Po wczorajszej kolizji w kolumnie rządowych limuzyn, wiozących do domu wicepremier Beatę Szydło nie brak głosów, oskarżających szefową Komitetu Społecznego Rady Ministrów o bezczynność i nienależyte wypełnianie obowiązków. Warto więc na jej działania spojrzeć obiektywnie i w efekcie - dać im zdecydowany odpór.
Jest oczywiste, że przeciwnicy nadzwyczaj pracowitej i znakomicie wywiązującej się z powierzonych jej zadań pani wicepremier - to zwykli zawistnicy. Szukają tylko pretekstu do przypuszczania na nią kolejnych, bezpardonowych i niesprawiedliwych ataków. Cynicznie wykorzystują przy tym jej obowiązkowość w działaniu i wyraźne określone priorytety, w oczywisty sposób związane ze sprawami naprawdę doniosłymi społecznie, a nie powierzchownymi medialnymi czy politycznymi wydmuszkami.
Rzeczywiście w czasie protestu niepełnosprawnych pani wicepremier spływała Dunajcem. To jednak nie jej wina, że otwarcie sezonu spływów wypadło akurat wtedy, kiedy protestowali. Zresztą mogła zwyczajnie nie zdążyć się z nimi spotkać, bo przecież 40 dni protestu minęło, jak z bicza strzelił.
To nie jej wina także, że strajk w LOT-cie wszczęto akurat, kiedy na zjeździe Solidarności trzeba było asystować w wyborze Piotra Dudy na kolejną kadencję. Pora może zresztą powiedzieć sobie otwarcie, że pani premier ds. społecznych nie jest przecież od rozmów, ale właśnie od spraw społecznych. Spływ Dunajcem i przyszłość Piotra Dudy to ewidentnie takie sprawy, w odróżnieniu od wyrzucania z pracy związkowców przez narodowego przewoźnika, czy desperacja rodziców osób niepełnosprawnych.
Wiele osób przy okazji kolejnego wypadku pani wicepremier ma czelność zadawać pytania, co właściwie robi kierowany przez nią Komitet Społeczny? Przypomnijmy więc doniosłą rolę tego powołanego specjalnie dla Beaty Szydło organu i oddajmy sprawiedliwość faktom:
Oficjalnie komitet nie jest ani organem pomocniczym rządu, ani premiera. W strukturze rządu to element pojemnej kategorii "inny organ doradczy, powołany do rozpatrywania określonej sprawy lub grupy spraw". Na tej samej, wysokiej rangi półce stoją nie mniej istotne np. Komisja Konkordatowa albo Rada Konsultacyjna ds. powszechnych spisów rolnych.
Według powołującego go do życia zarządzenia premiera Komitet Społeczny jednak pomaga i całemu rządowi, i premierowi. Mówi się, że kompetencje Komitetu są mętne a istnienie zbędne - nic bardziej mylnego. Zadania tego organu opisano z najdrobniejszymi szczegółami, precyzyjnie i nie zostawiając niemal żadnego pola do interpretacji.
Te zadania to "zapewnienie koordynacji działań i sprawne podejmowanie decyzji w sprawach społecznych". W szczególności należy przez to rozumieć "inicjowanie i koordynowanie przedsięwzięć", "dokonywanie analiz i ocen sytuacji prawnej i społecznej", "przygotowywanie programów i harmonogramów prac, związanych z realizacją zadań". W tej sytuacji oczywiście nieodzowne jest też "koordynowanie prac, związanych z przygotowaniem projektów aktów normatywnych niezbędnych do przeprowadzenia zmian w sprawach, o których mowa" oraz uzgadnianie rozstrzygnięć i stanowisk odnośnie do projektów aktów prawnych i innych dokumentów rządowych w zakresie, o którym mowa".
Na dodatek po ogarnięciu tego wszystkiego Komitet Społeczny premierowi albo rządowi "przedstawia opinie i wnioski oraz rozstrzygnięcia i rekomendacje".
A żeby ten cały splot ogólników pogłębić jeszcze bardziej warto dodać, że w skład Komitetu Społecznego wchodzi ponad połowa rządu. Rząd zaś wszystkimi tymi zadaniami zajmuje się od zawsze, bo od tego jest, jednak przez całe lata, także za czasów premier Beaty Szydło tylko cudem obchodził się bez Komitetu Społecznego.
Mówiąc wprost wicepremier Beata Szydło się zapracowuje! Dość chyba powiedzieć, że od wakacji jej Komitet Społeczny zebrał się już dwa razy. Przy tak napiętym kalendarzu nie można się więc dziwić, że pani wicepremier już w czwartek o 13:00 w kolumnie trzech rządowych limuzyn była w drodze do domu.
To jej się należało.