"(Rada ds. bezpieczeństwa strategicznego) jest to pomysł, który nawiązuje do czasów PRL-u. W ogóle w naszej gospodarce coraz więcej widzę na styku administracja państwowa - gospodarka przywiązywania nadmiernej wagi do ręcznego sterowania. Nie przywiązywanie jakiejkolwiek wagi do finezyjnej regulacji w gospodarce. Pamiętajmy o tym, że wyciąganie wniosków z obecnej sytuacji, nadzwyczajnej sytuacji, sytuacji wojennej między Ukrainą a Rosją, i kasowanie mechanizmów wolnego rynku byłby absurdem. W pamięci powinniśmy mieć to jak skończyła się epoka gospodarki socjalistycznej w PRL-u" - mówił w rozmowie 7 pytań o 7:07 w radiu RMF24 Janusz Steinhoff, specjalista od spraw górnictwa, były wicepremier i szef resortu gospodarki.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Zdaniem Steinhoffa "sterowanie ręczne, czyli wykorzystanie prymitywnych narzędzi polityki właścicielskiej w miejsce regulacji po pierwsze nie buduje dobrej pozycji Polski w staraniu się o inwestycje zagraniczne, a poza tym przynosi więcej szkody niż pożytku": "Tworzenie kolejnych rad, które będą nadzorowały państwowe spółki, tworzenie molochów typu Lotos, Orlen i PGNiG to są przedsięwzięcia i mechanizmy rodem z poprzedniego systemu i myślę, że efekty będą przynosiły takie same jak w tamtym systemie" - mówił były minister gospodarki.
Czy węgiel to jest sprawa polityczna? "Zdecydowanie polityczna, mamy zresztą ten wielki problem z zaopatrzeniem trzech milionów gospodarstw domowych w węgiel opałowy. W tej chwili na własne życzenie" - mówił Steinhoff. Jego zdaniem polski rząd za szybko podjął decyzję o embargu na rosyjski węgiel. "Jestem zwolennikiem wprowadzenia daleko idących sankcji dla Federacji Rosyjskiej. W ogóle uważam, że Europa i cywilizowany świat dopóki w Rosji nie nastąpią generalne zmiany polityczne, nie powinien traktować tego kraju jako wiarygodnego dostawcy nośników energii" - tłumaczył były minister. "Polska już 20 lat temu wyciągała wnioski z tej sytuacji, bo przecież jeszcze w czasach rządów Jerzego Buzka zaczęliśmy myśleć i działać na rzecz połączenia gazowego z Norwegią wiedząc o tym, że Rosjanie traktują dostawy nośników energii jako skuteczne narzędzie do prowadzenia imperialnej polityki" - dodał.
Inna polityka panowała jednak w całej Unii Europejskiej. "Nie było to takie oczywiste dla wielu krajów Unii Europejskiej. Kraje Europy Środkowej i Wschodniej, czyli te, które wyszły z tamtego systemu, były bardziej w tej materii radykalne. Natomiast zachodnia Europa nie była świadoma perfidii Federacji Rosyjskiej w sprawach energetyki" - mówił Steinhoff.
Prowadzący rozmowę Bogdan Zalewski dopytywał z czego wynikała ta naiwność krajów Zachodniej Europy. "To jest efekt z jednej strony przywiązywania dużej wagi do rentowności takich czy innych projektów, i to jest zasadne" - mówił były wicepremier.
Ale co to znaczy rentowne? "Trzeba mieć tę świadomość, że kraje Europy Środkowej i Wschodniej były bardziej uzależnione od dostaw rosyjskiego gazu, natomiast Zachodnia Europa korzystała z co najmniej kilku źródeł, przy czym w ostatnim czasie Niemcy uzależniły się nadmiernie od dostaw rosyjskiego gazu. Polska zwracała uwagę na nieracjonalność tych dwóch projektów Nord Stream 1 i Nord Stream 2" - wyjaśniał.
Jego zdaniem Polska ma problem z węglem dlatego, że decyzję o embargu podjęła "z dnia na dzień" i musi zapłacić za to cenę. Czy jest to wysoka cena? "Nie, ja myślę, że płacimy cenę adekwatną. Natomiast dlaczego mamy takie problemy? Bo wyłamaliśmy się z niezrozumiałych dla mnie powodów, bez oglądania się na jakiekolwiek analizy, z decyzji, które podjęła UE - wprowadziliśmy embargo na import węgla z Rosji, a importowaliśmy kilkanaście milionów ton, z dnia na dzień. Natomiast kraje UE miały czas na zgromadzenie sensowych zapasów. Natomiast my skoczyliśmy do basenu, nie sprawdzając, czy tam jest woda. Była to skrajna nieodpowiedzialność" - dodał były minister gospodarki.