Zasypiając wczoraj przed północą wciąż słyszałem diaboliczny śmiech przerywany szyderczymi wrzaskami imprezujących sąsiadów "Niezłomny!", "Ale im pokazał!" Wiedziałem, że przy śniadaniu będę musiał odpowiedzieć na serię pytań, kształtujących postawę przedstawiciela młodego pokolenia. Rozpaczliwie liczyłem, że wbijanie mu do głowy znaczenia pojęć ironia, sarkazm i aluzja było skuteczne.
- Nie, synu. Nie było żadnego ultimatum. To była najwyżej troska, podyktowana interesem publicznym. Bez związku z kalkulacjami politycznymi. Nie śmiej się, jedz, bo stygnie.
- Tak, synu, trwa kampania wyborcza, a jeden z kandydatów domagał się odwołania szefa publicznej TV. Ale tylko być może, bo wiadomości na ten temat nigdy nie były oficjalne, więc to się nie liczy. Słyszałeś jak sami z tym dzwonili? Zdawało ci się. Rozmawiałem o wymianie opon, a nie prezesów. Daj ketchup i ogranicz trochę sól, jest niezdrowa.
- Nie, synu, Publiczne media są obiektywne i nie podlegają naciskom politycznym. Zresztą żaden polityk nigdy by na nie nie próbował wpływać. Co ma znaczyć ta mina? Przestań, bo oberwiesz!
- Nie, synu, ten list prezesa TVP do prezydenta to była tylko uprzejmość, a nie żaden wyraz służalczości. Zwykła rzecz. Szef BBC ciągle takie pisze do Borisa Johnsona. Prezydent nie ma nic do gadania w sprawie obsady tej funkcji, a przecież nie działałby chyba z naruszeniem Konstytucji. Rozumiesz? No!
- Jakie "oddanie się do dyspozycji prezydenta"? Nie ma czegoś takiego! Prezydent powołuje dwóch z pięciu członków Rady Mediów Narodowych i to oni decydują. Musiałeś coś źle zrozumieć. Ty albo prezes. Nieważne, uważaj, bo rozlejesz.
- Tak, synu, Rada Mediów Narodowych zdecydowanie opowiedziała się za odwołaniem prezesa, ale nie zrobiła tego z powodu jakiegoś zagrożenia, że prezydent nie podpisze ustawy o tych dwóch miliardach. Na pewno nie. Zwyczajnie się namyślili. Jakby. Może. Chyba. Odstaw ten talerz w końcu, bo ci spa... no właśnie. Mówiłem.
- Jak to "dlaczego akurat wczoraj wieczorem?" Po prostu nikt ich wcześniej nie prosił o głosowanie nad odwołaniem prezesa. A wczoraj poprosił, no to odpowiedzieli. Taki przypadek. Nie podoba mi się to twoje spojrzenie. Na pewno chcesz iść wieczorem do Bartka? No.
- Tak, synu. Zawsze jak prezydent ogłasza, co zrobi w kontrowersyjnej sprawie, to premier, szefowie Krajowej Rady RTV i Rady Mediów Narodowych towarzyszą mu na briefingu.
- Nie, synu. Nie ma mowy o panice i politycznym dealu. Media nie ulegają wpływom polityków, a odpowiedzialni politycy wypracowali mechanizmy... no dobra. Ale cokolwiek powiesz - i tak jest bez związku z trwającą kampanią wyborczą. Może i jeden z kandydatów ma jakiś wpływ tu i tam, ale to przecież nie jego wina, że akurat jest Prezydentem, i że ludzie darzą go takim szacunkiem... co to miało znaczyć? Natychmiast to podnieś i wyczyść! Kto cię nauczył rzucania widelcem?!
- Tak, synu. Może i pojawiają się w domu... powiedzmy "akcenty krytyczne" wobec publicznych mediów. Ale przecież nie rzucałem nigdy widelcem. Zresztą ten kubek miał już obtłuczone ucho, a telewizor był stary i i tak mieliśmy go wymienić. Więc nie wyciągaj z tego żadnych takich wniosków. Jedz, bo stygnie.
- Nie, synu. Nie ma powodów do niepokoju. Media publiczne wciąż są niezależne od władzy. A już na pewno nie podlegają naciskom jednego z kandydatów w trwającej kampanii wyborczej. Po prostu przeprowadzana jest korekta. Wszyscy się zgadzają, jest fajnie i demokratycznie. A teraz zejdź mi z oczu, bo już nie mogę. Idź już na ten basen, sam pozmywam.
Kiedy wyszedł, zacząłem się sobie przyglądać w lustrze. Wszystkie mięśnie odpowiedzialne za mimikę działały sprawnie.
Jest bystry, więc mam nadzieję, że zrozumiał.