Ze zdumieniem wysłuchałem oświadczenia premiera, zapowiadającego skierowanie do Trybunału Konstytucyjnego wniosku ws. konwencji antyprzemocowej. Szef rządu wątpi w konstytucyjność dokumentu, którego konstytucyjność nie ma znaczenia, bo rząd już 5 lat temu zapowiedział, że będzie go stosował tylko w zgodzie z konstytucją.
Gdyby nie zażenowanie, jakie wywołuje zachowanie premiera, który wyraźnie dał się wziąć do galopu ministrowi sprawiedliwości - mógłbym nawet poczuć satysfakcję. Potwierdził się wniosek z poniedziałkowego, nie wymagającego zresztą szczególnej przenikliwości komentarza:
Swoim dzisiejszym działaniem Mateusz Morawiecki wyraźnie podporządkował się intencjom Zbigniewa Ziobry. W efekcie niemal histerii, wywołanej w charakterystycznym dla ministra sprawiedliwości stylu, przypominanie wątpliwości wokół konwencji kompletnie przesłoniło fakty.
Godzi się więc kolejny raz przypomnieć - 30 kwietnia 2015 polski rząd wydał opublikowane w Dzienniku Ustaw oświadczenie w sprawie mocy obowiązującej konwencji antyprzemocowej. Stwierdził w nim wyraźnie "Rzeczpospolita Polska oświadcza, że będzie stosować Konwencję zgodnie z zasadami i przepisami Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej."
W Polsce, zgodnie z tą deklaracją, nie można zastosować przepisu Konwencji, jeśli nie jest on zgodny z konstytucją. Jak dotąd zaś nikt takiego przypadku nie wskazał. Nie zrobił tego ani minister Ziobro, ani prokurator Ziobro, ani prezes Ziobro. Ani rządząca w tym czasie Zjednoczona Prawica, ani wicepremier Emilewicz, ani minister Maląg ani premier Morawiecki - nikt, i to przez ponad 5 lat obowiązywania Konwencji w Polsce.
Nagłe namnożenie zastrzeżeń do konwencji ma charakter sztuczny. Jego celem jest wprawienie w zakłopotanie koalicjantów Solidarnej Polski, i cel został częściowo zrealizowany - szef rządu pod presją swojego ministra odniósł się do podrzuconej mu sprawy. Zastosował jednak unik, odsyłając sprawę dawno już rozstrzygniętą - do rozpatrzenia przez Trybunał, którego działanie daje się zaobserwować tylko w zdjęciach poklatkowych.
Pytanie Trybunału Konstytucyjnego o zgodność z konstytucją dokumentu, który można stosować tylko w zgodzie z konstytucją jest zwykłym zawracaniem głowy. A zamieszczanie w nim pytania o to, czy w polskiej wersji Konwencji właściwie przetłumaczono słowo "gender" wygląda na absurd jeszcze większy.
Trybunał Konstytucyjny, od którego przejęcia rządzący rozpoczęli sprawowanie władzy kolejny raz zostaje użyty jako odgromnik sporu politycznego. Bez sensu, podstaw i nadziei na rozstrzygnięcie w dającym się określić terminie.
Marszałek Sejmu może kierować do TK mniej lub bardziej urojone spory kompetencyjne i entuzjastycznie opiniować swoje własne wnioski w imieniu Sejmu, prokurator generalny Ziobro zaprzeczać inicjatywom ustawodawczym ministra sprawiedliwości Ziobry, a szef rządu pytać, czy jasna deklaracja rządu rzeczywiście jest jasna.
Najwyraźniej uczestnicy tych dziwacznych działań sądzą, że ich dziwaczność nie jest zauważalna. Powszechnie rzeczywiście nie jest.
Ale widać ją na zdjęciach poklatkowych.