Pensje urzędników rządowych, skandal korupcyjny w Hiszpanii, wysokie premie dla pracowników Narodowego Funduszu Zdrowia - to niektóre tematy piątkowych wydań dzienników. W RMF24 prezentujemy przegląd porannej prasy.
Średnia pensja urzędnika rządowego to ponad 6 tysięcy 800 złotych - donosi "Fakt". To ponad trzy razy więcej niż mają pracownicy małych prywatnych firm i dwa razy więcej niż wynosi płaca zwykłych Polaków - komentuje tabloid. Najwięcej zarabia się w Ministerstwie Spraw Zagranicznych - średnio nawet 7 tysięcy 919 złotych. Pełną listę wynagrodzeń w poszczególnych resortach można znaleźć w piątkowym wydaniu dziennika.
"Gazeta Wyborcza" pisze zaś na pierwszej stronie o seksizmie za Odrą. Tysiące Niemek poskarżyło się na Twitterze, ze przełożeni mówią do nich per "lala" lub wysyłają do garów. A wszystko z powodu Rainera Bruderlego, polityka współrządzącej krajem FDP, który prostacko zachował się przy młodej dziennikarce. Nie zamierza nikogo jednak przepraszać.
Wyborcza rozpisuje się także o korupcyjnym skandalu w Hiszpanii. Sekretne rachunki rządzącej Partii Ludowej ujawnił dziennik "El Pais". Przywódcy ugrupowania mieli przez kilkanaście lat brać tajne pensje od prywatnych przedsiębiorców. Premier Hiszpanii Mariano Rajoy miał dostawać około 24 tysięcy euro łapówek rocznie od firm budowlanych. Więcej o sprawie, w piątkowym wydaniu.
Narodowy Fundusz Zdrowia przydzielił 1,8 mln złotych premii swoim pracownikom - informuje "Gazeta Polska Codziennie". Urzędnicy Kancelarii Premiera zgarnęli od początku obecnej kadencji 60 mln złotych premii. Dodatkowe pieniądze przyznali też sobie marszałkowie Sejmu i Senatu.
Bezrobocie dramatycznie rośnie. Wiceminister pracy Jacek Męcina przyznał, że w styczniu tego roku może sięgnąć 14 procent - informuje gazeta. Jak jednak dodaje dziennik, to średnia krajowa, zaniżana przez duże miasta. Na prowincji jest dużo gorzej. Już 226 powiatów na 380 boryka się z bezrobociem wyższym od średniej w kraju. W większości z nich odsetek ludzi bez pracy zbliża się do 20 proc., w 19 powiatach dochodzi do 30 proc., a w Szydłowcu sięga aż 38 procent.