Trójka sędziów Sądu Najwyższego uznała za bezzasadny pierwszy z sześciu protestów wyborczych Prawa i Sprawiedliwości. To zapewne rozstrzyga sprawy pozostałych, które są niemal identyczne. Wnioski PiS zostały utrącone dokładnie tam, gdzie należało – na etapie oceny, czy nadają się w ogóle do rozpatrzenia. Odpowiedź brzmi „nie”.

REKLAMA

Sędziowie SN postanowili pozostawić protest bez dalszego biegu z powodów, które były oczywiste dla każdego, kto go czytał. W miejscu zarzutów umieszczono w nim teoretyczne dywagacje, jako dowód przytoczono potwierdzenie zarejestrowania komitetu wyborczego i treść obwieszczenia PKW, podstawa prawna zamiast Senatu dotyczyła Sejmu i tak dalej. Poza mętnymi wypowiedziami polityków PiS nie znam ani jednej opinii/stanowiska, które byłoby skłonne uznać wysłane przez PiS do Sądu Najwyższego pisma za protesty wyborcze.

Sąd jasno i wyraźnie stwierdził, że celem protestów wyborczych nie jest ponowne przeliczanie głosów tylko z powodu takiej bądź innej ich liczby. Że protest musi dotyczyć przestępstwa przeciwko wyborom albo naruszenia przepisów dotyczących głosowania, ustalenia wyników głosowania lub wyników wyborów, mającego wpływ na wynik wyborów. I że na poparcie dotyczących tego zarzutów należy przedstawić dowody.

Dzięki przypomnieniu tak prostych zasad sędziowie dobitnie zakwestionowali domniemane prawo do składania protestów "z ciekawości", uzurpowane sobie przez polityków partii rządzącej wbrew oczywistym zasadom prawa i dbałości o powagę instytucji państwa.

Dzięki zwykłej zaś, wynikającej z powyższych twierdzeń logice sąd uniknął straty czasu i zawracania sobie głowy roztrząsaniem, czy liczba głosów nieważnych miała znaczenie dla wyniku wyborów, czy należy je uznać za oddane na PiS, czy sprawność komisji wyborczych można oceniać przez różnice w ilości głosów oddanych na tego, a nie innego kandydata itd. Tego wszystkiego sąd badał nie będzie, bo uznając, że nie miał do czynienia z protestem odesłał seminaryjne rozważania polityków PiS w niebyt.

Pierwszy z protestów PiS nie będzie więc rozpoznawany merytorycznie, co oznacza, że nie będzie wyspekulowanych w nim oględzin kart do głosowania, ich ponownego liczenia, wysłuchiwania na rozprawie stanowisk stron itp.

Po prostu sąd stwierdził oczywistość.

Robiąc to musiał jednak obalić sformułowaną oficjalnie na piśmie opinię rządzącego ugrupowania. A tego, że taką akurat decyzję podejmie - nie mogliśmy być pewni do ostatniej chwili.

To zaś opisuje sytuację dość niepokojącą.