Uniewinnienie Beaty Sawickiej zdumiało mnie. Nie dlatego jednak, że w ogóle nastąpiło, bo po wielu znanych wyrokach każdy wie, że w sądzie możliwe jest niemal wszystko. Zdumiało mnie uzasadnieniem, twardo stojącym na gruncie Prawa, nieprzypadkowo pisanego z wielkiej litery. Litery, którą nawet urzędujący minister sprawiedliwości potrafi u nas mieć w nosie.
Sawicką uniewinniono z powodu uchybień formalnych, które sprawiły, że wszystkie zgromadzone przeciw niej dowody Sąd Apelacyjny uznał za bezprawne. I mimo że Sawicka według nich sama wystąpiła z inicjatywą korupcji, określiła, czego chce a nawet groziła zerwaniem współpracy z podstawionym agentem CBA, jeśli tego nie dostanie - dowody, choć oczywiste, nagrane - okazały się w procesie karnym bezużyteczne.
Dzisiejsza decyzja to nasz krajowy odpowiednik głośnej w USA sprawy Ernesto Mirandy. Człowieka, który 50 lat temu w Arizonie porwał i zgwałcił 18-letnią Lois Ann Jameson. Mirandę aresztowano, a podczas przesłuchania wprowadzono w błąd twierdzeniem, że został rozpoznany przez ofiarę. Sprawca przyznał się do winy i został skazany na wieloletnie więzienie.
Ernesto Miranda nie został jednak przy zatrzymaniu poinformowany o przysługujących mu prawach. Na tej podstawie Sąd Najwyższy USA w 1966 uchylił skazujący go wyrok, uznając, że zgromadzenie dowodów z pogwałceniem jego konstytucyjnego prawa do obrony, łącznie nawet z przyznaniem się do rzeczywistej winy - jest bezprawne, i nie może być podstawą skazania.
Ernesto Miranda oczywiście był winny. Został skazany w ponownym procesie.
Od czasu jednak sprawy Mirandy każdy dokonujący aresztowania funkcjonariusz w USA ma w portfelu "Kartę Mirandy". "Miranda Card" to kartonik wielkości karty kredytowej, którego treść musi być zatrzymywanemu odczytana.
Właśnie dlatego, że nieprawomocnie, z uchybieniem nawet najbanalniejszym procedurom zgromadzone dowody nawet oczywistej winy - nie mogą być uznane przez sąd.
Tak, jak w sprawie Beaty Sawickiej.
Wielu publicystów z pewnością uzna dzisiejszy wyrok za działanie polityczne, i głównie w sferze polityki będzie on oceniany. Dla mnie jest on jednak tryumfem Prawa, mimo, że nie ma ono wiele wspólnego ze Sprawiedliwością.
Dziś zadziała się w Polsce Historia. Historia bez wątpienia pisana z wielkiej litery, podobnie jak z wielkiej litery wypada w podobnych sprawach pisać słowo Prawo. Historia, której kilka dni temu, kiedy dowodzenie oddziałem, strzelającym przed Stocznią Gdańską z broni automatycznej do bezbronnych cywilów sąd uznał za udział w bójce - z pewnością jeszcze nie było.
Historia, proszę państwa. Prawo, choć zapewne nie tożsame ze Sprawiedliwością.
Ale, proszę państwa, nie Polityka.