Sąd wysłał do prokuratury wniosek ws. możliwego powoływania się na wpływy w kręgach władzy i podżegania do nielegalnego podsłuchiwania polityków. To efekt wniosku Marka Falenty, w którym skazany na 2,5 roku bohater "afery taśmowej" domaga się od prezydenta ułaskawienia grożąc, że w przeciwnym wypadku ujawni związanych z PiS zleceniodawców swoich działań. To może być tylko desperacja, ale też… zapowiedź politycznego kataklizmu.
Brak jasnych komentarzy PiS i Kancelarii Prezydenta oznacza, że dla nich pismo skazanego w "aferze taśmowej" Marka Falenty to tylko rozpaczliwa obrona niewiarygodnego skazańca. Podobnie opisuje sprawę Zbigniew Ziobro. Ten prosty obraz może się jednak zmienić w prawdziwą katastrofę obozu rządzącego - jeśli Falenta jednak nie blefuje i rzeczywiście ma dowody na to, że politycy PiS inspirowali nagrywanie konkurentów w restauracjach.
Gdyby okazało się, że skazany, piszący "Nie zamierzam umierać w samotności. Ujawnię zleceniodawców i wszystkie szczegóły" ma np. nagrania rozmów z politykami PiS, świadczące o tym, że "afera taśmowa" była przez nich przygotowana - w oczywisty sposób wybuchnie skandal, a opozycja będzie miała podstawy, żeby zarzucać dziś rządzącym brudną grę, która ostatecznie wpłynęła na wynik wyborów w 2015 r.
Falenta twierdzi, że takie dowody ma. Wymienia nazwiska kilkunastu osób, biorących udział w procederze przygotowywania i politycznego wykorzystywania dokonywanych potajemnie nagrań. Jeśli rzeczywiście tak jest - najwyższy czas na to, by te dowody pokazał.