O tym, że albo majaczę, albo przytrafił mi się wyjątkowo naiwny sen, byłem przekonany już po pierwszej scenie. Widowisko podobało mi się jednak tak bardzo, że pobudka skłoniła mnie do spisania wrażeń. Wolałbym żeby to były wydarzenia, takie jednak raczej nigdy nie nastąpią.
W pierwszej scenie jaką pamiętam, występuje grupa sędziów Trybunału Konstytucyjnego, którzy stojąc w półkolu oświadczają mniej więcej tak: Mamy pełne przekonanie, że zostaliśmy wybrani zgodnie z prawem i możemy orzekać jeszcze całe lata. Dla dobra kraju i stabilności systemu prawnego składamy jednak nasze urzędy w nadziei na stworzenie TK z osób, którym nikt nie waży się zarzucić działań politycznych.
Następną scenę, w której profesorowie Matczak i Bodnar z dyskretną, ale zauważalną aprobatą prof. Łętowskiej nie tylko elegancko im dziękują, ale i mówią, że część z nich może być do Trybunału powołana ponownie - przewijam tylko w pamięci. Do sceny, w której prof. Matczak wdaje się w ożywioną rozmowę z sędzią Święczkowskim. Po chwili obaj zapraszają do niej mec. Giertycha, po czym uroczyście dokonują pomiarów tego, czy wyższy jest Giertych czy Święczkowski.
Nieopodal zwierza się komuś prezydent, że bardzo by chciał posługiwać się angielskim płynnie, a miny i dramatyczne pauzy w wystąpieniach robią mu się same. Jak mówienie "uniewinnienie" zamiast "ułaskawienia", twierdzenie "za walkę z korupcją" zamiast "za nadużycie uprawnień" itd. Ktoś mówi "daj spokój Bodnarowi, sam ich ułaskaw", ktoś inny litościwie wyciąga telefon i pojednawczo pokazuje kultowe "Andrzeju, nie denerwuj się..."
Z kąta dobiega tymczasem "wszyscy jesteśmy na B, musimy się trzymać razem" - zdanie, które musiał wygłosić ktoś z siedzących tam prokuratorów - generalny Bodnar, sporny krajowy Barski, albo sporny p.o. krajowego - Bilewicz. Panowie gratulują sobie nawzajem przebiegu toczonych między sobą potyczek o powołanie, odsyłanie na urlop tych, których nazwiska nie zaczynają się na B, zawiadomienia, jakie na siebie nawzajem składali, na prok. Hernanda pokrzykują "Nawet nie podchodź! A jak podchodzisz to chociaż nie nagrywaj!" - pełna sielanka.
Gdzieś niedaleko widzę przygarniającego szczupłą postać ministra Budki sylwetkę byłego ministra Czarnka. Zza jego ramion dobiega "pan wie i ja wiem, że mówimy to, co powinniśmy, bo tak trzeba, ja tylko mam taki temperament..." - reszta zdania i reakcja Budki nikną jednak w hałasie, jaki wywołuje grupa Muellera. To duet rzeczników Bochenek-Mueller robi to, co zwykle. Już po pokazaniu paru slajdów i kilku mętnych zdaniach mają wokół siebie pustkę, w której stoi tylko niezdecydowany i krzywo uśmiechnięty, fatalnie ubrany i żebrzący wzrokiem o odrobinę litości pierwszoplanowy nie tak dawno polityk.
Biedaczysko, myślę, ale też sam sobie nagrabił. Do niezgrabiasza zmierza tymczasem serdecznie uśmiechnięty, klepiący gamonia po plecach wicemarszałek Czarzasty. "Nieraz się pan wygłupił i opinię to pan ma zszarganą na maksa" - mówi, i pojednawczo dodaje - "ale za to, żeście się odczepili z tą obsesją od nas i przenieśli ją na KO to nawet mogę podziękować. Tuskowi nie zaszkodziło, a nam pomogło, brawo!".
Z boku serdecznie roześmiani Mariusz Błaszczak i Radosław Sikorski klepią się właśnie po plecach, przebijając się opowieściami o tym, który z nich jest bardziej drętwy i bezbarwny. Obrazek jest tak niebywały, że przysłuchuję się chwilę - licytację wygrał ostatecznie Błaszczak, bo stwierdzenia: "nie było mnie nawet widać na tle żołnierzy w kamuflażu" Sikorski nie miał czym przebić, więc teraz on stawia Błaszczakowi kolejkę.
Przy stoliku pod ścianą widać charakterystyczne fulary; fular min. Sienkiewicza objaśnia coś właśnie fularowi p. Świrskiego - wiem przecież że po bandzie, ale inaczej się nie dało - co spotyka się z gorliwym potakiwaniem - pewnie że się nie dało, przecież o to zadbaliśmy. Obaj panowie sięgają po kieliszki, towarzysząca im blondynka swój unosi przy tym elegancko wystawiając, ale nie ten palec, co pozostali.
We śnie orientuję się nagle, że sala balowa gdzie się to wszystko dzieje to tylko część budynku. Na sali gimnastycznej piętro niżej trwa mecz piłki halowej między starymi a nowymi sędziami Sądu Najwyższego. Drużyny nazywają się "Neo" i "Paleo", z boku siedzą pochłonięte rozmową Małgorzaty; prof. Gersdorf dowodzi właśnie prof. Manowskiej, że wprawdzie obie są może Pierwszymi Prezesami, ale chronologicznie to ona pierwsza była Pierwsza.
W sąsiedniej sali trwa koncert śpiewaka i gitarzysty Michała Wójcika, który jest suportem do koncertu Pawła Kukiza. Na strzelnicy w podziemiach budynku były komendant Szymczyk zaprasza na pokazy przeciwpancernych głośników bluetooth - obie imprezy mają spore powodzenie. Ciesząc się z tego, co dane mi będzie jeszcze odkryć otworzyłem jakieś drzwi...
I niestety, obudziłem się. Chyba właśnie wtedy, kiedy mój głośnik gruchnął odpalając głowicę, która wybuchła gdzieś w budynku. Może na koncercie, może na meczu albo przy barze. W sumie szkoda, że tego nie wiem.