"Pisanie głupot i kłamstw powinno być z automatu karane" - napisał dziś na Twitterze były rzecznik MON. "Dyskusja z brukowcami, które podają nieprawdę jest bez sensu". To reakcja Bartłomieja Misiewicza na doniesienia "Rzeczpospolitej" o tym, że jako pracownik Polskiej Grupy Zbrojeniowej ma zarabiać 50 tysięcy miesięcznie. Być może Misiewicz ma rację. Osobliwy talent komunikacyjny jemu oraz jego firmie nie pozwala jednak wyjść poza zaprzeczenia.

REKLAMA

Komunikacyjny koszmar

W sprawie zatrudnienia Bartłomieja Misiewicza w PGZ sytuacja jest taka, jaką lubi najbardziej - Misiewicz wie, jak jest, ale nikomu tego nie mówi. Wszyscy, którzy zetknęli się z nim, kiedy pełnił rolę rzecznika MON, doskonale o tym wiedzą. Nieprzypadkowo raczej okres jego rzecznikowania to pasmo wpadek, nieścisłości i chaotycznych improwizacji, tylko po części wynikających z nieobliczalnych i nierzadko sprzecznych ze sobą wypowiedzi ministra Macierewicza. Rzekome kompetencje Bartłomieja Misiewicza w dziedzinie komunikacji, które można mu było od biedy przypisać w bezpośredniej rozmowie, zanikały natychmiast, kiedy dochodziło do wyrażania stanowiska na piśmie, w zrozumiałym języku polskim. Lektura komunikatów MON z tego czasu do dziś potrafi wystawić na poważną próbę cierpliwość najbardziej nawet tolerancyjnych polonistów.

Jaka jest prawda?

To wie zawsze tylko sam Misiewicz. A że prawda jest zjawiskiem cennym - nie wyzbywa się tego zjawiska, jeśli nie ma wyraźnej potrzeby. W tym znaczeniu powierzenie Misiewiczowi stanowiska pełnomocnika zarządu Polskiej Grupy Zbrojeniowej do spraw komunikacji idealnie wpisuje się w jego umiejętności.

Już sama funkcja takiego pełnomocnika wydaje się bzdurą. PGZ to obwarowana tajemnicami firma zbrojeniowa, która w zasadzie nie komunikuje się z nikim. Jeśli zaś to robi, to w sposób tak ograniczony, że w zasadzie w skali tak wielkiej pomijalny.

Najlepszy dowód to bezskuteczne próby dodzwonienia się do jej rzecznika i nieodpowiadanie przez niego na maile. Bo - z czego warto zdać sobie sprawę - w PGZ od dawna działa Biuro Komunikacji, jest też osoba odpowiedzialna za kontakty z prasą.

Powoływanie Bartłomieja Misiewicza na pełnomocnika zarządu ds. komunikacji kłóci się z ich istnieniem tylko w teorii. W praktyce może je uzupełniać, albo robić cokolwiek innego - to bez znaczenia, bo firma nie odpowiada na pytania, a komunikaty wydaje wtedy, kiedy chce, i tylko o tym, o czym chce.

Misiewiczoza stosowana

Znakomitym przykładem takiego działania jest dzisiejszy komunikat rzecznika PGZ (o 10:02), nawiązujący do publikacji na temat poborów Bartłomieja Misiewicza - swoiste wsparcie tego, co on sam napisał rano na Twitterze:

"W odpowiedzi na nieprawdziwe publikacje medialne Polska Grupa Zbrojeniowa S.A. informuje, że nie jest prawdą, iż miesięczne wynagrodzenie pana Bartłomieja Misiewicza w PGZ S.A. wynosi 50 tys. zł.

Należy jednocześnie podkreślić, że wynagrodzenie żadnego z pełnomocników zarządu PGZ S.A. nie sięga tej kwoty."

Po tym następuje formułka, zapowiadająca żądanie sprostowań od redakcji, które o 50 tys. napisały - i tyle.

PGZ nie wyjaśnia, ile Bartłomiej Misiewicz ma zarabiać. Z komunikatu dowiadujemy się tylko, że będzie to suma poniżej 50 tys. PGZ nie odnosi się do kwestii premii w wysokości rocznych poborów, służbowego samochodu. Klasyczne "Nie jest tak, jak mówicie, ale jak jest - nie powiemy!"

Chaosu ciąg dalszy

Chwilę po komunikacie z 10:02, cytowanym powyżej, o 10:12 pojawia się kolejny; tej samej treści, z uzupełnieniem:

"Jeszcze dzisiaj Polska Grupa Zbrojeniowa S.A. wystosuje oświadczenie, dotyczące zatrudnienia pana Bartłomieja Misiewicza w Spółce. Oświadczenie to zostanie przekazane przedstawicielom mediów, a także opublikowane na stronie internetowej PGZ S.A."

Po otrzymaniu dwóch oficjalnych komunikatów firmy, w której pełnomocnikiem ds. komunikacji został właśnie Bartłomiej Misiewicz, i jego osobistym wpisie na Twitterze, nadal nie znamy podstawowych faktów. Mamy zapowiedź kolejnego oświadczenia, które niekoniecznie odpowie na pytania o zarobki, premie i przywileje socjalne Bartłomieja Misiewicza.

Miszczowie komunikacji

Jedyne, co na razie można powiedzieć o zatrudnieniu przez PGZ pełnomocnika zarządu ds. komunikacji to to, że wywołało serię niewiele mówiących, improwizowanych i uzupełnianych co chwila komunikatów w odpowiedzi na publikacje oparte na nieoficjalnych źródłach. Był też jeden obraźliwy tweet samego zainteresowanego.

Tak wygląda PR prowadzony przez specjalistów tej klasy.