Czegokolwiek istotnego by w tym tygodniu nie rozpatrywać - rozstrzygnie się po zamknięciu raportu o przyczynach katastrofy smoleńskiej. Jerzy Miller raportem wpłynie na Sejm i rząd. Czy jednak poznamy cały dokument?

REKLAMA

Że raport wpłynie i na działanie Sejmu i rządu wynika z wyjaśnień posłów PO i samego jej szefa, premiera Tuska.

W Sejmie nie doszło w tym tygodniu do uzgodnienia tekstu uchwały, którą posłowie chcieli solidarnie i jednogłośnie wesprzeć starania o pełne, a nie MAK-owskie wyjaśnienie przyczyn katastrofy. Nie doszło do niego dlatego, że po pierwsze – nie dało się o tym dyskutować z posłami PiS (bo wyszli z sali na wieść, że można sprawy widzieć inaczej niż oni), po drugie jednak dlatego, że posłowie PO nie chcieli by uchwała odnosiła się do raportu MAK. A tak w ogóle to uznali, że najlepszym terminem na podjęcie uchwały będzie czas „po opublikowaniu raportu komisji Millera”.

Nie dało się dyskutować nad dymisją szefa MON – z tego samego powodu. Ze słów posłów koalicji (i nie tylko), a także samego premiera wynika wprost, że o dalszych losach Bogdana Klicha w rządzie będzie można mówić… oczywiście; „po opublikowaniu raportu komisji Millera”.

Dopiero po przygotowaniu raportu będzie też można mówić o przekazaniu go rodzinom ofiar, zanim jeszcze zostanie opublikowany – to już dzisiejsze słowa samego Jerzego Millera. Niby logiczne, bo przecież trudno rodzinom przekazać coś, co jeszcze nie istnieje, ale… właściwie dlaczego nie mielibyśmy dziś powiedzieć kto dostanie raport, kiedy już będzie gotowy?

Czy jego treść wpłynie na chronologię czy krąg odbiorców? Żadna przecież tajemnica, że raport będzie upubliczniony, bo tylko tak można odwrócić skutki opublikowania niepełnego co najmniej raportu MAK. I premier, i minister Miller wielokrotnie to zapowiadali. Co więc znaczą dzisiejsze słowa szefa komisji "W pierwszej kolejności raport otrzymuje premier. Czy będzie upubliczniony i w jakim zakresie - decyduje premier."? Czy w zamiarze ujawnienia raportu, od którego tyle zależy - jest coś, czego nie wiemy?

Nie chodzi nawet o to, że odpowiednie rozporządzenie premierowi przyznaje pierwszeństwo w zapoznawaniu się z raportem, ale o jego publikowanie i nieszczęsne "w jakim zakresie" - oddane do dyspozycji premiera.

Sądząc po przebiegu wydarzeń, opublikowanie raportu komisji Millera będzie otwarciem nowego rozdziału w życiu publicznym. Wpłynie na działanie uchwałodawcze Sejmu, odbije się być może na składzie rządu, wywoła lawinę komentarzy i działań, być może zmieni sposób postrzegania Polski na świecie.

Tylko jaki to będzie raport? Pełny, jak dotychczas sądzimy, czy opublikowany w zakresie, o jakim zadecyduje premier?