Przedstawiciele koalicji dumnie przedstawili dziś cztery projekty aktów prawnych dotyczących Trybunału Konstytucyjnego. Z zakłopotaniem trzeba stwierdzić, że dwa podstawowe z nich, ustawę o Trybunale i ustawę ją wprowadzającą już prawie półtora roku temu przygotowali i przedstawili eksperci Fundacji Batorego. Nowe w pakiecie są tylko projekty uchwały Sejmu i liczący 5 artykułów projekt dotyczących Trybunału zmian w Konstytucji.
Mocno krępujący jest chyba fakt, że opóźniane od kilku miesięcy przedstawienie kompleksowych rozwiązań kryzysu konstytucyjnego kończy się wyłożeniem na stół rozwiązań dawno już znanych (główny projekt ustawy o TK przypomniałem zresztą w ubiegłym tygodniu).
Nikt nie ukrywał wprawdzie, że koalicjanci zamierzają się oprzeć na gotowych projektach społecznych. To jednak nie wyjaśnia, dlaczego nad skierowaniem ich do Sejmu zastanawiali się tak długo. Przez wiele miesięcy do dwóch kluczowych regulacji dołożono jeszcze 10-stronicowy projekt uchwały Sejmu, będący w istocie dokumentem publicystycznym, i mający najmniejsze chyba szanse na uchwalenie - projekt nowelizacji Konstytucji.
Czy naprawdę trzeba było na to tak długo czekać?
Fundacja Batorego ogłosiła efekt swoich prac w listopadzie 2022 roku. Od tego czasu był on wielokrotnie dyskutowany w świecie prawnym. Koordynujący prace ekspertów dr Tomasz Zalasiński do ostatniej niemal chwili nie wiedział jednak, w jakim stopniu wykorzysta go świat polityki, nie był też konsultowany ws. jego poszczególnych rozwiązań. Być może to właśnie leży u podstaw dołączenia do tworzonej przez dwa podstawowe projekty jeszcze jednego, dotyczącego ewentualnej zmiany Konstytucji.
Założenia projektów tworzonych przez ekspertów nie obejmowały aż tak głębokiej ingerencji w system prawny. Kiedy prace nad społecznymi projektami ruszały, nikt nie brał poważnie pod uwagę możliwości uzyskania w parlamencie potrzebnej do tego większości. Co więcej, także dziś szansa na to jest bardzo wątła, by nie powiedzieć czysto teoretyczna.
Dołożona do znanych już regulacji ustawowych zmiana ustawy zasadniczej przede wszystkim zawiera dość misterny mechanizm tworzenia nowego Trybunału. Jej art. 3 mówi o powołaniu 15 sędziów TK większością 3/5 głosów w Sejmie. Gdyby okazało się to jednak niemożliwe (co dowodzi, że i autorzy tej propozycji nieprzesadnie wierzą w zgromadzenie takiej większości), w terminie dwóch miesięcy wyboru można byłoby dokonać większością bezwzględną. W ten jednak sposób pięcioro sędziów byłoby wybranych na kadencję 3-letnią, pięcioro na 6, a pięcioro na 9 lat. To dotyczyłoby pierwszej kadencji odnowionego Trybunału, co nawiązuje do mechanizmu, użytego przy tworzeniu TK w 1985 roku, kiedy połowę sędziów wybrano na 4, a połowę na 8 lat. Powodem nierównych kadencji była potrzeba niejednoczesnego zmieniania składu sędziowskiego.
Zmiana Konstytucji ostatecznie miałaby też przypieczętować lepiej gwarantującą niezależność, jedynie 3-letnią i powtarzaną najwyżej raz kadencję prezesa i wiceprezesa Trybunału.
Sposobem zaś na swoistą kwarantannę dla ubiegających się o stanowisko sędziego polityków byłoby też wprowadzenie 4-letniego zakazu jego objęcia po wygaśnięciu mandatu posła, senatora lub zakończeniu pełnienia funkcji w rządzie.