Likwidacja Komitetu Społecznego Rady Ministrów i funkcji pełnomocnika rządu ds. uchodźców to tylko niektóre z możliwych skutków majowych wyborów do Parlamentu Europejskiego. Inne to ministerialny awans Michała Dworczyka i trudna łapanka kandydatów na szefa resortu edukacji.

REKLAMA

Po wyborach - rekonstrukcja rządu

Skutki ewentualnej zwycięskiej walki kandydatów Prawa i Sprawiedliwości o mandaty w PE nieuchronnie odbiją się na zmianach w rządzie. Wystawienie w wyborach do PE Beaty Szydło, Beaty Kempy, Joachima Brudzińskiego i Anny Zalewskiej wymusi rekonstrukcje gabinetu. Jej skutki jednak nie będą wcale tak wielkie, jak można sądzić licząc tylko objęte rekonstrukcją stanowiska ministerialne - formalnie zmiana objęłaby niemal co piątego członka rządu. Praktycznie jest w dużym stopniu obojętna.

Funkcje-wydmuszki "na przeczekanie"

Odejście z rządu Beaty Szydło w żaden sposób mu nie zaszkodzi. Pani wicepremier kieruje powołanym specjalnie dla niej Komitetem Społecznym Rady Ministrów, bez którego rząd działał całe lata, a który i tak składa się z ponad połowy członków rządu. Komitet zbiera się raz na dwa tygodnie i zajmuje się tym, czym i tak zajmują się ministrowie w ramach swoich obowiązków.

Charakterystyczny jest przy tym osobliwy zbieg okoliczności; dwa ostatnie posiedzenia Komitetu, kierowanego przez wybierającą się do PE panią wicepremier poświęcone były raportom, przedstawianym przez także odchodzące do PE Annę Zalewską i Beatę Kempę.

Przenieśmy sie do PE, wszystkie trzy

Pierwsza z pań 31 stycznia zapewniła Beatę Szydło, że szkoły są przygotowane do przyjęcia 1 września zwiększonej liczby uczniów w szkołach, druga 13 lutego przedstawiła jej efekty udzielania międzynarodowej pomocy humanitarnej.

Beata Kempa jest w rządzie ministrem bez teki, odpowiedzialnym za sprawy dotyczące pomocy humanitarnej. Podobnie jak w wypadku Beaty Szydło, zajmowane przez nią od ponad roku stanowisko wcześniej nie istniało. Dla wszystkich jest bowiem oczywiste, że zarówno Szydło, jak Kempa są członkami rządu nie dlatego, że są w nim potrzebne, ale dlatego, że tego wymaga polityka. Ich funkcje to wydmuszki, pomagające w politycznym przetrwaniu. I polityka właśnie po roku przeczekiwania ma je skierować do PE.

Co jednak najważniejsze - staje się to bez szkody dla rządu. Nie można tego powiedzieć o kolejnej zmianie, wymuszonej korzystnymi dla kandydata PiS wynikami wyborów 26 maja.

Kto za Brudzińskiego?

To bodaj najważniejsze z pytań, na jakie musi sobie odpowiedzieć PiS. Kierowane przez Joachima Brudzińskiego MSWiA wymaga zarówno zdolności organizacyjnych, jak siły, ogarnięcia i zaufania, zarówno premiera, jak prezesa partii. Użycie tych kryteriów wyklucza zapewne najoczywistsze powierzenie funkcji Joachima Brudzińskiego jego pierwszemu zastępcy - Jarosławowi Zielińskiemu. Najogólniej znany ze skłonności do cepeliowskich zagrywek z confetti i dywanami wiceminister nadzorujący policję nie jest wymarzonym kandydatem na szefa całego gigantycznego resortu.

Naturalne byłoby szukanie następcy obecnego szefa MSWiA w kierownictwie samego resortu, lub w sejmowej komisji spraw wewnętrznych. Poza Jarosławem Zielińskim w grę wchodziliby więc wiceminister Paweł Szefernaker, znany raczej z organizowania internetowego wsparcia kampanii wyborczych PiS bądź np. szef sejmowej komisji spraw wewnętrznych Arkadiusz Czartoryski - poseł od czterech kadencji Sejmu, wcześniej prezydent Ostrołęki i wicemarszałek województwa mazowieckiego.

Uważne obserwowanie karier polityków PiS każe jednak uwzględnić jeszcze jedną kandydaturę - obecnego szefa Kancelarii Premiera.

Dworczyk in...

Michał Dworczyk jest ewidentnie wschodzącą gwiazdą PiS. Wschodzącą na dodatek bardzo szybko. W Sejmie od 2015, kiedy na kilka miesięcy poprzedniej kadencji objął mandat po Adamie Kwiatkowskim (który przeszedł do Kancelarii Prezydenta Andrzeja Dudy) harcerz ZHR i warszawski radny PiS dwa lata temu był już wiceministrem obrony. W rządzie Mateusza Morawieckiego objął funkcję szefa KPRM, z ktorą radzi sobie bardzo sprawnie. Dworczyk zdaje się spełniać wszystkie kryteria, wymagane od przyszłego szefa MSWiA, z zaufaniem szefa rządu włącznie.

...a Brudziński out?

Joachim Brudziński uważany jest dziś za jedną z najmocniejszych postaci PiS. Dlaczego poważnie brany pod uwagę jako potencjalny następca prezesa partii a także ewentualny premier, niedawno bardzo sprawny wicemarszałek Sejmu a wcześniej skuteczny sekretarz generalny i do dziś wiceprezes PiS miałby trafić do europarlamentu? Jako jeden z 51 reprezentujących Polskę posłów w liczącym 751 członków Parlamencie Europejskim?

Być może odpowiedzią jest polityczny wybór, z którego nie zdajemy sobie jeszcze sprawy. Dokonany albo przez samego Brudzińskiego, albo - co byłoby znacznie ciekawsze - za niego, w interesie partii, definiowanym przez jej władze.

Sukcesja władzy w PiS?

Nie są tajemnicą tarcia między poszczególnymi politykami zjednoczonej prawicy. Karty w PiS wciąż rozdaje niemal 70-letni Jarosław Kaczyński, jednak jest oczywiste, że część liderów przygotowuje się do przejęcia jego roli. Na razie przywództwa prezesa nikt nie waży się kwestionować, i to jemu przyznawana jest rola tego, kto wskaże swojego następcę.

Wyznaczenie przed rokiem do roli szefa rządu Mateusza Morawieckiego dla wiernych od lat członków partii, którzy liczyli na awans mogło być wstrząsem.

Być może kolejnym takim wstrząsem jest dla nich ogłoszenie list wyborczych do PE?