Wycofanie wojsk z Chersonia to dla Rosjan upokorzenie – ocenił gen. Janusz Bronowicz w rozmowie 7 pytań o 7:07 w internetowym Radiu RMF24. Jego zdaniem to moment przełomowy dla Federacji Rosyjskiej, który Władimira Putina może kosztować nawet utratę władzy, np. na rzecz któregoś z „twardogłowych” jak szef Grupy Wagnera Jewgienij Prigożyn.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Gen. Bronowicz ocenił, że ubiegłotygodniowy odwrót sił rosyjskich z Chersonia to wyraźny sygnał, że Ukraina nie jest słabsza od swego agresora.
Na początku tego konfliktu 24 lutego niewielu spośród nas miało wielkie nadzieje, że uda się Ukrainie skutecznie walczyć i to już dziewiąty miesiąc z Rosjanami, i to tak skutecznie, że w zasadzie na dość szerokim odcinku armia ukraińska przeszła do skutecznych działań ofensywnych - powiedział wojskowy.
Opanowanie Chersonia - największego miasta obwodowego przez Ukraińców, miasta, które wcześniej Rosjanie zdobyli, jest nie tylko propagandowym, ale wojskowym sukcesem, który na pewno tchnie kolejnego, mocniejszego ducha walki wśród żołnierzy, narodu i społeczeństwa ukraińskiego - dodał gen. Bronowicz.
Według niego odwrót był z jednej strony wymuszony działaniami sił Ukrainy, ale z drugiej umiejętnie przeprowadzonym manewrem wojsk rosyjskich.
Wycofanie - z wojskowego punktu widzenia - może być wymuszone lub zamierzone. To pierwsze raczej, jak sugeruje sama nazwa, będzie prowadzone wtedy, gdy zostaną wyczerpane wszystkie inne możliwości powstrzymania natarcia przeważających sił przeciwnika, a dalsza walka właśnie w zajmowanym rejonie na tym przyczółku, groziłaby trudnymi do przewidzenia konsekwencjami. W tej sytuacji, gdy przewaga groziła rozbiciem wojsk na prawym brzegu Dniepru, umiejętne wycofanie należałoby postrzegać jako sukces a nie klęskę - tłumaczył gen. Bronowicz.
Tutaj ze względu na informacje, jakie mamy, że udało im się zdecydowaną, jeśli nie całość, tego zgrupowania przerzucić na lewy brzeg Dniepru, z większą ilością sprzętu wojskowego, trzeba postrzegać jako umiejętny i skuteczny manewr, czyli wyjście spod uderzenia przeważających sił Ukraińców - dodał.
W jego ocenie manewr ten świadczy ponadto o tym, że Rosjanie nie mają przewagi na tym kierunku. Dla samych Rosjan jest to, moim zdaniem, upokorzenie - podkreślił gen. Bronowicz.
Bogdan Zalewski zapytał też swego gościa o przyszłość Władimira Putina. Jego zdaniem sytuacja w Chersoniu to przełomowy moment, jeśli chodzi o stosunek do prezydenta Rosji jego bliskiego otoczenia. Okazuje się, że to już nie Putin, a niektórzy ludzie z jego otoczenia, tzw. twardzi ideologowie, w tym m.in. Aleksander Dugin, czy też jeden z aktywnych redaktorów telewizji rosyjskiej Władimir Sołowjow, mają jeszcze bardziej wojenne nastawienie aniżeli sam Putin - wskazał gen. Bronowicz.
Nie wykluczył, że Putina zechce zastąpić na Kremlu np. szef Grupy Wagnera Jewgenij Prigożin.
(...)
Głośnym echem odbiła się wypowiedź sławnego ideologa Aleksandra Dugina. Z właściwą sobie skłonnością do ezoterycznych rozważań i erudycyjnych aluzji autor książki "Putin kontra Putin" porównał ostatnio los rezydenta Kremla do mitycznego "Króla Deszczu".
To figura magicznego władcy opisana przez szkockiego antropologa Jamesa George'a Frazera w klasycznym dziele "Złota Gałąź". Taki monarcha i szaman w jednej osobie był tam wcieleniem absolutnej potęgi, ucieleśnieniem mocy władzy nad ludźmi i naturą. Czczony niczym bóg przez poddanych, musiał jednocześnie poddawać swej woli przyrodę, zapewniać deszcz spragnionej ziemi, by rodziła plony dla jego plemienia. Jeśli nie potrafił tego dokonać, był okrutnie przez swój lud zabijany.
