"Nie, nie jesteśmy bezpieczni. Polski system obrony przeciwrakietowej nie istnieje. Jest nieskuteczny. Mamy stare, modernizowane systemy obrony przeciwko rakietom, one mają niewielki zasięg i są mało skuteczne" – mówił w rozmowie 7 pytań o 7:07 były prezydent Bronisław Komorowski.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Mam nadzieję, że przynajmniej władze państwa polskiego z tej bolesnej, wstydliwej lekcji, wyciągną taki wniosek, że należy się posiłkować w sposób wyjątkowo zdecydowany jakimś wsparciem natowskim. Wydawało mi się, że wdarcie się w polską przestrzeń powietrzną rosyjskiej rakiety, już wtedy, w grudniu, powinno być sygnałem do alarmu polskiego w NATO, i żądania większego wsparcia w obszarze tego rodzaju systemów. Tyle że przypomnę, że to był czas - grudzień - kiedy państwo polskie oprotestowywało chęć udzielenia nam pomocy ze strony Niemiec. Te słynne niemieckie Patrioty, których Polska nie chciała. Przecież to był ten moment - przypominał Komorowski.
Jak to w ogóle możliwe, że tyle miesięcy nic nie wiedzieliśmy o rakiecie, która ostatecznie wylądowała pod Bydgoszczą? Rozumiem to w taki sposób narzucający się - że komuś zależało na tym, żeby informacja na ten temat nie dotarła do opinii publicznej. I w związku z tym zminimalizowana została skala poszukiwań. A wcześniej brakowało reakcji takiej typowo wojskowej w postaci przynajmniej próby zestrzelenia lecącej rakiety - mówił Komorowski.
Zdaniem Komorowskiego "brak reakcji i wojskowej, i politycznej to jest odpowiedzialność Błaszczaka". Chyba dlatego, że bał się co będzie trzeba zrobić, jak się poda opinii publicznej, że rosyjska rakieta nie wiadomo jak uzbrojona, w co uzbrojona, wleciała na terytorium Polski 400 kilometrów. Myślę, że żadnej próby zestrzelenia nie podjęto - mówił Komorowski.
Ale rakietę wychwyciły radary - mówił prowadzący rozmowę Tomasz Weryński. Pytanie jest, jakie radary. Mogą być to radary natowskie, mogą amerykańskie, polskie. Te wszystkie systemy są połączone ze sobą. Problem polega na tym, że nie wiadomo, na jakiej wysokości te radary działały. Czy na wysokości 500 metrów, czy na wysokości 3 kilometrów. To ma istotne znaczenie - mówił były prezydent. Zakładam, że rozpoznano gdzieś w ramach struktur natowskich, ale jednej rzeczy nikt nie mógł rozpoznać. Nie da się powiedzieć, co ona niesie w głowicy, tego nikt nie wiedział. Jest pytanie do władz, co z tym zamierzały zrobić. Nie było żadnej reakcji, nikt nie wezwał ambasadora rosyjskiego - dodał polityk.
Czy w takim razie minister obrony narodowej powinien stracić stanowisko? Powinien sam, jeśli jest człowiekiem honorowym, podać się do dymisji, a nie próbować uczynić kozłem ofiarnym jednego z generałów mu podlegających. Którego sam zresztą mianował na to stanowisko, sam go lansował, sam podpisywał rozporządzenia regulujące zasady funkcjonowania. Minister obrony narodowej to specyficzna rola i funkcja, w której się mieści także osłanianie wojska - mówił Komorowski.
Jak w takiej sytuacji może przebiegać dalsza współpraca pomiędzy generałami a szefem resortu obrony? Zastanawiam się, jak to sobie wyobraża Błaszczak. Sądzę, że on pewnie dąży do zrobienia jakiejś spektakularnej czystki i chce w to wkręcić prezydenta, bo bez podpisu prezydenta te zmiany personalne nie mogą nastąpić. Chce się podzielić odpowiedzialnością. Normalnie funkcjonować ten resort w takim składzie personalnym nie może - mówił Komorowski.
Nie może funkcjonować resort, w którym szef sztabu generalnego stwierdził, że poinformował ministra obrony narodowej o incydencie z rosyjską rakietą, minister tego w ogóle nie komentuje, a oskarża innego generała o to, że nie dopełnił obowiązków. Z punktu widzenia opinii publicznej to nie jest istotna różnica, który z generałów skutecznie poinformował ministra o zaistniałej sytuacji. Ważne jest to, że minister nie zareagował dalej, nie poinformował prawdopodobnie ani premiera, ani prezydenta. I nie podjął żadnych, stosownych działań. Wręcz przeciwnie - w moim przekonaniu, zachowywał się tak, jakby z góry zakładał, że nie należy znaleźć tej rakiety. Najpierw jej nie należy zestrzelić, potem nie należy znaleźć. Bo z tego mogą być kłopoty w relacjach polsko-rosyjskich. To jest taka PiS-owska polityka wstawania z kolan w praktyce - tłumaczył Komorowski.
Tomasz Weryński pytał swojego gościa także o balon, który przyleciał z kierunku Białorusi. Trzeba się z tym liczyć, że tego rodzaju prób może być więcej po ujawnieniu kompromitującego braku reakcji na cokolwiek. Nikt tego nie wie. Czy to balon szpiegowski, obserwacyjny, tego nikt nie wie. W każdym razie - dopóki się go nie zestrzeli, nie będzie wiadomo - mówił Komorowski.
Jak powinny zareagować polskie służby? Nie rozumiem, jak po doświadczeniu z rosyjską rakietą, (jest - przyp. red.) też nieumiejętność działania w obszarze poszukiwania balonu, który leci o wiele wolniej, leci przez terytorium Polski przez kilkaset kilometrów. Wydaje mi się, że to powinna być reakcja. Balon też chyba nie leciał bardzo wysoko - dodał były prezydent.
Jak dodał, można było śledzić go helikopterem. Można było go zestrzelić z helikoptera z dubeltówki nawet. Tylko trzeba chcieć i trzeba to umieć zrobić - podkreślił.
Były prezydent był też pytany o ostanie wyborcze obietnice Prawa i Sprawiedliwości. Jarosław Kaczyński podczas konwencji wyborczej zapowiedział bezpłatne leki dla osób od 65. roku życia.
W dniu, kiedy Kaczyński zapowiadał, że będą darmowe leki, byłem akurat w aptece. I się okazało, że niektórych leków brakuje. To jest problem - mówił Komorowski. To jest odwracanie uwagi od realnych problemów. Bo realnym problemem jest brak leków w dystrybucji - dodał.