światopoglądzie. Przez ponad pół roku przeglądaliśmy to, analizowaliśmy, opisywaliśmy. Część z tych przedmiotów włączyliśmy jako materiał dowodowy do procesu.
Co wśród tych przedmiotów było charakterystyczne dla jego przekonań, charakteru, światopoglądu?
Sprawdzaliśmy wszystkie plotki, pogłoski, informacje. Sprawdzaliśmy wszystko.
Głównie zajmował się szkicowaniem, rysunkami, rzeźbieniem - wszystko w czarnym kolorze. Pejzaże również w kolorze czarnym. Notatniki z jego przemyśleniami.
Głośno było w tym czasie w Piotrkowie o satanistach. Czy sprawdzaliście też ten trop? Piotrkowianie łączyli śmierć chłopców z satanistami. Czy wśród tych rzeczy znalazły się takie, które mogłyby wskazywać na jego powiązania z nimi? Sprawdziliście tę ścieżkę?
Tak. Sprawdzaliśmy wszystkie plotki, pogłoski, informacje. Sprawdzaliśmy wszystko. To było wydarzenie, o którym głośno było w całym kraju - to nie zdarza się często, by trzech niewinnych chłopców zostało zasztyletowanych i później wywiezionych do lasu i by jeszcze próbowano spalić zwłoki. Faktycznie sataniści nie mieli nic wspólnego ze sprawą. Nie mieliśmy żadnych namacalnych dowodów, że taki ruch tu istniał. Dzieci miały po prostu pecha, że trafiły na takiego zbira, który zrobił to, co zrobił.
Czy ktoś pomagał Mariuszowi Trynkiewiczowi? Tak sugeruje Eugeniusz Iwanicki, autor książki "Proces Szatana".
Sprawdziliśmy dokładnie jego jedynego kolegę. Miał niepodważalne alibi. Nie znaleźliśmy żadnych dowodów, że mógł mieć wspólnika. Podejrzanym stał się ojciec, bo pojawiały się też pogłoski o tym, że Mariusz Trynkiewicz nie miał prawa jazdy, a w związku z tym i pytania, jak mógł wywieźć zwłoki dzieci do lasu. Sprawdziliśmy, czy potrafi jeździć. Potwierdzam - potrafi.
Czy doszło do eksperymentu w lesie? Iwanicki wskazuje, że osoba niemająca prawa jazdy mogłaby mieć problem z wymanewrowaniem samochodu?
Nie. Ja tam byłem na początku i teraz - jest tam sporo miejsca. Można wjechać i wyjechać bez problemu.
To chory człowiek. Powinien być leczony. Gdyby nie tak duża presja na wyrok skazujący 25 lat temu, Mariusz Trynkiewicz, powinien trafić na leczenie.
Czy Mariusz Trynkiewicz bronił się? Żałował tego, co zrobił?
Na rzeczach, którymi były owinięte zwłoki dzieci, jego matka wyhaftowała inicjały MT
Powtórzę to, co mówiłem wielokrotnie. To chory człowiek. Powinien być leczony. Gdyby nie tak duża presja na wyrok skazujący 25 lat temu, Mariusz Trynkiewicz powinien trafić na leczenie.
Czy od razu przyznał się do winy?
Tak. Zresztą na rzeczach, którymi były owinięte zwłoki dzieci, jego matka wyhaftowała inicjały MT. Takie same inicjały znaleźliśmy na zasłonach i innych materiałach. Przyznał się od razu. Nie histeryzował, nie płakał, nie przepraszał. Opowiadał wszystko. Zasłaniał się niepamięcią wtedy, gdy dochodziło do wspomnień o zadawaniu ciosów.
Jak jeden człowiek mógł obezwładnić jednocześnie trzech nastolatków - ruchliwych chłopców w wieku 11, 12 lat?
Jeden z nich był lepiej zbudowany, pozostali drobni. Mariusz Trynkiewicz przed dokonaniem zabójstwa wszedł do łazienki. Tam miał ukryty nóż. Gdy wyszedł, zadał ciosy. Uderzał chaotycznie, z różnych stron, miejsc - z dołu, z góry. Te dzieciaki nie miały żadnych szans. On nie był ułomkiem - młody człowiek, więc silny. Jednocześnie strach, który pewnie sparaliżował te dzieci.
Dzieci wołały o pomoc?
Nikt z przesłuchiwanych osób tego nie potwierdził.
Co pan sądzi na temat tego, co teraz się dzieje? Mowa o ustawie, na mocy której Trynkiewicz miałby trafić do zamkniętego ośrodka na terapię dla niebezpiecznych przestępców?
Nie sądzę, że tam trafi. Wyjdzie na wolność i stanie się wolnym człowiekiem do momentu, aż coś się znów nie stanie. Nie sądzę, żeby się zmienił. Tak jak mówiłem wcześniej - to jest chory człowiek. Powinien być leczony przez te 25 lat.
A jakie jest pana zdanie na temat amnestii, która zamieniła mu karę śmierci na 25 lat więzienia?
Amnestia mogła być, bo niekoniecznie trzeba go było stracić. Uważam jednak, że powinna zostać zamieniona na dożywocie, a nie na 25 lat.
Jest pan byłym funkcjonariuszem. Głośno jest ostatnio o nadzorowaniu czy ochronie Mariusza Trynkiewicza. Czy da się go upilnować?
Na pewno nie. To jest niemożliwe. Nikt nie da mu anioła stróża na 24 godziny. Zresztą nie ma takich podstaw prawnych. On wychodzi i jest człowiekiem wolnym.