W książce "Grek Zorba" nie ma znanej z filmu pod tym tytułem sceny, w której bohater mówi "Zobacz szefie, jaka piękna katastrofa!" To jednak nie znaczy, że katastrofa się nie wydarza. Przypadek Greka Zorby przypomina pod tym względem ostatni tydzień z życia Polaka Ziobry.
Minister Ziobro wycofał się z - delikatnie mówiąc - niemądrego pomysłu pozywania grupy naukowców z Krakowskiego Instytutu Prawa Karnego za rzekome kłamstwa w przygotowywanych przez nich opiniach na temat ministerialnego projektu Kodeksu karnego. Miłość własna nie pozwoliła mu jednak na zrezygnowanie z publicznego oskarżania ich o kłamstwo, dzięki czemu przygotowywany przez tak potraktowanych prawników nadal jest starannie przygotowywany, rozpatrzenie ich pozwu przeciwko samemu ministrowi będzie jednym z łatwiejszych zadań dla polskich sądów.
Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej wydał niekorzystny dla reprezentowanego przez ministra polskiego rządu i polskiego Prokuratora Generalnego wyrok w sprawie Sądu Najwyższego. Infantylne wyjaśnianie przez publiczne media, że wyrok jest bezsensowny, bo przecież rząd już się z tak ocenionych rozwiązań wycofał, trafiło chyba tylko do tych, którzy nie zauważyli, że wycofał się właśnie przez działania TSUE, dlatego że przewidział tę klęskę. I że gdyby nie zamiary polskiego rządu do żadnego wycofania się nie musiałoby dochodzić.
Minister Ziobro tryumfował, bo Trybunał Konstytucyjny uznał jego wniosek, dotyczący drukarza z Łodzi, który odmówił produkcji materiałów, zamówionych przez środowiska LGBT. Trybunał uznał za niekonstytucyjny przepis, zakazujący umyślnego odmawiania świadczenia usługi bez uzasadnionej przyczyny. Zdaniem ministra wyrok ten zapewnia usługodawcom wolność sumienia i wyznania. Konkretne skutki wyroku poznamy zaś pewnie z chwilą, kiedy resort spróbuje zamówić przeprowadzenie jakiejś kampanii w firmie, w której pracują geje, a jakiś taksówkarz nie odmówi przewiezienia pana ministra - bez podania powodów.
Rzecznik generalny TSUE wydał opinię, z której wynika, że niebawem pomijalne będzie mogło być nie tylko istnienie Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego, ale i cała Krajowa Rada Sadownictwa. Innymi słowy - zręby ministerialnej reformy całego systemu sprawiedliwości, porównywalne z dziełem życia Greka Zorby - ulegną kompletnej destrukcji.
Rację mają ci, którzy zwracają uwagę, że opinia rzecznika to jeszcze nie wyrok TSUE, jak i ci, którzy przypominają, że autorem ustawy o Sądzie Najwyższym, tworzącej jego Izbę Dyscyplinarną jest prezydent Duda. Jeśli jednak mają oni tyle wiedzy, żeby to dostrzec - z pewnością wiedzą też, jak rzadko zdarza się w TSUE wyrok rażąco odmienny od opinii rzecznika, i ile razy tę rzekomo znakomicie przemyślaną ustawę o SN trzeba było nowelizować, żeby kłopot z jej stosowaniem był jak najmniejszy.
Prezydent Duda bez podpisywania odesłał do Trybunału Konstytucyjnego przygotowaną przez min. Ziobrę, uchwaloną przez Sejm i Senat właściwie bez czytania nowelizację Kodeksu karnego. Wniosek nie tylko potwierdza zastrzeżenia krakowskich naukowców, których Ziobro chciał oskarżać o kłamstwo, ale też topi marszałka Kuchcińskiego, który uznał, że skoro regulamin Sejmu pozwala mu oceniać, co jest zmianą kodeksową, a co nie jest - to może uznać, że "Ustawa o zmianie ustawy Kodeks karny..." nie będzie zmianą Kodeksu karnego, jeśli on, marszałek, wyda w tej sprawie odpowiednią decyzję.
Mówiąc krótko znany z kompetencji prawnej Marek Kuchciński uwierzył, że jeśli stwierdzi, że zmiany w kodeksie nie są zmianami w kodeksie - to nikt się nie zorientuje, że nimi są.
I bez tego więc skromne autorytety i ministra i marszałka Sejmu doznały nieprzyjemnych sensacji, a i to nie wszystko.
Naczelny Sąd Administracyjny wydał prawomocny już wyrok, nakazujący Kancelarii Sejmu ujawnienie nazwisk sędziów sądów administracyjnych, popierających sędziowskie kandydatury do nowej KRS, tej oprotestowanej w opinii rzecznika TSUE. Na podstawie analiz samego Marszałka, ministra Ziobry i innych - listy zachowywanej wciąż w tajemnicy.
Dla zobrazowania skali zjawiska: każdy z 15 sędziów-członków nowej KRS musiał być poparty przez 2000 obywateli lub 25 sędziów. Nawet jeśli każdy z 10 tys. polskich sędziów poparłby tylko jednego kandydata - a tak jak wiem z pewnością nie było - do sformowania całej KRS wystarczyłoby niespełna 400 podpisów sędziów, czyli wola ledwo kilku procent środowiska.
Zachowanie listy powtarzających się nazwisk sędziów popierających kandydatury było warunkiem uniknięcia kompromitacji twórców nowej KRS. Po wyroku NSA blamaż stanie się zapewne faktem. Uzasadni więc zarówno zawieszenie członkostwa polskiej KRS w Europejskiej Sieci Krajowych Rad Sądownictwa, jak i zapewne - zgodny z opinią rzecznika Tanczewa jesienny wyrok TSUE ws. Izby Dyscyplinarnej SN, a także legalności działania samej Krajowej Rady Sądownictwa, i co za tym idzie - wszystkich sędziów, których KRS w tak powołanym składzie zdążyła dotąd powołać do orzekania.
Mówiąc malowniczo - unieważni wszystkie zmiany, dotyczące polskiego sądownictwa, opracowywane przez gromadę zapaleńców w resorcie sprawiedliwości.
Zachwyt Greka Zorby nad zawaleniem się starannie przygotowanego transportera drewna w niewielkim tylko stopniu przypomina skalę podziwu, jaki towarzyszy zawaleniu się w tym tygodniu aż tylu elementów nowego rzekomo ładu, jaki miał zapanować w polskim systemie wymiaru sprawiedliwości.
Nie licząc nawet pośrednio z tym związanych wpadek z ustawą o ustroju sądów czy wyparcia się przez Zbigniewa Ziobrę autorstwa zmian w ustawie o IPN (którą to żabę premier Morawiecki pokornie zjadł pod czujnym okiem Benjamina Netanjahu) - Zbigniew Ziobro okazuje się właśnie nie tylko autorem pomysłów, mówiąc oględnie - niedopracowanych, ale też politycznie człowiekiem, który topi przy okazji ich wdrażania wszystkich, którzy zdecydują się mu pomóc.
Dotyczy to rządu, który bez zastanowienia akceptuje jego przedłożenia, sejmowej większości, która nie czyta tego, co im minister podsuwa do uchwalenia, marszałka Sejmu, który wierzy, że jeśli to ministrowi potrzebne - może dla niego nagiąć prawo, a także prezydenta, który poczuje się zobowiązany do potwierdzenia każdego jego pomysłu własnym podpisem.
Oczyma duszy możemy zobaczyć scenę, w której Zbigniew Ziobro mówi po ostatnim tygodniu do premiera Morawieckiego: "Szefie, czy widziałeś kiedykolwiek taką piękną katastrofę?", po czym zaczyna się opętańczo śmiać.
A szef rządu w odpowiedzi prosi "Naucz mnie tańczyć!".
Warto jednak pamiętać, że w literackim oryginale Greka Zorbę po katastrofie niepokoi jednak raczej to, czy pieczone dla uświetnienia sukcesu jagnię nie spaliło się przez nią na węgiel.
I tylko to.
A motyw nauki z tej okazji tańca, jakkolwiek literacko i dramatycznie widowiskowy - nijak nie wpływa na fakt, że do katastrofy jednak doszło.