Piszę poniższe sprowokowany zaczepką, kwestionującą sens pisania dziś o rocznicy zdobycia bieguna północnego. Autorka zauważyła, że temat jest "bardzo na czasie", co odebrałem jako cierpkie zwrócenie uwagi, że zawracam ludziom głowę. Możliwe. Odpisałem jednak, że temat jest równie doniosły, jak niedawna hucznie obchodzona 233. rocznica uchwalenia Konstytucji 3 maja, której poświęcono zdecydowanie więcej uwagi, choć jej "bardzo na czasie" było znacznie odleglejsze. Potem jednak "wejrzałem w siebie" i "stanąłem w prawdzie" - po prostu lubię pisać takie rzeczy.

REKLAMA

To historie z czasów, kiedy pionierzy i odkrywcy kryli się w drodze powrotnej z wypraw, żeby miejscowa ludność ich nie zauważyła i żeby świat nie dowiedział się przez to o ich wyczynach wcześniej niż sami je opiszą po dotarciu do najbliższego telegrafu. A ukrywali się, bo na opis przygód zawarli z koncernami prasowymi gigantyczne kontrakty, dzięki którym finansowali swoje wyprawy.

Z czasów, kiedy jeden z największych, Roald Amundsen, zbierał ekipę i cichaczem, nocą, odpływał z portu, w którym następnego poranka miała się pojawić ekipa wierzycieli i komorników z zamiarem zajęcia jego statku.

Z czasów, kiedy na wyprawy nie zabierano radia, bo kierujący nimi świetnie wiedzieli, że nawet odbiór wiadomości ze świata może nadwerężyć niezłomność parcia uczestników do celu. I że dzięki radiu również wiadomości czy odnieśli sukces, czy nie - mogłaby wyprzedzić ich powrót, a więc osłabić znaczenie ich własnych, jak powiedzielibyśmy dziś, narracji.

To historie, w których prywatnie finansujący swoje przedsięwzięcia podróżnik mógł wygrać rywalizację z wyprawami, organizowanymi przez ówczesne imperia, z udziałem ich naukowców, marynarek wojennych i innych zasobów. To także czasy, kiedy zwykła dyskrecja wystarczyła, by nie ujawniać publicznie licznych romansów z mężatkami, trwających nierzadko wiele lat.

To również historie z czasów, kiedy należący do Oscara Wistinga pies Obersten (czyli Pułkownik), przewodzący jednemu z zaprzęgów, które jako pierwsze dotarły do bieguna południowego, nie tylko wrócił ze zdobywcami do Norwegii jako jeden z zaledwie trzech psów, które ją przeżyły. Opiekowała się nim potem i była z niego dumna społeczność miasteczka Horten, gdzie był powszechnie znany i szanowany. Obersten został po śmierci nawet wypchany i był wystawiany w muzeum narciarstwa w Oslo.

To czasy próżnych oszustów, przypisujących sobie niesprawdzalne przez długie lata wyczyny, operetkowego mitomana Umberto Nobilego, który lecąc sterowcem na biegun ściśle ograniczył wagę bagażu wszystkim uczestnikom wyprawy, ale swoim rodakom pozwolił na zabranie wyjściowych mundurów i flagi faszystowskich Włoch wielokrotnie większej i okazalszej niż flagi Amerykanów i Norwegów. Tylko on też zabrał na pokład ulubionego psa, białorudego teriera Titinę.

To także czasy, kiedy Amundsen, który Nobilego po wyprawie nie cierpiał, zginął, szukając go, kiedy Nobile kolejnym sterowcem rozbił się w lodach Arktyki.

To historie z czasów wcale nie tak odległych, a jednak trudnych do wyobrażenia sobie przez współczesnego człowieka, który informacje przekazuje SMS-em, a żeby ją potwierdzić, używa połączenia wideo. Kiedy potrzebuje pieniędzy - bierze kredyt lub stara się o odpowiedni grant. Gdziekolwiek jest - ma łączność ze światem, o wojnie i innych wydarzeniach dowiaduje się natychmiast, a nie po wielu miesiącach w jakiejś bazie wielorybników, gdzie akurat dotarł statek z miejsca, w którym była stacja telegraficzna.

Mówiąc pokrótce - to ostatnie historie z czasów sprzed przewrotu technologicznego, który był, jak się okazało, tak istotny, że cały świat wcześniejszy niemal zmiótł z powierzchni ziemi, a to co zostało - w dużym stopniu zmienił. Jak choćby to, że nawet odkrywcy obu biegunów, Amundsen i Wisting, zmarli w nieświadomości, że byli pierwszymi ludźmi na obu krańcach ziemi.

Ponownie i na przekór cierpkim uwagom zapraszam do lektury, choćby dla ochłody i refleksji: