Zamiar powołania w najbliższym czasie trzech komisji śledczych i zapowiedzi powołania kilku kolejnych nakłada się dziś na kłopoty, wywołane powoływaniem kolejnych rządów - wczoraj Mateusza Morawieckiego a za 2 tygodnie zapewne Donalda Tuska. Każde z tych wydarzeń zaburza podział miejsc w powołanych zaledwie tydzień temu komisjach Sejmu.
Najbardziej wyrazistym przykładem są tu postaci Andrzeja Kosztowniaka i Krzysztofa Szczuckiego, którzy byli członkami kilku komisji zaledwie przez 6 dni, bo wczoraj zostali powołani do rządu, a zgodnie z regulaminem jego członkowie w komisjach zasiadać nie mogą.
Kolejnym następstwem zmiany składu rządu jest nagłe zwolnienie z obowiązków ministerialnych szeregu posłów, którzy teraz powinni zacząć prace w komisjach sejmowych. Dotyczy to zarówno byłego wicepremiera Kaczyńskiego, jak ministrów Sasina, Kuchcińskiego, Kowalczyka, Dworczyka, Adamczyka, Bortniczuka, Budy, Czarnka, Cieszyńskiego, Glińskiego, Kamińskiego, Pudy, Raua, Schreibera, Sójki, Telusa, Wójcika czy Ziobry. Jako ministrowie w komisjach pracować nie mogli, bez obowiązków w rządzie jednak taką pracę podjąć powinni.
Zmiana statusu tak dużej grupy doświadczonych parlamentarzystów musi wywołać zmiany układu sił w sejmowych komisjach.
Ta fala nastąpi już za kilkanaście dni, kiedy wygaśnie misja premiera Morawieckiego. Nikt nie daje jego rządowi szans na uzyskanie w Sejmie wotum zaufania. Porażka w głosowaniu spowoduje całkowitą zmianę gabinetu, co będzie oznaczało odejście z niego nie tylko konstytucyjnych ministrów, ale też ponad 50 wiceministrów, będących jednocześnie posłami. Tylko sprawowanie mandatów zostanie więc m.in. posłom Czerwińskiej, Dziedziczakowi, Giżyńskiemu, Gróbarczykowi, Gut-Mostowemu, Horale, Jabłońskiemu, Kalecie, Kanthakowi, Kowalskiemu, Mularczykowi, Mullerowi, Ociepie, Piontkowskiemu, Sellinowi, Siarce, Soboniowi, Wąsikowi, Weberowi, Wosiowi i Wójcikowi.
Co więcej, miejsca w sejmowych komisjach będą sobie też musieli wybrać zarówno sam premier Morawiecki, jak powołani wczoraj ministrowie; Błaszczak, Maląg, Szefernaker, Szynkowski vel Sęk, Ozdoba i Warchoł.
Ta fala z pewnością wywoła istotną zmianę układu sił w komisjach. Łącznie pozbawieni funkcji rządowych posłowie PiS to dziś w Sejmie nieczynna niemal jedna trzecia całego klubu parlamentarnego Zjednoczonej Prawicy.
Ta z kolei wyniknie z powołania kolejnego rządu, tworzonego tym razem przez sejmową większość. Z komisji sejmowych będą musieli odejść jego przyszli ministrowie i wiceministrowie, którzy tydzień temu weszli w ich skład. Opuszczą je więc wicepremierzy Gawkowski i Kosiniak-Kamysz oraz posłowie Szłapka, Hennig-Kloska, Kierwiński, Klimczak, Nowacka, Nitras, Siemoniak, Sienkiewicz, Domański, Dziemianowicz-Bąk, Budka, Leszczyna, Hetman, Siekierski i Kobosko.
Do tego komisje opuści też nieznana liczba posłów, którzy zostaną w rządzie Donalda Tuska wiceministrami.
To także znacząco wpłynie na prace sejmowych komisji, w których koalicjanci stracą na rzecz rządu istotną grupę doświadczonych parlamentarzystów. I to jednak nie koniec zamieszań, bo poza komisjami stałymi, o których powyżej, bardzo istotnym elementem organizacji pracy Sejmu stają się właśnie komisje śledcze.
Uruchomione zostały już procedury powołania trzech komisji śledczych. Uchwały dotyczące badania wyborów kopertowych, afery wizowej i używania w kraju ofensywnego programu antyterrorystycznego Pegasus oznaczają stworzenie trzech 11-osobowych komisji, do których każdy z klubów skieruje swoich przedstawicieli. Łącznie działalnością śledczą na początek zajmie się więc 33 posłów, to jednak prawdopodobnie tylko początek.
Koalicjanci już zapowiadają powołanie w najbliższych tygodniach przynajmniej 3-4 kolejnych komisji śledczych - ds. nadużyć w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, afery respiratorowej, zbadania sprzedaży Lotosu i ogólnie badającej poczynania poprzedniej władzy Komisji Prawa i Sprawiedliwości.
Na dodatek z propozycją powołania jeszcze trzech innych komisji śledczych wystąpili też posłowie Konfederacji. Konfederaci wprawdzie nie mają w Sejmie wystarczającej siły, żeby doprowadzić do ich stworzenia, wykluczyć ich sukcesu jednak nie można.
Do śledzenia więc Sejm już w najbliższym czasie oddeleguje 33 posłów. Jeśli powoła jeszcze tylko kilka wymienionych komisji, zapowiadanych przez koalicjantów - rozliczaniem afer zajmowałoby się już ok. 70-80 posłów. A gdyby powstały także komisje Konfederacji - posłowie śledczy stanowiliby niemal jedną czwartą całego składu Sejmu.
Jeśli nałożyć na siebie kilka fal zmian, przewalających się przez podstawowe organy merytoryczne Sejmu, komisje - w najbliższym czasie ich prace mogą być nie tyle zorganizowane, co zdezorganizowane.