Co to za rytuał na Kremlu aluzyjnie proponuje Aleksander Dugin (który nie tak dawno sam w zagadkowym zamachu utracił swą córkę Darię - ukochaną latorośl i kontynuatorkę ojcowskich idei mistycyzującego eurazjanizmu)? Czyżby dawał on sygnał do koniecznej zmiany lidera, do złożenia ofiary z kremlowskiego Króla Deszczu, do carobójstwa?
Oto wpis Dugina, który zrobił furorę w światowych mediach:
Chersoń oddany. Podano rosyjskie miasto, stolicę jednego z regionów Rosji (...). Jeśli nie robi to na tobie wrażenia, to nie jesteś Rosjaninem. Rosjanie zaciskają teraz zęby z bólu, płaczą i cierpią, jak gdyby wyrwano im serca, jakby na ich oczach zginęły ich dzieci, ich bracia, matki i żony. Jeśli to cię nie zabolało, jesteś niczym. Władza. To ona podnosi za to odpowiedzialność. Jaką rolę odgrywa u nas autokracja? Dajemy Władcy absolutną pełnię władzy, a on jest wybawicielem dla nas wszystkich, zbawieniem dla ludzi, dla państwa, dla obywateli w krytycznym momencie. Jeśli otacza się łajnem lub pluje na sprawiedliwość społeczną, to jest to nieprzyjemne, ale w zamian nas ratuje. A jeśli nie zapewnia ratunku? Czeka go los "króla deszczu" (patrz Frazer). Autokracja też ma wadę. Pełnia władzy w przypadku sukcesu, ale także pełnia odpowiedzialności w przypadku niepowodzenia.
A oto cytat ze "Złotej Gałęzi", dzieła Jamesa George'a Frazera:
Niektóre plemiona zamieszkujące Górny Nil nie mają rzekomo królów w zwykłym znaczeniu tego słowa, a jedynymi osobami, które za takich uznają, są Królowie Deszczu, mata kodou; tym przypisuje się moc zaklinania deszczu we właściwej, to znaczy deszczowej porze. Zanim deszcze zaczną padać, to znaczy przed końcem marca, ziemia jest wypalona i kraj zamienia się w bezwodną pustynię. Bydło, stanowiące główny dobytek ludności, ginie z braku trawy. Wobec tego, gdy zbliża się koniec marca, wszyscy gospodarze wybierają się do Króla Deszczu i każdy ofiaruje mu krowę, by sprowadził błogosławiony deszcz i zwilżył brązowe i wysuszone pastwiska. Gdy deszcz nie spada, ludzie gromadzą się i żądają, by król go sprowadził, a gdy chmury nadal nie pojawiają się na niebie, rozpruwają mu brzuch, w którym, jak wierzą, ukrywa burze. Jeden z takich Królów Deszczu z plemienia Bari sprowadzał deszcz, pokrapiając ziemię wodą z ręcznego dzwonka.
Szczepy zamieszkujące kresy Abisynii posiadają podobny urząd. Oto opis podany przez obserwatora: "Kapłaństwo alfai, zwane tak przez plemiona Barea i Kunama, jest bardzo dziwne. Ludzie wierzą bowiem, że kaptan potrafi zaklinać deszcz. Stanowisko to istniało uprzednio u Algedów i, jak się zdaje, nadal jest rozpowszechnione wśród Murzynów nubijskich. Alfai w Barea, do którego zwracają się o porady również północni Kunama, mieszka wraz z rodziną samotnie na górze w pobliżu Tembadere. Ludzie przynoszą mu ofiary w postaci odzieży i owoców i uprawiają duże pole będące jego własnością. Jest on pewnego rodzaju królem, a urząd przechodzi dziedzicznie na jego brata lub siostrzeńca. W powszechnym przekonaniu potrafi on sprowadzać deszcz i przepędzać szarańczę. Gdy jednak zawodzi oczekiwania ludności i nastaje wielka posucha, wierni kamienują go, a najbliżsi krewni muszą pierwsi rzucić w niego kamie-niem. Gdy przejeżdżaliśmy przez ten kraj, urząd alfai sprawował jeszcze jakiś stary człowiek, ale słyszałem, że zaklinanie deszczu okazało się zbyt niebezpiecznym zajęciem, toteż zrzekł się swej władzy."