Jeszcze w tym miesiącu ruszy zlecona przez Ministerstwo Gospodarki kampania edukacyjna dotycząca energii atomowej. Od kwietnia w telewizji czy internecie emitowane mają być spoty przygotowane w ramach wartej ponad 18 mln złotych akcji społecznej. Przewidziane są także debaty z mieszkańcami potencjalnych lokalizacji przyszłej elektrowni. Takie działania są bardzo potrzebne, ale ich efekty mogą być znikome - ostrzegają eksperci.
Ja jestem na nie, i tyle. Żadna kampania mnie nie przekona. Tu nie ma nad czym dyskutować. Tutaj jest uskok sejsmiczny, czyli byłaby powtórka jak w tym... Jak się to nazywało w Japonii? Jokoshima, chyba tak? - mówił jeden z mieszkańców sąsiadującej z Żarnowcem gminy Krokowa. Czy to w ogóle jest bezpieczne? Tu z Fukushimy ma przyjechać kobieta, co przeszła tę tragedie, i jej rodzina - mówiła z kolei mieszkanka Żarnowca na spotkaniu, które odbyło się 10 marca. Eksperci nie mają wątpliwości. Nawet najlepiej przygotowana merytorycznie kampania informacyjna nie ma szans w rywalizacji z emocjami. Zwłaszcza strachem, który często podsycany jest przez typowo populistyczne działania.
Zdaniem ekspertów zapewnienia, że energia atomowa jest bezpieczna, są zupełnie niewiarygodne w momencie, kiedy druga strona pokazuje wstrząsające zdjęcia z Czarnobyla czy Fukushimy. W takiej sytuacji trudno w ogóle prowadzić jakikolwiek dialog.
Do społeczeństwa, także tego, którego inwestycja ma dotyczyć można jednak dotrzeć. Trzeba pokazać - krok po kroku - jak powstaje taka elektrownia, jakie są mechanizmy jej działania, co konkretnie chroni przed sytuacjami awaryjnymi. Mieszkańcy muszą również mieć możliwość porozmawiania w komfortowych warunkach o swoich wątpliwościach. Trzeba ich wręcz zaprosić do dialogu. Mieszkańców trzeba traktować podmiotowo, a nie narzucać im z góry swoje zdanie. Takie podejście zawsze prowadzi do konfliktów.
Nie sądzę, że przy takiej demagogii przeciwników atomu można było coś zmienić w rok czy w dwa. Jeżeli rząd myśli, że zbuduje poparcie społeczne dla energetyki jądrowej, wydając miliony na billboardy, to jest to oczywiście naiwność i duży błąd. Rzetelna edukacja to nie jest kwestia 15-sekundowego spotu. To są działania jedyne wspierające - mówi Jacek Miciński z firmy Lignar PR, wykładowca akademicki, psycholog społeczny i specjalista w dziedzinie komunikacji społecznej związanej z dużymi inwestycjami. Dodaje, że edukacja dotycząca atomu powinna przypominać "pracę u podstaw" i zaczynać się już na poziomie szkoły podstawowej, na lekcjach. Trudno więc podejrzewać, że ministerialna kampania zmieni nastawienie Polaków do energii atomowej, bo niewiedza jest ogromna.
Do atomu przekonuje także PGE - inwestor, który do 2020 roku ma zbudować pierwszą w Polsce elektrownie jądrową. Jednym z elementów kampanii edukacyjnej są wyjazdy mieszkańców potencjalnych lokalizacji elektrowni w miejsca, gdzie takie zakłady już działają np. do Francji. Według ekspertów to jedna z najskuteczniejszych metod. Bo działa według prostej zasady - zobacz z bliska to, czego się obawiasz. W efekcie w krótkim czasie da się przekonać jedynie lokalną społeczność. O ogólne poparcie opinii publicznej będzie bardzo, bardzo trudno.