Wśród spekulacji na temat powodów przedłużenia obrad obecnego Sejmu na czas po wyborze nowego Sejmu uporczywie wraca domysł, że rządzące PiS zamierza już w październiku powołać kolejnych trzech sędziów Trybunału Konstytucyjnego. W obecnej rzeczywistości to oczywiście niewykluczone, jednak moim zdaniem taki domysł jest chybiony.

REKLAMA

PiS powtarzałby błąd PO-PSL?

Po pierwsze - kadencja sędziów Rymara, Tulei i Zubika kończy się dopiero 3 grudnia. Powołanie sędziów na ich miejsce już w październiku byłoby oczywistą powtórką tego, co PiS piętnował w działaniu poprzedniego Sejmu, który w 2015 właśnie "na zakładkę" wybrał dwóch sędziów w miejsce takich, których kadencja dobiegała końca już pod rządami kolejnego parlamentu.

Naśladowanie kroku, który gromko wytykało się u przeciwnika, byłoby ze strony Prawa i Sprawiedliwości nierozsądne tym bardziej, że poza przypomnieniem "skoku na Trybunał" zwróciłoby uwagę na oczywisty fakt, że na przełomie 2015 i 2016 PiS nie tylko "odbił" w TK dwa miejsca, których obsada mu się należała, ale też zastąpił sędziów powołanych prawidłowo przez Sejm jeszcze pod rządami PO-PSL. Gromko krzycząc o tym, że odebrano mu dwa z pięciu stanowisk w Trybunale, doprowadził do zawłaszczenia... wszystkich pięciu, jakie były wówczas do obsadzenia.

Dziś, kiedy Trybunał trafił na margines życia publicznego, mało kto już o tym pamięta, PiS-owi jednak odgrzanie tej sprawy z pewnością by się nie przysłużyło.

Właściwie po co?

Poza oczywistym sięgnięciem po piętnowaną przez siebie samego metodę działania, próbując zdobyć kolejne trzy miejsca w Trybunale, PiS zwróciłby też uwagę na kolejny kłopotliwy fakt - spośród 15 sędziów TK obecnie już dziesięciu zostało wybranych przez obecny (jeszcze) Sejm. Zdobycie kolejnych trzech stanowisk w Trybunale oznaczałoby, że PiS obsadziłoby w sądzie konstytucyjnym w ciągu czterech lat aż 13 z 15 stanowisk. Takiego monopolu, w którym z nominatów PiS można złożyć nawet potrzebny do rozstrzygania w najważniejszych sprawach tzw. pełny skład TK (minimum 11 sędziów), nie da się nie zauważyć.

I tak niepełnoprawni...

Nie sposób też nie zauważyć, że sędziowie Rymar, Tuleja i Zubik, których kadencja kończy się 3 grudnia, i tak od wielu miesięcy nie uczestniczą w pełni prac Trybunału, ponieważ ich wybór został oprotestowany przez ministra sprawiedliwości. Zbigniew Ziobro w styczniu 2017 złożył w Trybunale wniosek o stwierdzenie, że ich wybór do TK w 2010 jest nieważny. Trybunał do dziś się nim nie zajął, mimo upływu ponad 2,5 roku.

Dzięki temu minister Ziobro jako uczestnik postępowań przed TK może wnioskować o ich wyłączanie z rozpatrywania spraw ze swoim udziałem, co powoduje właściwie zablokowanie ich pracy, bo Ziobro jako Prokurator Generalny jest obligatoryjnym uczestnikiem wszystkich postępowań...

W efekcie tych działań np. ostatnie postanowienie Trybunału, w którego podjęciu uczestniczył prof. Marek Zubik, pochodzi... z 16 grudnia 2016 roku.

Za wcześnie wg prawa

Pomysł wcześniejszego powołania sędziów TK jest także nierealny od strony prawnej. Kadencja sędziów Rymara, Tulei i Zubika upływa 3 grudnia, a termin na przedstawianie marszałkowi Sejmu kandydatur na ich miejsca - 30 dni wcześniej, a więc na początku listopada. Nie można ich zatem wybrać do TK na posiedzeniu Sejmu już w połowie października.

Teoretycznie marszałek mogłaby wyznaczyć inny termin, musiałoby to jednak wynikać z okoliczności innych niż upływ kadencji bądź wygaśnięcie mandatu - a takie okoliczności nie występują.

Po prostu nie warto

Reasumując więc: gdyby posłowie PiS chcieli już w październiku powołać sędziów TK na miejsca, które będą zwolnione dopiero w grudniu - musieliby nagiąć lub złamać prawo, nic przy tym nie zyskując, a wyraźnie tracąc.

Zważywszy na przewidywany wynik wyborów, dokładnie ten sam efekt osiągną zaś prawdopodobnie, powołując ich we właściwym terminie już w nowym Sejmie.