Piłka nożna to jest dość zatęchła dziedzina sportu, gdzie wielu działaczy to jest jeszcze nawet nie portfel gierkowski, ale jeszcze czasy Gomułki pamiętają i to całkiem nieźle - mówi Janusz Zaorski, reżyser filmu \"Piłkarski Poker\".

REKLAMA

Tomasz Skory: Chciałem zacząć od cytatu: Polska piłka nożna toczy się po równi pochyłej. Wyniki zależą od pieniędzy, na trybunach siedzą tysiące naiwnych, czekają na wynik nie wiedząc, że wcześniej ustaliło go kilka osób. Kto to powiedział, według Pana?

Janusz Zaorski: Ciężka zagadka. Ile można wygrać?

Tomasz Skory: Jaka to zagadka? To Pan to powiedział 17 lat temu o swoim trochę proroczym, a na pewno już wtedy nikogo nie dziwiącym filmie „Piłkarski poker”. Kiedy Pan dzisiaj czyta gazety z doniesieniami o kulisach rozgrywek ligowych, aresztowaniu na gorącym uczynku sędziego kwalifikatora, czuje Pan jakąś smętną satysfakcję, takie „a nie mówiłem”?

Janusz Zaorski: To jest zawsze trudne. Nie wiadomo, czy to życie naśladuje sztukę, czy sztuka naśladuje życie. Co było najpierw? Nawet sobie pomyślałem, że za chwilę zaczną być stawiane mi zarzuty, że to właśnie ja dałem przykład sędziom, jak mają robić te wszystkie machlojki i za chwilę będę pociągnięty przed jakąś komisję do tego, żeby się gęsto tłumaczyć. Nie mniej to nie była fikcja. To wszystko co w filmie „Piłkarski poker”, w głównych zarysach, było pokazane, to była prawda. Zrobiono taki przekręt. W 1986 roku umówiło się kilka możnych klubów, kto ma zostać mistrzem, najbogatszy oczywiście z nich, ale tylko na ten rok, bo w przyszłym już miało być inaczej i spuszczamy dwa kluby, których nie znosimy.

Tomasz Skory: No i proszę i żeby było mniej zabawnie, ale za to bardziej prawdziwie, taki „Piłkarski poker” mógłby być nakręcony dzisiaj. Miał Pan 17 lat temu poczucie opisywania czegoś, co jest jak służby specjalne, niezabijalne, że przetrwa przemiany ustrojowe, obyczajowe, standardów. To jest układ, który działa przecież do dziś, obserwujemy to.

Janusz Zaorski: To prawda, a zwłaszcza, że to jest dość zatęchła dziedzina sportu, gdzie wielu działaczy to jest jeszcze nawet nie portfel gierkowski, ale jeszcze czasy Gomułki pamiętają i to całkiem nieźle. Zmiany tam są konieczne i wiemy o tym wszyscy od wielu lat, ale ci panowie czują się dobrze i nie chcą żadnych zmian.

Tomasz Skory: Skąd to zakłamanie? Przyzna Pan, że zastanawiająca jest odporność tego układu sprzedajnych piłkarzy, sędziów, działaczy, manipulatorów. Był film i była powszechna przez lata świadomość, że mecze są drukowane, wyniki są skręcane i jakby nic się nie zmieniło dookoła, a dumna i dostatnio z tego wszystkiego żyjąca polska piłka nożna obłudnie ma się dobrze.

Janusz Zaorski: Tak, bo przede wszystkim obłuda była i jest, mam nadzieje, że nie będzie. Na szczęście są nowe metody; można teraz sprowokować sytuację, można pakiet kontrolny dać. Kiedyś było to niemożliwe. Tak sobie myślę, mechanizmy to jeszcze z komuchy zostały. Ja ten film kręciłem w `88 roku, to była niby poprzednia epoka, on jest szalenie aktualny. To mnie nawet przeraża, bo niby to była komedia, na tamten czas śmieszyła, ale w tej chwili ja ten film odbieram jako film paradokumentalny, oskarżycielski.

Tomasz Skory: Jak się Panu podoba, skoro mówimy o komedii, to dzisiejsze chóralne oburzenie na złapanego Antoniego F., to takie gremialne działaczowskie „fe, to jest czarna owca, której obecność kala, bruka nasze grono krystalicznie czystych postaci, uczciwych społeczników”. Jak się to Panu podoba?

Janusz Zaorski: Zwłaszcza, że najbardziej krzyczą wilki, że to tylko jedna „czarna owca” w tym stadzie.

Tomasz Skory: Jakoś nie jest Panu do śmiechu.

Janusz Zaorski: Nie, nie jest, bo widzę, że przez tych 17 lat niewiele dało się zreformować, więc nagle za dotknięciem czarodziejskiej różdżki miałoby się to zmienić? Oczywiście, to się musi stać i lepiej prędzej niż później i może wreszcie ten wypadek, tak już jawna, jaskrawa afera pozwoli, że ten układ zostanie rozwalony. Niestety, musimy wszyscy pamiętać, że tam gdzie są duże pieniądze, a można duże pieniądze zarobić na piłce, tam zawsze będą afery.

Tomasz Skory: Żeby było jeszcze dostojniej, to prokuratorzy mówią wprost o wierzchołku góry lodowej, stajni Augiasza, grupie trzymającej ligę, zaangażowaniu w manipulacje 10 drużyn I i II ligi. Ta skala zjawiska nie przerosła trochę filmu?

Janusz Zaorski: To prawda, ale ja już mam gotowy następny scenariusz. Cezary Harasymowicz napisał o machlojach w reprezentacji Polski. Czekam na sponsorów, bo chciałbym jak najszybciej zacząć zdjęcia.

Tomasz Skory: Nie sposób nie zapytać jeszcze o jedno. Dzisiaj wieczorem finał Ligi Mistrzów, na kogo Pan stawia? Na faworyta AC Milan, czy może na Anglików z Jerzym Dudkiem?

Janusz Zaorski: Zawsze staram się kibicować temu słabszemu. Niewątpliwie ten słabszy to jest Liverpool, ale skoro pokonał Juventus, skoro pokonał Chelsea, więc może powiedzenie „do trzech razy sztuka” nie jest prawdziwe; może będzie trzecie zwycięstwo.

Tomasz Skory: Myśli Pan, że i w rozgrywkach tak prestiżowych, na takim poziomie też da się założyć „spółdzielnię”, coś skręcić, wydrukować?

Janusz Zaorski: Nie sądzę. Zwłaszcza, że to nie są takie jasne układy, że my, oni, my z tego miasta, oni z tego ohydnego. Być może o wynikach tych dwóch drużyn – Milanu i Liverpoolu będą decydowali graczy z Europy Środkowo – Wschodniej – Szewczenko jeśli pokona Dudka, bądź Dudek jeśli nie da się ograć Szewczence.

Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio