Dwa ostatnie posiedzenia Sejmu były krótsze niż mogły, bo posłowie nie mieli właściwie co robić, a sprawy, którymi mogli się zająć, przekładano na później. Kiedy jest już to „później”, okazuje się, że odłożone tak sprawy nie mieszczą się w jednym posiedzeniu i trzeba je odłożyć. Ostrzegałem, ale nie zostałem wysłuchany. Sejm wie przecież lepiej.
Bezpośrednio rzecz dotyczy zapowiadanych od samego początku istnienia Koalicji 15 października projektów rozwiązań ustawowych dotyczących Trybunału Konstytucyjnego. Pośrednio opisuje jednak atmosferę radosnego chaosu, w jakim przebiegają podobno strategicznie planowane działania Sejmu.
Gdyby nie to, że od miesięcy słyszę, jak ważna jest kwestia praworządności, a od tygodni widzę, że ważniejsze jest wszystko inne - może bym się jeszcze niecierpliwił. Teraz już tylko się zastanawiam, czy nieustanne przesuwanie na później sprawy Trybunału to wynik gamoniowatości koalicji, czy jej niechęci do podjęcia się rozwiązania istotnego problemu.
Pismem z 19 marca posłowie zostali poinformowani o tym, że pierwsze czytanie trybunalskich ustaw odbędzie się jutro, tj. 11 kwietnia, marszałek Sejmu publicznie zapowiedział to całej Polsce na konferencji 20 marca. Dziś już jednak wiadomo, że nie tylko nie jutro, ale nawet nie na tym posiedzeniu. Kolejny raz. A kto nie sprawdzał, ten gapa.
Gdyby chodziło o rzecz trudną, a przy tym nagłą i niespodziewaną - odłożenie sprawy na później byłoby zrozumiałe. Projekty są jednak znane i wszechstronnie przedyskutowane od grubo ponad roku, bo przygotowali je społecznie eksperci Fundacji Batorego, wnioskodawcy tylko je w Sejmie złożyli. Przygotowano nawet miejsce na ich omówienie w porządku obrad, zostało ono jednak puste, bo posłowie wybrali przyjęcie uchwały, która jest deklaracją, opinią, stanowiskiem Sejmu, choć nikogo do niczego nie zobowiązuje. Nie ma więc potrzeby, by nad nią pracować, jak nad ustawami. Sejm wolał sobie skrócić posiedzenie.
Projekty więc sobie w Sejmie leżały, a marszałek kolejne posiedzenie, kiedy tak nadal leżały i czekały, także skrócił, uprzejmie o tym posłów informując.
Jeszcze w styczniu, kiedy premier zapowiadał, że minister Adam Bodnar przedstawi projekty za kilka dni, dawałem się chyba nabierać. W lutym, po kilku miesiącach regularnego wysłuchiwania, jak to się Sejm sprawą zajmie, mogłem się łudzić. Miałem już jednak niemal przekonanie, że skoro rząd przedstawił Komisji Europejskiej obejmujący zmiany w TK plan odzyskiwania praworządności, to może naprawdę zamierza zrobić to, co w nim zapisał.
Ale mi przeszło.
Na początku marca ostrzegałem więc, że rządząca koalicja za chwilę utknie w korku, który sama powoduje i coraz bardziej piętrzy;
I mamy kwiecień, kiedy próba rozładowania korka, o którym pisałem ponad miesiąc temu, nie ma już szansy powodzenia. Obijający się przez ten miesiąc Sejm odłożył na później znacznie więcej niż jest w stanie "później" zrobić. Będzie więc rozładowywał korek dłużej, niż się pewnie marszałkowi zdawało.